Zeskoczyłam z wieży, spadając w ogromną zaspę. Przeszły mnie dreszcze od zimna, jednak adrenalina je niemalże natychmiast uciszyła. Niezdarnie wygrzebując się ze śniegu i potykając, pędem ruszyłam w stronę pokrytego puchem lasu. Lasery z blasterów przelatywały mi koło ucha, jednak żadne nie trafiło w obrany przez nich cel, którym byłam właśnie ja - jedną wielką tarczą z napisem "Strzel we mnie, kupo mięsa". Do moich uszu dolatywały nawoływania Szturmowców. Ich krzyki odbijały się echem od gęsto rosnących drzew, które omijałam. Nie miałam ochoty zderzyć się z choćby jednym z nich.
Nie zauważywszy wystającego spod białej pokrywy korzenia, zahaczyłam o niego nogą, jak ostatnia sierota, i spadłam na zmarznięta ziemię. Moje kolano zderzyło się z ogromną szybkością z bryłą twardego lodu. Coś trzasnęło niemiłosiernie głośno, a po całej nodze przeszła fala bólu. Każdy nerw szarpał tak, jakby miał zamiar zaraz się zerwać, nie wytrzymując napięcia.
Wstałam, ledwie trzymając się na nogach i pół idąc, a pół skacząc, utykałam dalej. Nie szło mi to zbyt dobrze. Nawoływania żołnierzy Imperium zaczęły się zbliżać. Spanikowanym wzrokiem szukałam jakiejkolwiek bezpiecznej kryjówki. Jak na ironię losu, żadnej nie było.
Gdy nagle przede mną wyrósł wąwóz o niewyobrażalnie kolosalnych wielkościach i niedostrzegalnego gołym okiem końca . Nie mógł się równać z tym na Zahir, który z łatwością przeskoczyłam, wymykając się z łapczywych rąk Kylo.
Rozpędzona próbowałam się jakoś zatrzymać. Już tylko piętami stałam na pewnym podłożu. Wymachiwałam rękami jak szalona, aby zachować równowagę i nie spaść w ziejącą chłodem otchłań...
Odsunęłam się o krok od wąwozu. Dyszałam ciężko, a serce chciało mi się wyrwać z klatki piersiowej. Mocno uderzało o poobijane żebra, co sprawiało, że chciałam tylko wyć i zwijać się na ziemi z piekącego bólu.
Musiałam jednak uciekać.
Mój wzrok dostrzegł most. Tak szybko, jak tylko mogłam wbiegłam na niego. Byłam już w połowie, kiedy zobaczyłam, że nie ma więcej stopni...
Zamarłam. Usłyszałam za sobą syknięcie aktywowanego miecza. Kładka zabujała się niemiłosiernie mocno na swoich słabych, konopnych linach. Odwróciwszy się zobaczyłam przed sobą swojego prześladowcę.
Głośno przełykając ślinę wyciągnęłam swoją broń. Modliłam się o krótką i bezbolesną śmierć. Nie będzie już darowania i ostatniej namowy. Wtedy miało się wszystko rozegrać. Był to moment wyboru.
***
Stałam na niebezpiecznie chwiejącym się moście, wiszącym nad przeraźliwie głęboką, bezdenną przepaścią. Każdy jego szczebel skrzypiał niemiłosiernie, gdy tylko na niego przełożyłam ciężar swojego ciała. Zimne powietrze szczypało mnie w policzki. Lniana szata nie chroniła przed lodowatym wiatrem, który co chwilę przeszywał moje ciało swoim ostrzem. Z ust wylatywały mi gęste chmury pary, utrudniająca walkę, a raczej bronienie się.
Przede mną stał Kylo, w swojej hebanowej masce i kruczym płaszczu - zdążył je założyć, zanim udał się w pościg za mną. W dłoni dzierżył miecz świetlny, którym cały czas zadawał mi ciosy. Ja natomiast tylko się broniłam. Jedyne, co mi zostało, to parowanie jego silnych uderzeń i desperackie próby własnych pchnięć.
- Dlaczego? Dlaczego to robisz? Czemu nie możesz mnie zostawić? - krzyczałam, odsuwając się od niego na krok.
- Masz w sobie Moc! Nie rozumiesz tego? Razem możemy przywrócić tej Galaktyce równowagę. Wszyscy od nas tego oczekują! To jest nasze zadanie.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...