Rozdział 40

4.1K 214 6
                                    

- Tak mam, czarną - odpowiadam rozbawiona. 

- Na pewno pięknie będziesz wyglądać - mówi wesoło.


- Dobra, już przestań - szturcham go jeszcze raz. - To mów. Chcę znać tą historię - uśmiecham się lekko.

- Tak więc... - przerywa na chwilę. - Nie mogę - spogląda mi głęboko w oczy. Widać w nich ból.
- Spróbuj, proszę- nalegam. Bierze głęboki oddech.

- Tylko nie mów, że ci przykro i takie inne gówna. Dobrze? - kiwam lekko głową na potwierdzenie, a tego nie mogę obiecać, choćbym chciała.

- Okay. Moje prawdziwe nazwisko brzmi Wilk. Mam 17 lat...

- Słucham? - wypalam bez zastanowienia. Co on powiedział?! Oszukiwał wszystkich?

- Wysłuchaj mnie, to dopiero początek.

-  Ale przecież nazywasz się Gajewski... - Nie wiem co mam powiedzieć. Chwytam się za głowę. Czuję, jak Michał obejmuje mnie ramieniem.

- W wieku 9 lat zostałem adoptowany - mówi to wszystko z takim spokojem, że nie mogę w to uwierzyć. - Matka nie posłała mnie do pierwszej klasy i dlatego te opóźnienie. 

- Ale jak to? Nie rozumiem...

- Wychowywałem się w patologicznej rodzinie. Matka bezrobotna, znad wagą i nałogowa alkoholiczka. Utrzymywaliśmy się z zasiłku. Ojciec siedział w więzieniu za wielokrotne oszustwa podatkowe i kradzieże. Matka co chwilę sprowadzała nowych kochanków. Nie rozumiem co w niej widzieli. I biedna, i gruba. Często chodziłem głodny. Musiałem się sam sobą zająć. Pewnego dnia przyszła do naszego mieszkania kobieta z opieki społecznej. Zabrała mnie i trafiłem do domu dziecka. Rodzicie stracili prawo do wychowywania. W domu dziecka spędziłem dwa lata. Dwa lata. Nikt tam mnie nie lubił. Nikt. Wyśmiewali się ze mnie, że nie mam rodziców, choć oni też nie mieli prawnie. Ale ja byłem zbyt nieśmiały i zamknięty w sobie, żeby im coś powiedzieć, ale pewnego dnia... przyszło wybawienie. Zostałem adoptowany przez moich obecnych rodziców. Przyjąłem ich nazwisko, przeprowadziliśmy tutaj. 

- Ale dlaczego to ukrywałeś przez wszystkimi? - pytam zdezorientowana.

- Nauczyciele wiedzieli, tylko obejmowała ich tajemnica rady pedagogicznej. Nie mogli ujawnić skąd jestem. A znaczy się, że zostałem adoptowany, ponieważ podpisali jakiś papier, którzy wysłali rodzice do szkoły. A wieku nie zdradzałem, bo bałem się odrzucenia. 

- Czyli dlatego zawsze chodziłeś sam podbić legitymację szkolną do sekretariatu

- Tak.

- Ja tylko wiem o tej historii? - spoglądam na niego.

- Jeszcze Dominik. Tobie i jemu tylko ufam. Nikomu więcej. 

- Nie mogę w to uwierzyć. To dlatego tak się zachowywałeś? Takim łobuzem byłeś?

- To była maska. Maska przed samym sobą. Kiedyś byłem kruchym chłopakiem, chciałem to zmienić. To dlatego te bójki, odzywki, koszmarne zachowanie wobec innych. Teraz dostałem ostatnią szansę od kuratora.

- Masz kuratora na karku? - pytam zaskoczona.

- Myślałaś, że te wszystkie bójki pójdą mi płazem? Też tak myślałem. Ale teraz nie mogę tego robić, ale mam ochotę... Ale nie mogę. Nie chcę niczego stracić. Nie chcę ciebie stracić, choć nie jesteś moja.

- Michał, nie wiem co powiedzieć...

- Nic nie mów. Nie chcę litości.. Obiecaj mi tylko, że nikomu tego nie powiesz. Zaufałem Ci i chcę w zamian, żebyś dotrzymała mojej tajemnicy...

 -Możesz być pewny, że nikomu nie powiem. Daję słowo - mówię poważnie. 

-  Mogę ci coś powiedzieć? - zerka na mnie pytająco.

-  Mów- uśmiecham się lekko.

- Zapytałaś za kogo cię uważam.

- Ale..

- Uważam Cię za kogoś ważnego w moim życiu. Jeszcze nikogo takiego nie spotkałem jak ty. Jesteś... Inna? W dobrym znaczeniu, oczywiście. I chcę, żebyś była szczęśliwa. 

- Michał, wiesz, że nigdy ze sobą nie będziemy. Ja i ty... To dwa inne światy - odpowiadam, patrząc mu głęboko w brązowe oczy.

- Wiem, ale wiedz jedno. My ze sobą nigdy nie będziemy, bo uważasz, że my jesteśmy innymi światami... Rozumiem, ale ty... Ty jesteś całym moim światem. To mi wystarczy - to co powiedział zamurowało mnie. Nie wiem co odpowiedzieć. Chłopak po chwili wstaje, zabiera gitarę i odchodzi bez słowa. Nie zatrzymuję go. Chcę pobyć sama. 

***

Wracam do domu. Nie wiem, która jest godzina, ale na pewno nie ma 19. Siedziałam tam sama i myślałam nad tym wszystkim. Moje życie się zmieniło. Jeszcze niedawno nie miałam chłopaka, aż tu nagle. Jeden, potem drugi no i jest jeszcze nieszczęśnik Michał. I co ja mam z nim zrobić? "Ty jesteś całym moim światem." To co powiedział, było... Piękne? On mnie traktuje inaczej, a ja tego nie chce. Czemu tak zbliżyliśmy się do siebie? To nie powinno się tak stać. To nigdy nie miało się wydarzyć. Wszyscy przez to tylko cierpią. Ja, Michał, Wiktor. Wracając do Wiktora, nadal się nie odezwał. Nie odbiera telefonu, nie odpisuje. Anka tak samo. Co jest grane? Nigdy nie było takiej sytuacji. Martwię się o niego. 

Wchodzę do mojego domu. Z kuchni czuć zapach ciasta. Szarlotka. Kieruję się do kuchni. Przy stole siedzą rodzice z Łukaszem i zajadają się wypiekiem mamy.

- Hej-  witam się z nimi i cmokam w policzki. 

- No cześć córcia - odpowiada wesoło tata. - Chcesz ciasta? Mówię ci. Wy-bo-rne - zaczyna się śmiać. Kiwam głową i dosiadam się do nich.

- A gdzie Maks? - pytam zabierając talerzyk.

- Jest u Madzi - odpowiada mama. - W ogóle mamy Ci coś do powiedzenia. 

- Tylko nie mów, że spodziewacie się kolejnego dziecka. Ja tego nie zniosę i wyprowadzę się. Nie wiem gdzie, ale to zrobię - mówię rozbawiona. 

- Bardzo śmieszne, kochanie - wzdycha tata, a ja mu tylko pokazuje język.

- No to w takim razie o co chodzi?

- Jedziesz do Stanów na rok! - wykrzykuje w końcu mężczyzna. 

- Co!? - zaczynam piszczeć. - Jak to ?! Do USA?! - wykrzykuję uradowana.

- Tak! - teraz dołącza się mama. Szybko wstaję i podbiegam do niej. Mama również wstaje i zaczynamy piszczeć i skakać jak nastolatki. 

- Okay... - przestajemy i uspokajamy się. - Kiedy? -pytam 

- Jedziesz na wymianę międzynarodową, cieszysz się? To spóźniony prezent urodzinowy - oznajmia, uśmiechnięty ojciec. Podchodzę do niego i mocno go przytulam.

- Tak! Bardzo! Dziękuję!

- Kontynuacja tradycji - śmieje się tata.

- Ale na rok?- odrywam się i siadam na swoje miejsce.

-Jedziesz do Los Angeles! Do dziadków. Maks z tobą pojedzie. Zacznie tam studia. 

- Nie mogę w to uwierzyć! - chwytam się za głowę. - Los Angeles.. - wypowiadam do siebie. - To jak z jakiejś bajki- zerkam na rodziców. 

- Bajka, która się spełni.  

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz