Rozdział 20

4.6K 246 11
                                    


  - Michał przyjdzie - oznajmiam mojej przyjaciółce.

- Serio? - Uśmiecha się.

- Na korki. Goście przyjeżdżają jego rodziców, nie mogłabym przyjść... - odpowiadam,  wstając z łóżka.

- Nie sądzisz, że się zmienił? - pyta zaciekawiona. Podchodzę do szafy i ubieram bluzę, bo zrobiło mi się chłodno.

-Nie - wypowiadam beznamiętnie, odwracając się do niej.

- Jezu, ty tego nie widzisz? - Spogląda na mnie roześmiana. 

- A co mam widzieć? - pytam dociekliwie. 

- No... Już nie jest taki arogancki... Znaczy jest...- Chyba pląta się w myślach. Stoję przed nią z założonymi ramionami na piersi. - Zmienił się. To chyba dzięki tobie... - Wybucham śmiechem.

- Dobry żart. 

- Przestań. - Rzuca we mnie poduszką. - Patrzy chyba na ciebie inaczej... Nie tak,  jak na koleżankę...

- Jak na wroga? - Szczerzę się do niej. Wbiła we mnie złowrogi wzrok. Ja i Michał? Koń by się lepiej uśmiał. - Przejdźmy do rzeczy. Ja i Michał to nic takiego. My razem nie istniejemy. Uczymy się tylko i tańczymy. Nic. Więcej. Kumasz? - mówię do niej przez zaciśnięte zęby. Wstaje z łóżka i zabiera torbę  oraz kieruje się do drzwi. - Gdzie ty idziesz? - pytam zaskoczona. - No chyba nie obraziłaś się za byle gówno...

- No, do domu. Miłej nauki. - Wysyła mi buziaka w powietrzu i zamyka uśmiechnięta drzwi. Specjalnie to zrobiła. Zostawiła mnie. 

Spoglądam na zegarek w telefonie. Jest godzina 16:23. Michała jeszcze nie ma, to po próbuję poćwiczyć zagrywkę. Nienawidzę siatkówki. Szczerze jej nienawidzę.

Schodzę do garażu, zabieram piłkę i wychodzę na dwór. Zaczyna odbijać i serwować górą. Mam za mało siły w rękach. Odbić obiję jak każdy, ale ta cholerna odległość i siatka. 

- Serio? - słyszę drętwy głos. Odwracam się za siebie. No tak, Michał. Śmieje się ze mnie. - Nie umiesz serwować? Aż taka z ciebie ciota? -Przede mną stoi wysoki chłopak, ubrany w szary T-shirt i jeansowe spodenki do kolan. Jak zwykle na jego buźce widnieje chytry uśmiech.

 Biorę piłkę i kładę na biodrze. Czekam jak  coś jeszcze doda, ale nagle słychać dźwięk telefonu.

 - Sory, muszę odebrać - dodaje.  Oddala się kilka metrów. W mojej głowie rodzi się szatański plan. Lewa noga do przodu. Podrzut. Uderzenie. Punkt! Trafiam go w głowę. Upuścił telefon. Odwraca się do mnie. W jego oczach widać... Radość?

- Ciota. - Wystawiam mu język.

- Masz szczęście, że upadł na trawę.- Podnosi urządzenie i z powrotem bierze do ręki. - Super, rozłączył się. 

- A jakby nie? To co być mi zrobił? - pytam przebiegle, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i uśmiecham się do niego. Brunet nie pozostaje mi dłużny i również w moją stronę rzuca promienny uśmiech.

- No nie wiem.. - Wzrusza ramionami, podchodząc do mnie. Dzieli nas kilka centymetrów. Nie wiem czemu, ale puls mi przyśpiesza. - Utopił? - pyta, unosząc lekko swoją brew. 

- Chcesz mnie utopić? - pytam rozbawiona. 

- Podobno nie umiesz pływać. Łatwo byłoby ci za to zapłacić - wypowiada rozbawiony. Niespodziewanie czuję, jak chwyta mnie w kolanach i zarzuca na bark. 

- Puszczaj mnie! - Zaczynam głośno krzyczeć i walić go ręką w plecy, ale to na nic. Gdzieś prowadzi mnie. Wychodzimy za terytorium mojego domu. - Co ty robisz?! - piszczę zła. - Puść mnie do cholery...

- Wiesz... Mieliśmy się uczyć... Dzisiaj tańczyliśmy... Ty się ze mnie śmiałaś...  - stwierdza całkowicie spokojnie.

- To powód, żeby nieść mnie w takie pozycji przez wieś?! - wykrzykuję.

- To się nazywa kara, bezduszna suko. - Śmieje się.

- Śmiałeś się ze mnie, że nie umiem zagrywki górą. Nie jestem dzieckiem talentu, tak jak ty - odpowiadam rozbawiona. 

- Dziecko talentu, powiadasz... Bardzo interesujące.  

  - Proszę puść mnie. - Błagam go. Próbuję ruszać nogami, ale mam je usztywnione przez Michała. - Nienawidzę Cię!

- Z wzajemnością. - Śmieje się.

- Co planujesz zrobić?

- Utopić Cię - mówi roześmiany.

- Co?! - Zaczynam piszczeć ponownie. - Proszę cię!

- Nie. - Widzę, że idziemy znajomą dla mnie drogą. Czyli on mówi poważnie!

- Przysięgam, że naślę na ciebie mojego ojca.

- Mnie ojcem nie strasz. Zapomniałaś, że ja nim jestem?

- Ah, czyli, zabronisz mi się spotykać z chłopkami?

- Jedno z jednych. - Dochodzi do końca pomostu.

- Dobra teraz bez żartów. Puszczaj - mówię zła.  On za to nic nie odpowiada. Wyciąga z kieszeni telefon, klucze i rzuca na deski. Następnie ściąga swoje czarne vansy. - Nie rób tego! - Odwraca się do jeziora plecami. Czuję jak zrzuca z moich stóp trampki. - Nie!

-Nabierz powietrza i zamknij oczy. - Znowu czuję, jak się obraca. 

- Michał, zrobię wszystko, co tylko chcesz, ale nie rób tego!

- Wszystko? - pyta rozbawiony. 

- Wszystko - odpowiadam spanikowana. 

- Robisz mi do końca roku zadanie z matmy.

- To jest szantaż - wypowiadam do niego oburzonym tonem.

- Mówiłaś, że zrobisz wszystko - twierdzi.

- Okay, zrobię to. Postaw mnie, bo już panikuję!

- Nabieraj powietrza! - Nagle czuję, jak skacze. Automatycznie zamykam usta i buzię. Trzymam się go mocno. Jesteśmy cholera pod wodą! Po chwili się wynurzamy. Nabieram szybko powietrza i chwytam się za jego szyję!

- Oszust! - odpowiadam, chlustając się wodą. - Zimna jest!

- Mówi się trudno. - Uśmiecha się łobuzersko. Dopiero teraz odczuwam, że nie mam gruntu pod nogami. Oplatam się mocno o jego pas.

- Nie umiesz pływać? - pyta zaskoczony.

- Mówiłam Ci, że nie! - krzyczę na niego zła. 

- Najwyżej razem pójdziemy na dno, bo tak, mocno się trzymasz. - Drwi sobie ze mnie.

- Nie pomagasz! - besztam go. - Teraz nie wiem jak, ale wyciągnij mnie stąd. 

- Ale to tylko około 2 metrów od brzegu.- Śmieje się. 

- O 2 za dużo. - Jestem całkowicie spanikowana. 

- Nie mów, że będziesz ryczeć... - Na mojej twarzy widać panikę i strach.

- A żebyś wiedział. Chcę na brzeg. Mieliśmy się uczyć, a wylądowaliśmy...

- Ciesz się, że nie w łóżku.

- Przestań!

- Okay, okay. Zaraz dopłyniemy, ale chcę ci coś powiedzieć. - Spogląda na mnie tajemniczo.

- No mów...

- O tu jesteś! - Słyszę znajomy głos. Podnoszę wzrok do góry. Wiktor. Jak się cieszę.

- Błagam, wyciągnij mnie stąd - proszę.

- Z miła chęcią, ale nie mam ubrań na zmianę. - Śmieje się. 

- Przysięgnij, że pomożesz mi go zabić, jak tylko wydostanę się stąd.- Zwracam się do Wiktora. Następnie spoglądam na Michała. Na jego twarzy widać... Zniesmaczenie? Złość? Nie wiem sama... Ale jego brązowe oczy natarczywie patrzą na mnie. Odwzajemniam spojrzenie.  

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz