Nowy towarzysz niedoli kłamstwa zaprowadził mnie do tymczasowego lokum, które dzieliła na pozór cienka ścianka, od jego mieszkania. Odchodząc, usłyszałam od niego tylko, że w razie potrzeby mogę przyjść. Zawsze i wszędzie.
Szkoda tylko, że nie w świetle szczerości.
Pokój był duży, nie mógł się równać z tym, jaki miałam, kiedy zajmował się mną Kahri. Nie równał się nawet z salą obrad Rady. Nagie niegdyś ściany były pokryte teraz arrasami, sprowadzonymi zapewne z układu Portos, znajdującego się na Zewnętrznym Rubieżu. Tylko tam robili takie niepowtarzalne dzieła sztuki. Miękkie w dotyku gobeliny zdobione były w rozmaite krajobrazy i sceny historyczne; jeden przykuł najbardziej moją uwagę - malutki dywan, na którym wyszyte były dziwne figury, podobne do liter, nie układające się mimo to w żadne znane mi słowa. Nie należały do jakiegokolwiek alfabetów.
Pod ścianą, na przeciw okrągłego wejścia, stało proste łóżko o krótkich nogach i rzeźbionych balustradach, na których zawieszony był cienki baldachim o bladoniebieskim kolorze. Poza tym w pomieszczeniu znajdował się ogromny, czerwonoskóry fotel, stojący przed olbrzymim oknem, zza którego rozpościerał się zaśnieżony obraz lasów i gór.
Nigdy nie spodziewałam się, że takie osoby jak Sithowie żyją z bogactwie. Wszechobecny luksus bił po oczach od tych kilku przedmiotów. Inni uznaliby je pewnie za skromne. Byłam zawsze przekonana, że żyją w surowości i cieniu.
"Kto by pomyślał, że przejdę na Ciemną Stronę Mocy. Ja, Jorin, nie mająca nawet nazwiska".
Co pomyślą Rycerze Jedi? O ile Haru i Laro przeżyli, to przecież wszyscy dowiedzą się, że znikłam. Zaczną szukać w każdym zakamarku Galaktyki. Skoro jestem taka cenna, mam w sobie Moc, to będą próbowali mnie odnaleźć. I co ja wtedy zrobię? Jak tylko się zjawią, aby bohatersko mnie "odbić", to wyskoczę na nich z mieczem? Nie przemyślane decyzje ciągną za sobą konsekwencje. Pewnie gdybym była opanowana, nie targałyby mną ból i emocje, to znalazłabym przecież jakieś sensowne rozwiązanie tej całej zagmatwanej sprawy.
Gdybym miała kilka sekund więcej na moście do zastanowienia, zabiłabym Kylo lub samą siebie. Lot w dół wąwozu byłby długi, nie na tyle, aby mieli czas mnie uratować.
Nadchodził wieczór, a ja tylko siedziałam na łóżku, ubrana w swoje potargane ubranie, którego niektóre strzępy już dawno zgubiłam, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nieopatrzone nadal rany doskwierały szczypiąc, z niektórych zadrapań wciąż sączyła się krew. Nie zwracałam na to uwagi. Nawet dobrze, że bolały. Dawały mi znak, że nadal jestem tą samą dziewczyną, posiadającą uczucia. I że żadna Ciemna Strona tego nie zmieni. Zostanę sobą, a po wszystkim wrócę i postaram się, aby inni mi przebaczyli.
Patrzyłam pustym wzrokiem na leżące obok, przygotowane przez kogoś ubranie. Ciemne, opinające albo raczej przylegające do ciała, spodnie z podwiniętymi nogawkami. Atramentowa, zwiewna koszula o ściąganych rękawach, przewiązana sznurem w pasie, podobna do tej, którą nosi Kylo. Węglowy płaszcz, rozcięty głęboko po bokach, z dużym, zakrywającym pewnie pół twarzy, kapturem; srebrne zdobienia w przeróżne zawijasy. Skórzane rękawice o starannym szwie. Sięgające za kostki, obite w środku futrem, buty. Nie było tylko maski, którą mogłabym pogardzić i cisnąć z furią o ścianę. Czegoś, co wzbudziłoby we mnie największy wstręt. Coś, co mogłabym zniszczyć, aby wyżyć się za to, co musiałam zrobić, przez obowiązek, który nie wiem, kto właściwie akurat mi powierzył. Przecież nie nadaję się na osobę, która może zrównoważyć Moc! Drobna dziewczyna, wychowywana na Zahir, przez mężczyznę będącego samotnikiem - tym właśnie byłam, nie bohaterką, na którą czekała cała Galaktyka. Będąca osobą, która dopiero co poznała całe, spadający na jej barki zadnie, wymagające zapewne olbrzymiego poświęcenia i przelanej krwi.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...