Zostało postanowione - decyzję o kierunku lotu mieliśmy podjąć dopiero następnego dnia z samego rana. Zdobyłam już miecz, straciłam większość przyjaciół, mój Mistrz zaginął, nie wyczuwałam już choćby odrobiny Bena w Kylo - mogłam umierać, próbując zabić Snoke'a i przywracając Galaktyce Równowagę, o ile dożyłabym którejkolwiek z tych zaplanowanych rzeczy.
Przynajmniej Laro był nadal taki sam, jak wcześniej. Stał się moją kotwicą, przypominał, dlaczego nadal żyję i jaki jest cel mojej powoli kończącej się egzystencji.
Potrzebowałam się umyć, zmyć z siebie cztery lata Esfanii, otaczający mnie wtedy mrok, smutek po stracie starej rękojeści, której ciężaru brakowało mi w dłoni, zagubienie, troskę o Kahriego.
Nie chciałam jednak robić tego na Almie Caroo. Pragnęłam uniknąć metalowych ścian, pikających urządzeń. Dlatego udałam się do wodospadu. Pomimo zimna, przez które już po chwili zaczęłam drżeć na całym ciele, woda była ciepła. Pamiętałam, że źródło rzeki, która w tym miejscu spadała z wysoka, stanowiło gorące źródło.
Najtrudniej było się rozebrać. Kiedy jednak zrzuciłam koszulę i wygodne spodnie oraz wysokie buty, rozejrzałam się. Nikogo w okolicy nie było. Laro wrócił do naprawy pewnego generatora, Kylo natomiast do swojej komory mieszkalnej.
Usiadłam na płaskim kamieniu, najpierw zamaczając nogi. Woda była tak kojąca, że od razu zanurzyłam się po szyję. Oparłam głowę na głazie. Pozwoliłam, aby ruchy wody otuliły moje ciało i zaczęło zmywać z niego brud tamtego życia. Czułam się jak ktoś inny, kiedy wróciłam, jakbym nie pasowała.
Bo nie pasowałam. Zostałam w świecie sprzed czterech lat. Nadal nie mogłam pojąć, że już tyle czasu minęło.
Woda parowała, unosiła się, owiewając mnie swym ciepłem. Obite ciało zaczęło się relaksować, mięśnie przestawały być napięte i stopniowo się rozluźniały. Było mi błogo, pierwszy raz od dawna. Nie mogłam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz się tak czułam.
Usłyszałam cichy szmer. Nie zwróciłam jednak na niego uwagi. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby mój umysł się oczyścił, a każda myśl go opuściła. Wsłuchiwałam się w szmer opadającej z wysoka wody.
Nagle coś chlupnęło.
- Czekałeś z kąpielą przez te całe cztery lata? - spytałam spokojnie.
- Uważasz, że jestem aż tak niecywilizowany? - odparł Kylo.
- W takim razie możesz sobie pójść i poczekać, aż wyjdę. Nie pali ci się do kąpieli, tak jak mi.
- Wody jest dużo. - Słyszałam w jego głosie nutę rozbawienia. Może jednak Ben jeszcze z niego nie wyparował. Choć wcześniej nie słyszałam, aby żartował. Chłopak zmienił się - nie wiedziałam, kim już jest. - Myślę, że ci jej nie zabiorę zbyt wiele.
- Kodeks Zakonu Ren nie zabrania ci takich sytuacji? - Otworzyłam oczy.
Czarnooki siedział do pasa w wodzie. Był niezwykle szczupły, choć pod warstwą skóry rysowały się mięśnie. Czarne loki opadły mu na czoło, reszta kręciła się wokół bladej, podłużnej twarzy.
- Jakich konkretnie?
- Mnie - szepnęłam, patrząc mu prosto w czarne oczy.
- Siedzimy tu, rozmawiamy, co jest w tym złego?
- Zmieniłeś się, Kylo.
- Ty natomiast nie. - Kręcił głową. - Nadal nie potrafisz zmieniać tematu.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...