Poruszaliśmy się powoli, ostrożnie, zgranie. Jego prawa - moja prawa. Jego lewa - moja lewa. Nie odzywaliśmy się, nie padło ani jedno niepotrzebne słowo, bo żadne, choćby najmniejsze, nie było oczekiwane. Słyszeliśmy jedynie swoje przyspieszone oddechy, odgłosy lasu. Ciała bolały nas po potyczce.
Kylo się postarzał. Nadal jednak miał identyczną bladą, jasną twarz, ciemne, kręcone włosy, duży i niezbyt zgrabny nos. Ciemne oczy, w których nie potrafiłam nic odczytać, a nad nimi czarne, gęste brwi. Upłynęły jednak cztery lata, a chłopak, lub raczej mężczyzna, bo nim właśnie stał, nie przypominał Bena, którego pamiętałam.
Bena było w nim jeszcze mniej niż wcześniej.
W jego spojrzeniu jednak coś się zmieniło. Widziałam to, kiedy mnie rozpoznał. Dostrzegłam w nim spokój, nie ulgę bądź radość.
Spokój, który osiągają jedynie Renowie.
Różnił się od tego, którym władali Rycerze Jedi. Dało się to wyczuć nawet bez midichlorian.
Jego oczy zabłysły żywym złotem.
Szliśmy gęsiego przez gęste listowie. Czułam coraz bardziej dokuczliwe zimno. Mężczyzna otaksował mnie wzrokiem, kiedy zęby mi lekko zadzwoniły. Z jego ust nie padło choćby najkrótsze słowo. Odwrócił się i ruszył dalej.
W pewnym momencie las zaczął rzednąć, a szum i plusk wodospadu stawały się ogłuszające. Nagle mój przewodnik odsunął się na bok.
Przede mną wyrosła stara, dobrze znana Alma Caroo. Imponowała swą wielkością i wyglądem, którym przypominała najsłynniejszego Sokoła Millenium. Jednak ona była tutaj, przede mną - namacalna, żywa.
Westchnęłam cicho.
- Hemings? - odezwał się głucho Kylo.
- Czego znowu chcesz? - Dało się słyszeć z głębi statku.
- Wyjdź na chwilę.
- Sam sobie wyjdź - krzyczał podenerwowany. - Jak czegoś chcesz, to rusz swoje zakonne cztery litery, zmuś Mocą stópki w rajstopkach i przyjdź. Nie będę latać na każde twoje zawołanie, młodzieńcze.
- Tym razem nie pożałujesz, Laro - obiecywał czarnooki.
- Tak, tak - parsknął pilot. - Ostatnim razem też tak było i wcześniej również, w zeszłym tygodniu, no i jeszcze w poprzednim... Chwileczkę - mówił, przepełniając każde słowo sarkazmem - przez ostatni miesiąc wydaje ci się, że Jorin już wróciła! Nie wiem czy wiesz, ale jakoś jej jeszcze nie widziałem, czyli nie ma jej jednak nadal.
Spojrzałam na chłopaka zdziwiona. Wyczuwał mój powrót?
- Hemings - powiedział prawie błagalnie.
Nie zniżyłby się do prośby.
- Tak, Kylo. Tak mam na nazwisko. Spostrzegawczy jesteś, nie powiem - nadal krzyczał.
Ren zacisnął pięści i zagryzł mocno szczęki. Widziałam, jak zaczyna tracić panowanie nad sobą.
- Laro? - rzuciłam w kierunku statku. Wiatr poniósł mój cichy, spokojny głos do jej wnętrza i pilota, który stanowił jej serce.
Usłyszałam, jak upadają jakieś metalowe przedmioty. Odgłos szybkich kroków odbijał się echem od ścian Almy Caroo. Na opuszczony podest wbiegł ognistowłosy mężczyzna o rudym zaroście, cały umorusany smarem - dokładnie jak przy naszym pierwszym spotkaniu.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...