Rozdział 6

6.8K 308 5
                                    

- Kaja! Co się stało! - Już nie pyta tylko wrzeszczy. Patrzę na nią zaskoczona. Chyba pierwszy raz tak naprawdę się mną przejmuje, ale nie potrzebnie.

- Konsti, później okay? - pytam.

- Dobra, ale później ci nie odpuszczę.

Resztę drogi idziemy w ciszy. Kupuję dżem, krem czekoladowy i trochę owoców. Takich jak maliny i borówki. Drogę powrotną również pokonujemy w milczeniu. Ta cisza jest żenująca.
Chwilę później jesteśmy juz w kuchni i przygotowujemy śniadanie.

- Więc? - pyta się Konstancja opierając się o blat.

- Hm? - przerywam mieszanie ciasta.

- O co poszło? Jeszcze niedawno go "ubóstwiałaś", a teraz...

- Konsi... - mówię do niej błagalnie.

- Mów!

- Obudzisz wszystkich! - uciszam ją.

- No gadaj.

- Jezu - wzdycham i siadam przy stole, a przyjaciółka obok mnie.- Wczoraj Dawid mnie zaprosił do siebie. Ucieszyłam się strasznie. Oglądnęliśmy film...

- Byliście na randce?! - wykrzykuje uradowana.

- Ciszej! - upominam ją. - Później mieliśmy bitwę. Rzucaliśmy farbą. Niesfornie się połknęłam i wpadłam w jego ramiona. Pocałowaliśmy się ... - patrzy na mnie z otwartą buzią. - Było cudownie, naprawdę. Później poszliśmy jeszcze do domu. Opowiedziałam mu o tacie. Nagle musiał gdzieś wyjść. Zadzwonił jego telefon. Zawołałam czy odebrać. Odkrzyknął, że tak. Na wyświetlaczu było napisane "kochanie". Odebrałam zdziwiona. Usłyszałam kobiecy głos i "Hej skarbie." Od razu się rozłączyłam. Do pokoju wszedł Dawid. Gdy zobaczył łzy w moich oczach zapytał co się stało. Ja wstałam i go spoliczkowałam. Zapytałam się czy ma dziewczynę. Nie zaprzeczył, tylko powiedział tak. Rozumiesz?! Ma dziewczynę! Wykorzystał mnie!

Do moich oczu cisną łzy. Konstancja patrzy na mnie ze współczuciem.

- Zrobił mi cholerną nadzieję! I jeszcze te tabletki...

- Jakie? - pyta zatroskana. - Kazał ci coś wziąć?

- Nie, nic nie brałam. Teraz żałuje, że...

- Że co?

- Teraz żałuje, że cie nie posłuchałam. Może powinnam dać Wiktorowi szansę? Za dzwonie do niego i go przeproszę... - spoglądam na nią oraz pociągam nosem.

- Chyba żartujesz! - wykrzykuje. Patrzę na nią zdziwiona. - Odtrąciłaś go, a teraz chcesz z nim być?!

- Sama mówiłaś, że być może jest zakochany to i ja może coś poczuje.

- Ty nic nie rozumiesz!

- Teraz zgodzie się z tobą.

- A co z Dawidem?

- Niech idzie do swojej dziewczyny, nie będę z nim. Daję sobie z nim spokój... - oznajmiam, opierając się o krzesło z założonymi ramionami na klatce piersiowej.

- Nie! - oznajmia zdenerwowana.

- Słucham? Chyba powinnaś się cieszyć, że chce odzyskać Wiktora...Chcę mu dać szansę...

- Ja się w nim zakochałam! Dopiero teraz to zrozumiałam. W ogóle wiesz co?! - wstaje z krzesła. - Tak nie postępuje przyjaciółka. Koniec! - wybiega i zatrzaskuje drzwi.

Boże co ja zrobiłam! Straciłam przyjaciółkę, chłopaka, który mi się podobał, zostałam sama. Całkowicie sama... I to przez swoją głupotę.

Wybiegam z domu rozglądam się wszędzie, za przyjaciółką, ale nigdzie jej nie widzę. Co ja zrobiłam! Jak ja tego mogłam nie zauważyć?! Nie mogę jej stracić! Jest jedynym oparciem dla mnie.

Biegnę ile sił w nogach do jej domu. Docieram tam szybko. Dzwonie do domofonu. Na podwórko wychodzi jej mama. Jest ubrana w szlafrok i wyraźnie nie jest zadowolona, że ktoś jej przerwał sen.

- Jest Konstancja? - pytam trochę zadyszana.

- Nie, nie ma. Poszła do Ciebie podobno, zostawiła kartkę. Coś się stało? - pyta zaniepokojona.

- Nie, nic. Miłego dnia - krzyczę, oddalając się.

Biegnę nad wodę. Jak nie ma jej w domu, to tam musi być.

Jednak również tam jej nie ma. Gdzie ona jest do cholery?! Chodzę po pomoście. Żadnej przyjaciółki oprócz mnie nie ma. Chłopaka również. Jezu! Co ja narobiłam! Zawsze myślę tylko o sobie! Co ze mnie przyjaciółka.

Wracam już powolnym spacerem do domu. Mijam dom Dawida, kiedy zauważam, jak Dawid z kim na huśtawce rozmawia.

- Ale na pewno? - słychać zaniepokojony ton.

- Tak. - Ktoś odpowiada płacząc. Znam ten głos, ten wyraz kiedy jest zrozpaczona... Konstancja.

Bez zastanowienia otwieram bramkę i tam wychodzę. Zatrzymuję jak wryta. Przytulają się! Jak ona może mi to robić! Po chwili się odrywają. Spoglądają na mnie.

- A ja głupia chciałam cie przeprosić! - krzyczę na nią.

- Kaja, to nie tak. - Z huśtawki wstaje Dawid i podchodzi do mnie. Dotyka mojego barku. Strącam jego rękę.

- Nie dotykaj mnie! Najpierw ukrywasz, że masz dziewczynę, umawiasz się ze mną, całujesz, a na koniec przytulasz się z moją przyjaciółką?! - syczę.

- Daj mi się wytłumaczyć! - blaga mnie.

- Nie! - krzyczę. Podchodzę do Konstancji.- Dlaczego? - spoglądam na nią.

- Wiedziałam, że będziesz mnie szukać. Chcesz mi odbić Wiktora!

- A teraz ty mi odbijasz jego! - pokazuję na Dawida. On jest w totalnym szoku. - Dla ciebie bym ze wszystkiego zrezygnowała... Zapomniałaś, że ty z nim go swatałaś?

- To już nieistotne! Teraz zrozumiałam...

- Słucham Cię! Tłumacz się! - wymachuję bezczynnie rękoma. Jestem wściekła na nią.

- Koniec z naszą przyjaźnią! Koniec! - krzyczy.

Co ona powiedziała?! Przekreśliła wszystko?

- Co?!

- To co słyszałaś! - wykrzykuje mi prosto w twarz i zarzuca swoje brązowe włosy na lewy bark i uśmiecha się do mnie, jak prawdziwa, typowa suka. Jak ona może?

- Konstancja nie przekreślaj tych wszystkich lat. Wiem, że źle zrobiłam, ale zrozumiałam swój błąd. Nie będę kontaktowała się z Wiktorem...

- To już nieistotne, serio. Już dawno powinnam Ci to powiedzieć. Zawsze byłaś arogancka, wkurzało mnie to. - Nic nie odpowiadam, tylko wybiegam z płaczem. Słyszę za sobą jeszcze głos Dawida. Woła mnie, ale ja nie zamierzam się zatrzymywać.





Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz