Rozdział 10

6.6K 269 3
                                    

  ***

- To może pójdziemy gdzieś na randkę? - pytam, opierając się o ramie Dawida, ale on chyba nie jest zainteresowany rozmową, ponieważ ciągle pisze z kimś na telefonie.

- Coś mówiłaś? - pyta, spoglądając na mnie.

- Już nic - mówię zażenowana i wstaję.

- Okay - odpowiada. Spoglądam na niego z góry z szokowaną miną. 

Jak on mnie traktuję? Chodzimy do szkoły dwa tygodnie, a on już takie akcje mi robi. Znienawidzona osoba też nie daje za wygraną. Na każdym kroku mi dogryza. Mam tego serdecznie dość. Czemu on w tej piątej klasie musiał dołączyć do nas? Dlaczego? Życie dla mnie byłoby łatwiejsze. Choć nie mogę mu wszystkiego zarzucać. Pierwszego dnia, kiedy przyszedł nazwał mnie wielorybem. I tak nadal to robi. To, że miałam dużą nadwagę, to nie oznacza, że można kogoś obrażać. Ale dzięki tym słowom wzięłam się za siebie i teraz moje ciało wygląda całkiem nieźle. Nie jedna dziewczyna mi zazdrości. I czuję z tego dziwną satysfakcję. 

Odchodzę od mojego chłopaka z kwaszoną miną. To chyba nie ja powinnam proponować randkę!

Dzwoni dzwonek na lekcję. Mam teraz geografię. Nienawidzę tego przedmiotu. Ledwie zdałam go w tamtym roku. Nie wiem dlaczego nie mogę tego przedmiotu ogarnąć, jak na przykład matematyki czy historii.

Wchodzę do klasy i siadam na swoje miejsce. Wesoła Konsti zajmuje miejsce obok mnie. Wyciągamy książki. Po chwili do reszty dołącza Michał. Uśmiecha się łobuzersko. Siada za mną. Odwracam się w stronę tablicy. Nie mam najmilszej ochoty na niego patrzeć. Niespodziewanie czuję jak ktoś szturcha mnie w plecy. Przekręcam się do tył.

- Daj mi matmę - mówi.

- Chyba sobie żartujesz - kpię z niego, odwracając się.

- No daj... - nalega.

- Nie.

- Dam ci z geo...

- Mam, daj mi spokój - wypowiadam zła.

- Od kiedy Ty się tak geografią interesujesz? - Czuję jego oddech nad uchem. Przesuwam ławkę do przodu razem z krzesłem. Moja przyjaciółka patrzy na mnie zaskoczona. Podnoszę brwi w geście zapytania. Nic nie mówi tylko się przysuwa. Po chwili do klasy wchodzi nauczycielka i zaczyna się lekcja. Dla mnie męczarnia. 

***

- Co ciebie ugryzło? - pyta Konstancja, przysiadając się koło mnie na ziemi. Spoglądam na nią pytająco, bo nie wiem o co jej chodzi.

- Mogłaś dać mu to zadanie z matmy...

- Gratisowo do tego korki? - pytam ironicznie. 

- Weź już przestań. Mogłabyś dla ludzi być milsza. 

- Dla innych jestem.

- Właśnie widzę... - odpowiada ironicznie i wyciąga z torby drugą czekoladę tego dnia, którą po chwili zaczyna konsumować. 

- A może tak: "może chciałabyś się poczęstować?"- pytam roześmiana.

- Kobiety w ciąży ciągnie do słodkiego, ale jeśli musisz....- podaje mi opakowanie. Biorę jedną kostkę. 

- Za kilka miesięcy będziesz widziała skutki tego słodkiego - mówię i zjadam kostkę ze smakiem .- To przychodzisz na mnie na noc?

- Jak się wyrobię. Jadę z mamą do lekarza, potem do sklepu meblowego i takie bzdety... - macha ręką.

- No okay, to dasz znak? -  pytam, wstając z podłogi i otrzepuję sobie czarne spodnie z wysokim stanem i bluzkę w paski. Pokazuje kciukiem, że tak. - Ja idę do toalety- oznajmiam, odchodząc. 

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz