Przyszłam i usiadłam na przeciw nich. Rodzice popatrzyli na siebie, a mama chyba dała znak tacie przytaknięciem głowy, żeby zaczął mówić.
- Mówicie czy mam iść? - zapytałam oschle pomimo, że widziałam że to poważna sprawa. Ale skoro oni nie traktują mnie dobrze, to dlaczego ja mam?
- Powiem w prost.. Wyjeżdżamy na półtora miesiąca za granicę do pracy.. - zamurowało mnie.
- Nie no super. Bardzo się ciesze - teraz rodzice popatrzyli się na siebie i chyba nie mogli uwierzyć w to co mówię - Co? Dziwi was moje zachowanie? A nie przepraszam.. Przecież ja was nigdy nie obchodziłam i nie liczyły się dla was moje uczucia! - krzyknęłam im prosto w twarz
- Uspokój się.. Dobrze wiesz, że to nie prawda.. Na czas naszej nieobecności zajmie się tobą moja koleżanka - odezwała się mama - samolot mamy w poniedziałek.. Chcielibyśmy, żebyś nas zrozumiała i nie robiła z tego afery
- Czy ty się słyszysz?! - wybuchnęłam - Jak mam nie robić afery skoro moi "kochani" rodzice wyjeżdżają sobie gdzieś, zostawiając mnie na pastwę losu. Ale dobrze. Róbcie jak chcecie. Przecież ja się dla was nigdy nie liczyłam! - wstałam i wybiegłam z płaczem do pokoju.
Wskoczyłam na łóżko, a łzy dobrowolnie po kolei leciały po moich policzkach. W głębi duszy wiedziałam, że nie warto się przejmować.. Ale mimo wszystko to i tak raniło.. Fakt, wyjeżdżali już ale najdłużej na tydzień. A teraz prawie 2 miesiące?! Z resztą co ich obchodzi moje zdanie.
"Koniec użalania się nad sobą, musisz byś silna" - pomyślałam i tak samo zrobiłam
Otarłam łzy i usiadłam na łóżku. Włączyłam laptop, zalogowałam się na facebook'a i przeglądałam aktualności, gdy dostałam wiadomość.- Masz go zostawić w spokoju rozumiesz?! - oczywiście nie był to ktokolwiek inny jak Monika, której dalej chodziło o Piotrka
- Odpierdolisz się w końcu ode mnie czy ci kurwa mam pomóc?!
- nie wytrzymałam- Ja cię tylko ostrzegam. Nie zbliżaj się do niego bo inaczej pożałujesz tego pizdo
- Posłuchaj mnie raz a dobrze. Raz to nie zamierzam się w to bawić, a dwa to nie wiem co sobie kurwa uroiłaś w tej pustej głowie. A teraz spierdalaj bo nie mam ochoty tracić na ciebie czasu - odpisałam wkurwiona
- To się jeszcze zobaczy.
Już nic więcej nie odpisałam. Ach i ta kropka nienawiści.. Jak ja to kocham. Nie powiem.. Podniosła mi ciśnienie, ale ja nawet nie rozmawiam z Piotrkiem i szczerze? Nie zamierzam zwłaszcza po tym co zrobił Justynie. Kolejny chłopak który musi się z każdą przelizać, a może nawet zaliczyć? Eh dobra koniec tego rozmyślania..
Mam bilety i to jest teraz najważniejsze. Jutro jest niedziela a ja w sumie nie mam co robić, więc myślę że mogłabym ten dzień spędzić z przyjacielem. Wzięłam telefon i zaczęłam dzwonić. Po trzech sygnałach ktoś odebrał.- Hej Wera co jest? - usłyszałam jego głos
- Hej. Co jutro robisz?
- Hmm na jutro raczej nie mam żadnych planów, bo z tego co wiem to trening mam przełożony na poniedziałek.
- To bardzo dobrze. Porywam cię i nie przyjmuje odmowy - obydwoje w tym momencie się zaśmialiśmy
- To ja już się zaczynam bać co ty wymyśliłaś. Będę po ciebie o 13
- Właśnie zamawiam wielką łopatę do kopania dołów wielkości ciała.. A tak poza tym to nie wiem czego ty się boisz. Czekam na ciebie.
- Okej to do jutra i tak w ogóle nie wiem czy będzie ci się chciało kopać taki wielki dół - zaśmiał się
- Haha to się przekonasz. Do jutra
Odłożyłam telefon. Była dopiero 16 a ja nie miałam co robić. Resztę dnia spędziłam na rozmyśleniach oraz czytaniu mojej książki. Dopiero o północy poszłam spać, a budzik ustawiłam na 11, żeby mieć czas wszystko przygotować i pomyśleć gdzie zabrać Tomka, bo dzisiaj już nie miałam do tego głowy.
Jak się podoba?:) Chciałabym wam powiedzieć, że nie wiem co ile będą się teraz pojawiać rozdziały, bo zaczęła się szkoła. Postaram się jak najczęściej je dodawać:). Mam nadzieję, że zrozumiecie :*
CZYTASZ
Zazdrość, Przyjaźń, Miłość (1&2)
Fiksi RemajaKsiążka o zazdrości, przyjaźni i miłości. Co wygra? Co będzie silniejsze? Czy wszyscy wyjdą z tego cało? Szesnastoletnia Weronika ma wszystko, czego może zapragnąć nastolatka. Po wypadku rodziców jej życie w jednej chwili odwraca się o sto osiemdzie...