Miecz

804 77 26
                                    

   Stanęliśmy w bezruchu, jedynie mocniej naciągając na głowę kaptur.

   - Odwróćcie się - rozkazał nieznajomy.

   Wykonaliśmy polecenie powoli, oboje wbijając wzrok w ziemię. Serce waliło mi o, niedawno podruzgotane przez Dajrsa, żebra. Czułam jak zaczynam się stresować. Nasz plan nie przewidywał komplikacji już na samym początku.

  "Zawsze musi pójść coś nie tak".

   Mężczyzna, który stał za nami, był tak naprawdę chłopcem - jeszcze młodszym ode mnie. Jasne włosy z długą grzywką oraz ciepłe, czekoladowe oczy. Szerokie usta i wysokie czoło. Miał na sobie za duże  ubrania lotników Ruchu Oporu. Pomarańczowy kombinezon wisiał na nim jak na wieszaku. Pas ledwo trzymał mu się na biodrach.

   - Kim jesteście? - warknął, celując do nas ze swojego podniszczonego blastera.

   - To tak przyjmuje się w swoje progi wysłanniczkę Engiry? - prychnęłam z udawanym akcentem. Postąpiłam krok do przodu, na co brązowooki spojrzał na mnie z zakłopotaniem. - Pytam się - czy tak traktuje się tutaj przyjaciół?

   - Nie, oczywiście, że nie...

   - Opuść więc tą głupią broń - rozkazałam.

   - Kim jednak on jest? - spytał naiwnie, wskazując lufą pistoletu na Bena.

   - Mój towarzysz - odpowiedziałam bez namysłu. - Ubezpieczał mnie w drodze tutaj. Można nazwać go "ochroniarzem" - oczami wyobraźni widziałam, jak chłopak pod swoim przebraniem zaczyna kipieć ze złości.

   - Nie wyglądasz na wysłanniczkę. - Mierzył mnie wzrokiem.

   - Co chcesz przez to powiedzieć? - Zmarszczyłam brwi. Wiedziałam, że i tak nie zauważy tego spod grubego materiału kaptura.

   - Wysłanniczki nie ubierają się w jakieś tanie, lniane szaty, które nie są ich godne - wymamrotał z przekąsem.

   -Gdybyś ty - syknęłam, podchodząc do niego jeszcze bliżej - musiał uciekać przed Nowym Porządkiem, a byłbyś łatwo rozpoznawalny, też zrobiłbyś to, co ja - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Zrozumiano?

   - Jasne, proszę pani... - wydukał wystraszony. - Mogę jakoś pomóc?

   - Mam bardzo pilne informacje dla niejakiego Haru - odpowiedziałam znużonym tonem.

   - Oczywiście, już prowadzę. - Pokiwał głową, przechodząc obok i ruszając w stronę drzwi. - Idą, państwo?

   - Jesteśmy tuż za tobą. - Uśmiechnęłam się.

   Wraz z Kylo, ruszyliśmy za jasnowłosym. Szedł on szybkim, sprężystym krokiem, a odgłos stawianych przez niego kroków odbijał się echem od nagich ścian. Jego ciężkie buty były jedyną pasującą na niego rzeczą. Białe, nieskazitelne lampy rzucały blade światło. Mijaliśmy komory oznaczone literami C, D i F - więzienia.

   - Nie podoba mi się to - szepnęłam do czarnookiego, który znajdował się tuż obok mnie.

   - Za szybko pojawiły się problemy - potwierdził towarzysz. -Musimy coś z nim zrobić...

   - Chyba nie masz zamiaru go pozbyć? - Przerwałam mu ostro.

   - Zobaczymy - westchnął.

   Nasz "przewodnik" zatrzymał się gwałtownie i odwrócił się na pięcie. Wyglądał jakby właśnie przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym.

   - Zapomniałem spytać was o kod lądowania. - Zaczerwienił się.

   - Jaki kod? - spytałam zdumiona.

ZakazaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz