Pamiętam swoich rodziców jak przez mgłę. Ich rysy są zamazane. Potrafię wyłowić z tej wielkiej, niewyraźnej plamy jedynie wielkie, zielone oczy taty i niebieskie należące do mamy, co jest niezwykle dziwne, ponieważ moje przypominają bardziej zachmurzone niebo - są aż tak szare. Wiem jednak na pewno, że byli dobrymi ludźmi o gołębich sercach, dopóki Rebelianci ich nie zabili. Nie był to wypadek, dwa przypadkowe strzały czy wybuch w pobliżu. Obmyślony co do najmniejszego szczegółu plan, który zadziałał bardzo dobrze, wręcz perfekcyjnie. Nie chowam jednak urazy do Ruchu Oporu. Czuję żal do rodziców za to, jak ich inni postrzegali, że nic im nie wytłumaczyli, nie próbowali nawet! Faktem jest, że za nimi tęsknię. W końcu była to moja jedyna rodzina. To, czym się zajmowali, nie jest aż tak ważne. W końcu prawie każdy zrobiłby to, co by mu kazano, abytlko ochronić osoby, które kocha. Zabiłby, nawet całą planetę. Choć Sithowi ciężko jest kochać. Ludzie jednak nie szukają prawdy. Widzą i słyszą to, czego w danym momencie pragną, nie zadając sobie nawet pytania dlaczego.
Od tamtego dnia wychowywał mnie Mistrz Kahra. Tak naprawdę to właśnie jemu zawdzięczam życie. Kiedy nastąpiła awaria, a czerwone światła migały jak oszalałe, to właśnie on zabrał mnie stamtąd. Został moim przybranym ojcem choć i tak od ładnych paru lat zwracam się do niego per Mistrzu. Nie mogę sobie pozwolić, aby jakikolwiek inny Jedi usłyszał, jak mówię do Kahriego tato - byłby to przecież skandal. Żaden padawan nie może dostąpić takiego zaszczytu czy pozwolenia, chyba że jest jego dzieckiem.
Krótko mówiąc, moje życie wyglądało codziennie identycznie - treningi od rana do wieczora. Czasami jedynie brałam udział w zebraniach Ruchu Oporu, co i tak odbywało się niezwykle rzadko. Kahrai nie był chętny do zabierania mnie na obrady, przez co zostawałam sama, czując się po prostu samotnie.
Często czuję się samotnie...
Moje spokojne i harmonijne życie zachwiało się, kiedy zobaczyłam jego. Siedząc pomiędzy gałęziami drzewa i starając się medytować, jak nakazał mi mistrz, poczułam coś budzącego we mnie olbrzymi niepokój. Otworzyłam, dotychczas zamknięte, oczy i spojrzałam w dół pomiędzy zielone listowie.
Gęstym lasem, porastającym Zahir, maszerowali sztywno Szturmowcy. Ich pancerze były śnieżnobiałe, wypolerowane na błysk, trudno było ich nie zauważyć na tle brudnej zieleni. Każdy trzymał czarny jak smoła blazter gotowy do wystrzału - do zabicia tego, kto nawinie im się pod muszkę.
Liczyłam w skupieniu hełmy; dwa, cztery, sześć, osiem, dziesięć. Nie był to żaden oddział, a tym bardziej legion. Musieli czegoś szukać.
Czegoś albo kogoś.
Wtedy wkroczył właśnie on. Ubrany w ciemny kostium, o rozcięciu umożliwiającym swobodny ruch, czarne jak węgiel spodnie. Twarz zakrywała hebanowa maska o srebrnych zdobieniach. Na jej powierzchni widziałam płytkie, jak i głębokie, zarysowania - blizny po stoczonych walkach, może i całych bitwach.
Moje serce zamarło, aby po chwili zacząć bić sto razy mocniej i dwieście razy szybciej. Przepełniało mnie uczucie strachu, zgrozy, zdumienia, jak i zafascynowania. Pierwszy raz widziałam taką osobę... Pełną ciemności.
Dotknęłam przytroczonej do pasa, na mocnym sznurze, rękojeści. Była to najcenniejsza jak dotąd rzecz, którą posiadałam. Zdobycie żelaza mandaloriańskiego czy pokonanie bestii Zillo, której łuski nie da się przeciąć mieczem świetlnym, nie było żadną błahostką. Każdy padawan wie, że jest to zadanie, które może przypłacić życiem. Mimo to wszyscy lub zdecydowana większość podejmujemy się tej próby.
Upewniwszy się, że mam przy sobie broń, odetchnęłam z ulgą. Mój wzrok jednak cały czas śledził zwinne kroki jegomościa, który cichym głosem rzucił rozkaz swoim żołnierzom, żeby się rozeszli. Sam przystanął i zaczął nasłuchiwać. Starałam się oczyścić swój umysł, aby tylko żadna nieproszona myśl nie ulotniła się z mojej głowy. Sprowadziłoby to na mnie zgubę, choć ze Szturmowcami dałabym sobie spokojnie radę. Czego by po nich oczekiwać? Masa mięśni szkolona tylko i wyłącznie do strzelania tam, gdzie im rozkażą. Co innego jeśli chodzi o nieznanego mi mężczyznę. Czułam, że jest w nim olbrzymia Moc, przewyższającą wielokrotnie moją.
Ukrytymi w kruczoczarnych rękawicach dłońmi zdjął z głowy hełm. Moim oczom ukazał się chłopak, może młody mężczyzna o bladej cerze i czarnych jak noc, kręconych włosach. Otarł rękawem pot z czoła i odetchnął głęboko kilka razy, otwartymi i popękanymi od wysuszenia ustami.
"Dlaczego ja, do cholery ,się mu przyglądam?!".
Odwróciłam wzrok, sprawdzając, czy Szturmowcy już odeszli. Nie zauważyłam ani jednego białego stroju. Nagle poczułam szczypnięcie w potylicy. Stanie się coś niedobrego...
Spojrzałam znowu, na będącego nim niewątpliwe, Sitha. Tym razem napotkałam jednak wzrok jego czarnych jak atrament oczu.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...