Rozdział 12

5.8K 247 2
                                    

 Dawid, Wiktor, Michał... Trochę ich tu za dużo... Czuję, że będzie jakaś niepotrzebna akcja lub sprzeczka. Podchodzę trochę nieśmiało.

- Co oni tu robią? - pyta mój chłopak, szepcząc mi do ucha i ciągnąc za rękę.

- Nie wiem - odpowiadam cicho.  Szczerze, to trochę go okłamałam, bo wiedziałam, że Wiktor jest ale Michał? Co on tu robi?

- Cześć -  mówię niepewnie. Obydwoje siedzą i lekko podnoszą głowę na mój głos. Spoglądam na Dawida. Patrzy na nim zazdrosnym i złowrogim wzrokiem. Wywracam oczy z irytacją.

- Cześć - Po chwili ciszy odzywa się Wiktor. 

- Można wejść do Konstancji? - pytam, siadając na krześle obok Michała. 

- Mama jej jest tam na razie. Może być tylko jedna osoba... Idę sobie coś kupić. Chcecie coś?

- Nie - odpowiadamy chórem. Chłopak wzrusza ramionami i wychodzi. 

- A ja Tobie chciałam podziękować za wczoraj. Nie wiem co bym zrobiła gdybyś nie był akurat ze mną... - Zwracam się do Michała. 

- Ale przecież...

- Jak to? Spotkaliście się w końcu ?! - Wypowiedź przerywa mu mój chłopak. Jest oparty o ścinę i bacznie go obserwuję. W jego oczach widać złość i zazdrość. 

- Nie - argumentuje drugi.- Nie umówiliśmy się ani nic. Była na przystanku, ja przyjechałem autobusem, a potem rozmawialiśmy. Potem zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek i tyle...

- Ale zaniosłeś ją na rękach do domu!

- A co miałem zrobić?! Zostawić na środku ulicy, bo zemdlała?! Może jestem draniem, ale też mam serce, a nie jak inni...

- Dawid! - besztam go. 

- Co?! - krzyczy.

- Ogarnij się! Dobra? - wypowiadam zła.

- Ale co ja robię?! - próbuje się bronić. 

- Jesteś cholernie zazdrosny i okazujesz w tym momencie swoje rozdrażnienie!

- To mam patrzeć, jak ty liżesz się do niego, a on do ciebie? - słyszę jak Michał zaczyna się śmiać. Odwracam się. Po chwili wstaje.

- Stary. My się nienawidzimy. Bądź spokojny - mówi trochę rozbawiony. Patrzę na niego zaskoczona. 

- Wyjdź Dawid. Ochłoń i przyjdź.- Zawracam się do niego. 

- Nie mów, że mnie znowu wywalasz.. .- Patrzy an mnie spode łba. 

- Idź.

- Ale jeszcze...

- Wyjdź. - Pokazuję palcem na drzwi. W końcu ulega i wychodzi. 

Siadam zdenerwowana na krzesło.

Michał znowu zaczyna się śmiać.

- I co cię tak bawi? - pytam opryskliwie.

- Ta sytuacja.- Zaczyna się śmiać jeszcze bardziej, aż chowa twarz w dłonie.

- Moimi oczami nie jest tak fajnie... - odpowiadam ponuro i szturcham go w ramię, szczerze mówiąc lekko już rozbawiona.  

***

 - Konsti, obudź się - szepczę zdesperowana, siedząc przy niej i trzymam ją za rękę. 

Dlaczego ona nie może się obudzić? To wszystko komplikuje. Nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Odwracam się lekko do tył. To mama mojej przyjaciółki.

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz