Kiedy tylko nadszedł wschód udaliśmy się na Almę Caroo. Poranne promienie słońca muskały moją zmęczoną z niewyspania twarz. Mokra od rosy trawa moczyła nogawki lnianych, opinających spodni. Przenikliwy wiatr sprawiał, że pomimo brązowego płaszcza, który dostałam od Marim, cała drżałam.
Szliśmy gęsiego, po marmurowych schodach z rzeźbioną balustradą, nie odzywając się do siebie ani słowem, pogrążeni w milczeniu i grobowej ciszy.
Tak to już musi być. Kiedy się tylko do siebie zbliżymy, nagle zaczyna oddzielać nas niewidzialna przesłona - chłodu, oziębłości i braku jakichkolwiek uczuć. Obezwładnia nas melancholia.
Weszliśmy po opuszczonej platformie na pokład frachtowca, gdzie R2-D2 niemalże odrazu powitał nas swoimi radosnymi piskami, na co Marim tylko się skrzywiła . Kylo wraz z Laro udali się do pomieszczenia kontrolnego, co zdziwiło mnie najbardziej. Nie chciałam aby znowu oboje wpadli w szał. Każdego z nich darzyłam przyjaźnią i nie chciałam stracić ani jednego więcej. Szczególnie teraz, kiedy lecieliśmy na Ornor - miejsce, w którym nie będę ciepło witana przez oczekujących na mnie przyjaciół. Może jedynie poza Haru, który i tak zapewne nie zachwyci się naszym pomysłem i tym bardziej prośbą.
- Wszystko w porządku? - spytała Marim, podchodząc do mnie i opierając się o ścianę. Jej niezwykłe granatowe oczy wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. Czy na pewno niedowierzaniem? Zdecydowanie tak.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - Zmarszczyłam zdziwiona brwi.
- Jak niby? - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Z podziwem...
Zabrac'ka przysunęła się jeszcze bliżej do mnie i przechyliła lekko głowę. Jej kosmiczne oczy analizowały każdy fragment mojej twarzy. Zagryzłszy wargę, nie odzywała się przez dłuższy czas, nie spuszczając mnie z oka. Jedynie wytatuowanymi dłońmi ściągnęła z głowy kaptur, ukazując swoje zaczerwienione guzki, tak bardzo przypominające mi małe rogi. Sińce pod oczami nadawały jej zwykłego, ludzkiego akcentu, w porównaniu do rysunkowej urody, którą olśniewała na swój sposób.
- Podziwiam cię za to wszystko - westchnęła w końcu, rozkładając bezwładnie ramiona. - Za to, co przeżyłaś i że to wytrzymałaś. Za to... Jak widziałaś śmierć Camalo. Za to, że nie... że nie chciałaś mnie narazić na tę misję. Za to jak nas traktujesz... próbujesz nas zrozumieć. Po prostu za wszystko. - Uśmiechnęła się znowu. - Jesteś wyjątkowa, wiesz?
- Nie ma we mnie nic wyjątkowego - zaprzeczyłam szybko. - Jestem zwykłą dziewczyną... Zdrajcą, bez tożsamości czy przeszłości. Wychowaną na durnym Zahir i wybraną do ratowania tego niewdzięcznego świata... Jestem nikim.
- Właśnie tutaj się mylisz. - Zbeształa mnie wróżbitka. - To o tobie mówią legendy! To ty masz przywrócić Równowagę...
- Jaką Równowagę? - Przerwałam jej ostro. - Czy Sith może w ogóle używać tego słowa? Do pokonania Ciemności potrzebna jest Jasność, a nie większa ilość mroku! - Kobieta próbowała się wtrącić, jednak nie dałam jej dosyć do słowa. - Nie próbuj nawet mnie pocieszać. Dobrze wiesz, że tego nie przeżyję! Nie potrzebuję żadnej fałszywej nadziei, która tylko mnie omami.
- Jorin. - Chwyciła moje dłonie. - Wiesz, że midichloriany dają nam "moce"? - Kiwnęłam tylko potakująco głową. - Ja dostałam dar przewidywania przyszłości, inni czują Moc, zdarzają się tacy, co potrafią przedrzeć się do twojego umysłu - na przykład Kylo - oraz ci, którzy wyczuwają zagrożenie oraz wiele innych rzeczy. Ktoś normalny jednak posiada tylko jedną taką zdolność. Ty masz ich przynajmniej trzy, a może i więcej! Nie uważasz tego, za coś wyjątkowego?
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...