Otworzyłam oczy. Wzrok miałam nieco mętny. Wszystko było zamazane, zakryte mgłą. Ta bezdenna pustka, która przybrała postać snu, pochłonęła mnie całkowicie. Czułam swoje ciało, każdy jego fragment oraz ból, jednakże już lżejszy, w lewym ramieniu i poobijanych plecach.
Podniosłam się na łokciach. Znajdowałam się chyba tam, gdzie położyłam się spać. W swojej kabinie, na wąskiej, twardej pryczy, przykryta jedynie cienkim kocem, który przyniosłam jeszcze z tajnej bazy Ruchu Oporu.
Odwróciłam wzrok i wyjrzałam przez podłużne, hartowane okno. Zamrugałam, aby obraz się wyostrzył. Moje oczy za szczypały mocno, jednak wszystko wyostrzyło się na tyle, że pojedyncze gwiazdy nie wydawały mi się już konstelacjami czy układami.
- Nie, nie, nie. - Zaczęłam panikować, przypominając sobie wszystko.
Próbowałam wstać, cała jednak się trzęsąc, zaplątałam się w pled. Przekręciłam się za mocno i spadłam na zimną, metalową ziemię z głuchym łomotem. Zagryzłam tylko wargę i zacisnęłam pięści, modląc się w duchu aby nikt tego nie usłyszał.
Nikt jednak nie nadchodził. Wstałam więc szybko, pozwalając, aby szorstki koc opadł ze mnie na podłogę. Doskoczyłam do leżącej kilka kroków obok sterty ubrań. Wciągnęłam na siebie błyskawicznie zakurzone jeszcze piaskiem i poplamionej krwią Marim Malastare. Przeciągnęłam przez głowę koszulę, nie marnując czasu na rozpinanie srebrnych guzików. Przytroczyłam do pasa miecz, wzdychając lekko czując jego przyjemny ciężar.
Podeszłam do drzwi i na chwilę znieruchomiałam. Spojrzałam ostatni raz za siebie, na pozostawiane łóżko i cztery ściany, które w pewnym sensie zastępowały mi dom, jakiego nigdy nie miałam. Zawahałam się. Chciałam jednak zostać. Zostać dopóki nie było za późno.
Wtedy jednak zajrzałam do lustra. Pomimo kolejnej warstwy kurzu zauważyłam dziki, złoty blask w oczach. Moja stopa sama ruszyła do przodu, otwierając przejście. Wychodząc na pogrążony w ciszy korytarz, wstrzymałam oddech. Gdybym tylko potrafiła, zmusiłabym też serce do zamilknięcia aby mnie nie zdradziło.
Czy jednak miałam jeszcze serce? Czy może raczej tylko potrzebny do życia mięsień, a nie zdolny do uczuć i jakichkolwiek emocji. Bo czy to wszystko sprawiało, że byłam jeszcze człowiekiem? Mistrz Kahri mawiał o tym, że na człowieczeństwo składają się trzy składniki: gorycz, bo bez niej nikt nie wie o cierpieniu; dobre serce, które zauważa ból innych i hożo pomoga; a także smutek, bez którego nie byłoby szczęścia.
Przylgnęłam do ściany i zrobiłam krok w bok. Z pomieszczenia tuż przed kajutą pilota rozlegały się ciche szepty. Musiałam mocno się wsłuchiwać aby rozróżnić poszczególne słowa.
- Myślisz, że z tego wyjdzie? - pytał Laro.
- Jorin jest silna - odpowiedział chłodnym tonem Kylo.
- Nie pytam się o jej siłę. - Usłyszałam w głosie pilota nutkę poddenerwowana. - Pytam się o to czy wyjdzie z tego wszystkiego. Przeżywa śmierć Marim bardziej od nas.
- Straciła Camalo, a teraz ją. - Brzęknęło coś metalowego. - To zrozumiałe.
- Czy jaśnie pan mógłby choć raz stać się przez chwilę człowiekiem? - zapytał ironicznie ognistowłosy. - Traktujesz Jorin jak narzędzie. Uważasz, że uda wam się pokonać Snoke'a? Zabawne.
- Co w tym takiego...
- Znaleźliście Beskar. - Przerwał mu. - Udało się wam zdobyć łuskę Zillo. Za każdym razem były jednak straty. Pomyśl.
- Za pierwszym razem Jorin straciła przytomność - potwierdził Ren.
- Dodatkowo wylądowała w komorze regeneracyjnej, gdzie nie trafia się bez powodu - uzupełnił Hemings. W powietrzu zawisła nieprzyjemna cisza. - A potem zdarzyło się to.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...