Utrata kontroli

565 63 16
                                    

   Otworzyłam szeroko oczy. Obraz zniknął, rozmywając się w okrutnej rzeczywistości. Dłoń Marim zsunęła się bezwładnie z mojego policzka, uderzyła w nagrzaną przez słońce ziemię. Poczułam na twarzy ostatni oddech kobiety, który uciekł z jej piersi.

   - Nie, Marim - łkałam, powstrzymując się od łez. - Dlaczego? Dlaczego ty? - Spojrzałam na rosnącą plamę szkarłatnej czerwieni, która brudziła moją rękę.- Wiedziałaś o tym! Mogłaś użyć Mocy! Dlaczego? Dlaczego ty? - powtarzałam. - Nie zostawiaj nas, nie zostawiaj mnie! Marim, proszę!

   Widziałam jedynie jej zastygłą twarz. Tatuaże na jej coraz bardziej sinej skórze. Srebrny kończy w brwi. Smukłe dłonie. Czerwone, przypominające malutkie rogi guzki. Gwiezdne tęczówki, które zachodziły mgłą - tamta jednak nie oznaczała wizji, a jedynie nie kończący się sen.

   - Nie myśl tylko o sobie! - krzyknęłam, a mój głos przeraził samą mnie. Był inny. Pełen gniewu. Gniewu rozpaczy i żalu. Przepełniony bezkresnym smutkiem. - Dlaczego? Wystarczyło powiedzieć. Proszę, wróć.

   Zabrack'a jednak się nie poruszała. Nie próbowała wziąć oddechu, zamrugać powiekami. Nie pozwoliła sercu na choćby najmniejsze, najcichsze i najsłabsze uderzenie.

   Pogodziła się.

   I wtedy to mnie najbardziej zabolało. Poczułam, jak coś rozrywa mnie od środka. Wierci dziurę w moim brzuchu, duszy. We wszystkim, co miałam i będę mieć. Straciłam zbyt wiele osób. Zbyt wielu przypłaciło ratunek mnie swoim życiem. Zbyt wielu przyjaciół mogłam jeszcze stracić.

  "To jest twoje przeznaczenie - rozbrzmiał w mojej głowie głos Haru ze snu"

   Trawiaste oczy Haru. To właśnie je widziałam! Czy to on miał nam pomóc? Czy to on miał okazać się moją deską ratunku, brzytwą tonącego człowieka?

   Czy ja jednak byłam jeszcze człowiekiem? Jak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie? Byłam gotowa zabić każdego, kto stanie na mojej drodze. Z furią zaatakowałam żołnierzy wiozących ciało Camalo. Próbowałam ich zamordować.

   To nie byłam już ja.

   Przeznaczenie. Coraz bardziej nienawidziłam tego słowa.

   - Jorin. - Poczułam na ramieniu ciężką dłoń Bena. - Musimy iść.

   - Nie. - Kręciłam głową. - Nie, nie, nie! Nie zostawię jej!

   - Ona już nas zostawiła - odezwał się obok Laro.

   Nawet nie wiem, kiedy udało mi się zebrać tyle siły. Wstałam gwałtownie. Ruszyłam w kierunku pilota. Wyciągnęłam przed siebie rękę tak daleko, jak tylko mogłam. Musnęłam go tylko. To wystarczyło.

   Mężczyzna uniósł się i runął na stojącą za nim ścianę. Głową uderzył mocno w kamień.

   - Nigdy tak więcej nie mów - syknęłam, powoli zaciskając pięść. - Nigdy!

   - Panienko - wyszeptał ledwo, próbując zerwać z szyi niewidzialną dłoń. - Przestań! To cię niszczy! Nie widzisz tego?

   Zimny, nie pasujący do gorącego klimatu, wiatr przeszył mnie na wskroś. Zadrżałam, ciarki przeszyły moje ciało.

   Spojrzałam przerażona na swoją dłoń, w tym samym czasie, kiedy Hemings spadł na ziemię.

   Nigdy czegoś takiego nie zrobiłam.

   To był impuls. Zerwałam się do biegu, potykając o kamienie, które spadły podczas walki ze szczytu wąwozu. W ręku trzymałam miecz. Nie wiedziałam nawet, kiedy go chwyciłam, wyrwałam z dłoni Marim.

ZakazaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz