Rozdział 52

2.7K 139 4
                                    

Czuję jakby coś  we mnie uderzyło, ale nie. To coś w środku. Szok. Czuję jak do moich oczy cisną się łzy.

- Jak to? -  pytam płaczliwie i w jednej chwili chwytam  go za koszulkę.

-Ostra białaczka limfoblastyczna - odpowiada załamany, dalej mając spuszczoną głową. - Mam powiększoną wątrobę, śledzionę. Te osłabienia i krwotoki... 

-To dlatego chciałeś to zrobić? - pytam zaszokowana. Nie, to nie może być prawda!

- Tak - wypowiada niepewnie . - Nie wiem co zrobić, rozumiesz? Boję się, że umrę. Nie chce sprawiać bólu. Nie chce, żeby inni patrzyli na mnie jak się męczę. Nie chcę... Nie zniosę tego... Tak strasznie ciężko mi z tym, od kiedy się dowiedziałem. To już zniszczyło mi życie. Mama mówi, że wyleczą mnie i będzie dobrze... Chciałbym spędzić te ostanie chwilę z tobą, a nie w szpitalu, umierając... - Mówi to wszystko zapłakany. Nie wiem, jak mu pomoc. Bez zastanowienia obejmuje go w pasie i kładę głowę na jego piersi.

- Będę z Tobą w tych chwilach. Nie zostawię Cię rozumiesz? Wszystko się ułoży. Będziesz zdrowy. Jesteś silny, dasz radę, Michał - staram się w jakikolwiek sposób pocieszyć. Wiem, że w takich chwilach słowa "będzie dobrze" nic nie wskórają, ale trzeba wierzyć, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Podobno nadzieja umiera ostatnia, prawda? To jeszcze nie czas, żeby odchodził z tego świata. Wierzę w niego.

- Nie lituj się nade mną - błaga. 

- To nie litość, Michał... - oznajmiam cicho. - Chcę ci pomóc, naprawdę.

- Od lipca zaczynam pierwszą chemioterapię. Będę w hospicjum...

- Będę cię odwiedzać. Codziennie - przyrzekam. - Zobaczysz, będzie w porządku.

- Nie zasługuje na ciebie - szepcze. - Jesteś za dobra. Tyle krzywdy ci wyrządziłem, następnie zaprzyjaźniłem się z tobą, a kolejnym krokiem jest zakochanie. To wszystko brzmi jak jakaś nieśmieszna komedia. 

- Oj zamknij się - mówię i wtulam się w niego pomocniej. Zamykam oczy i próbuję sobie to wszystko wyobrazić jak to będzie. Czy ja będę w stanie być z nim, kiedy co dopiero straciłam osobę, na której tak mi zależało? Nie chcę pocieszać się kimś, do kogo nie czuję nic więcej poza przyjaźnią. Wiem, że to nieuczciwe wobec niego. Moje życie to jedna tragedia.

- Kocham cie - słyszę, jak chłopak po chichu wypowiada. W jednej chwili otwieram oczy i na chwilę zamieram. Nie oddycham.... Co on powiedział?

- Słucham? - pytam zaskoczona. Nie myślałam, że on mi już to powie... To poważne słowa... Nie chcę, żeby dział po względem chwili.

- Kocham cię, Kaja - odpowiada na moje pytanie i całuje we włosy. Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczynają spływać ponownie łzy. Chłopak odrywa się ode mnie i podnosi mój podbródek. Uśmiecha się do mnie delikatnie i wierzchem dłońmi ociera policzek. - Mogę ci to ciągle powtarzać- odpowiada z sympatycznie. - Nawet nie wiedziałem, jakie to fajne uczucie mówić to. - Nic nie odpowiadam, tylko wpatruję się w jego brązowe oczy. -Jesteś głodna? - pyta w końcu.

- Mhm - przytakuję głową i zeskakuję z parapetu. - Michał... Mogę zadzwonić do mamy z twojego telefonu? Muszę jej powiedzieć gdzie jestem... Może się martw, a nie mam tel...

- Jasne - przerywam mi pocałunkiem. 

- Ej! - odrywam się i besztam go, śmiejąc się pod nosem. - Teraz ciągle będziesz mnie całował? - pytam i ponownie złącza nasze usta.

- Aż do śmierci... - odpowiada w przerwach.

- Czyli bardzo długo - twierdzę.

- No nic-odrywa się w końcu. - Może być hawajska?

- Wolę salami... - Uśmiecham się do niego, z nadzieją, że zmieni zdanie co do pizzy.

-  No dobra. To ja idę zamówić z domowego.  Masz tu telefon. - Wyciąga z kieszeni i mi podaje.- Nie uciekaj mi - dodaje stanowczo, wychodząc tyłem do drzwi z pokoju. Po chwili znika. Wybieram numer do mamy i dzwonię.

***
Siedzę 30 minut sama w jego pokoju na łóżku. Jeszcze nie przyszedł. Zaczynam się martwić i to na poważnie. Jego mama jest również w domu, ale i tak został ten niepokój. Jednak moje złe wątpliwości zostają rozwiane. Drzwi się uchylają. Wchodzi on z pudełkiem pizzy.

- Łap - nagle oznajmia. Rzuca pudełkiem i nawet nie wiem, kiedy łapię. 

- Jesteś idiotą - stwierdzam, otwierając. Po pokoju teraz roznosi się aromat jedzenia. - Masz szczęście, że złapałam - mówię nadąsana i chcę wziąć kawałek pizzy do buzi, jednak towarzysz siedzący koło mnie mi go wyrywa.

- To ja mam szczęście, że cię mam - mówi wkładając MÓJ kawałek jedzenia do ust.  Ale na niego nie można się długo gniewać. I kto by pomyślał, że nienawiść przerodzi się w nieoczekiwaną miłość? Jednak los lubi płatać figle. Jesteśmy chyba oboje ulubieńcami tego nieszczęsnego losu.

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz