Moje oczy oślepiła wszechobecna biel. Podłoga, ściany, światło, stół. Wszystko jasne jak śnieg na Duros. Jedynie zsiniałe, niegdyś jasnoniebieskie ciało odróżniało się od reszty. Mężczyzna odziany jedynie w papierową koszulę, sięgającą mu do kolan. Metalowa proteza łydki świeciła w blasku rażących lamp. Lekko rozchylone fioletowe usta wyglądały jakby chciały ostatni raz zaciągnąć się powietrzem. Powieki przykrywały czerwone tęczówki. Ręce miał bezwładnie ułożone wzdłuż tułowia. Na szyi wisiał srebrny łańcuszek, niknący pod ubiorem.
- Camalo - szeptałam podchodząc bliżej. - Camalo...
Odpowiedziała mi cisza, przerywana jedynie przez oddech Laro. Wpatrywałam się w Chissa, oczekując, że zaraz się obudzi jak ze snu. Że jego serce znowu zacznie bić. Że znowu uśmiechnie się do mnie, ukazując mi swoje białe kły, jak niegdyś.
Nic się jednak nie stało.
- Proszę. - Chwyciłam za jego zimną, kiedyś tętniącą życiem dłoń. - Nie zostawiaj mnie tu! Nie chcę zostać tutaj sama... Proszę, proszę... Camalo.
Świat zaczął mi się zamazywać. Nie tak, jak wtedy kiedy zostałam pobita. W oczach pojawiły się słone łzy, spływały po moich policzkach, kreśląc mokre ślady i skapując mi z brody na podłogę.
- Obudź się, otwórz te cholerne oczy! - Niemalże łkałam.
Czułam się pusta, jakby ktoś wyciął część mnie. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu, choć nienawidziłam go z całego serca!
- To wszystko moja wina - mówiłam cicho, przełykając co chwile napływające łzy. - Gdym nie przeszła na Ciemną Stronę, to ty byłbyś bezpieczny. Nie musiałabym patrzeć teraz na ciebie. Na to jak bardzo musiałeś cierpieć... To powinnam być ja. Nie ty! Mimo wszystko zawsze byłeś dobry. Zasługiwałeś na coś więcej niż tylko to, co miałeś. - Spuściłam wzrok.
- Daj mi znak. - Poruszyłam bezgłośnie wargami.
Spojrzałam na niego z powrotem. W świetle jasnych lamp błysnął mi srebrny łańcuszek. Uniosłam niepewnie drżącą rękę. Palcami delikatnie odpięłam zapięcie i przysunęłam naszyjnik bliżej siebie. Na jego końcu wisiała niezbyt duża sztabka metalu.
- "Z. C. K." . - Przeczytałam wygrawerowane literki. - Co to może być?
Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa przed oczami stanął mi obraz ze snu.
Ubrana w błękitną, rozciętą po bokach tunikę oraz w ciemne spodnie, leżałam w mrożącej krew w żyłach trumnie. Rozpuszczone włosy okalały moją bladą, zsiniałą już twarz. Jedno pasmo zakrywało część blizny, przeszywającej mój zapadły nieco, przez śmierć, policzek. Usta miałam lekko zaciśnięte, tak jakbym zaraz miała zacząć nimi łapać powietrze a w jednym z kącików widać było czarowną, wyróżniającą się, na ogarniającej mnie bladością, krople krwi. Czarne rzęsy drżały delikatnie przy każdym podmuchu wiatru, wlatujące przez otwarte okno. Chłodne dłonie, w których nie płynęła już krew, zaciśnięte były na czymś błyszczącym w świetle. Podeszłam bliżej aby się temu przyjrzeć. Był to srebrny naszyjnik, na długim łańcuszku. Malutka sztabka z ozdobnymi literami : Z; C; K.
- To jest z mojego snu - mówiłam sama do siebie, wpatrując w srebro.
- Z jakiego snu? - odezwał się Laro, pierwszy raz odkąd tu weszliśmy.
Z. C. K.
"Co to może znaczyć?".
Przypomniało mi się pochodzenie Camalo i jego ojczysty język. W myślach przeszukiwałam wszystkie słowa zaczynające się na te litery i mające wspólny sens. Nic nie przychodziło mi do głowy. Słabo znałam ten język. Jedyne słowa, które mogłyby stać razem obok siebie to...
Zaroh calapri Kylo.
- Muszę się stąd wydostać. - Odwróciłam twarz, na której widać było jeszcze smugi po łzach, do mężczyzny.
- Nie wolno ci opuszczać tego miejsca. - Zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersiach. Przyjął pozycję obronną.
- W takim razie zrobię to bez twojego zezwolenia. - Wstałam i już miałam przejść obok rudowłosego, ale ten zagrodził mi drogę.
- Co chcesz zrobić?
- To, co on chciałby, aby zrobił ten, kto znajdzie to. - Machnęłam mu przed oczami srebrnym łańcuszkiem. - Zabierzesz mnie z tej planety jak najszybciej?
- Po pierwsze - mówił szybko - nie zrobię tego teraz. Muszę czekać godzinę na to, aż załadują transport na Almę Caroo. Po drugie, będziesz musiała się tam wkraść. Jeśli cię znajdą, to zostaniesz posądzona o zdradę i ani Rey, ani ten twój mistrz cię nie uratują. Nie mają tutaj takiej władzy jak choćby na Zahir. A po trzecie - zniżył głos - nie jesteśmy na żadnej planecie tylko...
- Na Ornorze - dokończyłam. - Tajnej bazie Ruchu Oporu...
- Świetnie, panienko. - Uśmiechnął się. - Teraz muszę cię tylko przemycić na moje caceńko...
- Znalazł się Han Solo. - Przewróciłam oczami.
- Więc, jak? Na pewno chcesz ryzykować?
Odwróciłam się i spojrzałam na zmarłego. Poczułam znowu ogarniający mnie smutek, który próbował mnie sparaliżować.
Zaroh calapri Kylo.
- Jestem pewna - mruknęłam, nadal wpatrując się w twarz mojego przyjaciela po Ciemnej Stronie Mocy.
"Będę tęsknić. Bardzo tęsknić. Nie zapomnij o mnie".
***
Siedziałam na K2210J, ukryta pomiędzy nowymi droidami R2-D2. Cały czas starałam się nie dawać oznak życia. Nie chciałam narobić żadnego hałasu. Cały trud Laro, który przeprowadził mnie przez korytarze, pomiędzy strażnikami i kamerami, poszedłby na marne. Moja misja natomiast skończyłaby się jedną wielką klęską.
- Nie, nic nie musisz sprawdzać. - Usłyszałam nieco zdenerwowany głos pilota.
- Muszę sprawdzić czy na pewno wszystkie droidy są na swoim miejscu - rzucił krótko męski, przeklęty głos.
- Już sprawdziłem.
Rozległ się odgłos otwieranych metalowych drzwi. Zaszurały buty. Ktoś zaczął mruczeć sam do siebie.
- Widzę Laro - mówił chytrze - że wszystko jest w porządku...
- To chyba dobrze, tak?
- Poza jedną małą dziewczyną, która najwidoczniej pragnie zostać droidem. - Usłyszałam odbezpieczenie blastera. - Wyłaź stamtąd, Jorin! - Rozkazał.
Wstrzymałam oddech i przymknęłam oczy. Wstałam z zimnej podłogi na zdrętwiałych nogach.
- Nie ładnie- zamruczał. - W takiej sytuacji mogę cię teraz spokojnie zastrzelić. - Uśmiechnął się. - Jakieś ostatnie sło...
Rozległ się łomot. Ciało mężczyzny upadło na posadzkę, upuszczając swój pistolet, który przetoczył się pod ścianę. Nad nim stał mój przyjaciel, nadal trzymając w rękach metalowy przedmiot, przypominający mi łom.
- Zabiłeś go? - krzyknęłam, wpatrując się w twarz Dajrsa.
CZYTASZ
Zakazane
FanfictionŻycie Jorin jest spokojne i przepełnione harmonią. Każdy dzień wypełniają jej treningi czy medytacja, które pod pilnym okiem Mistrza Kahriego mają sprawić, aby stała się prawdziwym Rycerzem Jedi. Jednak jej rutyna zostaje zachwiana przez Niego - skr...