Rozdział 46

3.6K 188 13
                                    

  Budzi mnie jakiś stukot. Wstaję wystraszona z łóżka i spoglądam na wyświetlacz telefonu. 23:04.  Następie wchodzę po chichu na korytarz i przysłuchuję się. Nic nie słychać. Wszyscy śpią. 

Kaja, ty głupio kretynko, to tylko twoja wyobraźnia - mówi moja podświadomość. 

Idę z powrotem do łóżka, ale nawet nie przykrywam się kołdrą, bo znowu słychać ten dziwny dźwięk. Nie powiem, robi się dziwne i zaczynam lekko się bać. Po raz kolejny coś uderza w okno. 

Ale chwila, żadnych drzew tu nie mam, więc co to ma być do cholery?! 

 Podchodzę niepewnie do okna i odsłaniam ciemną zasłonę.

Widząc osobę, której nie chciałam widzieć, zaczynam lekko się denerwować. Co on tu do cholery robi? 

- Co ty robisz idioto?! - syczę zła, otwierając okno i lekko wychylam się. - Chcesz mi szybę wybić?

- Przebieraj się szybko w jakiś dres i chodź do mnie - oznajmia, uśmiechając się do mnie. Stoi w lekkim rozkroku ze skrzyżowanymi ramionami na klatce piersiowej. A głowę przyozdobioną  ma czarną czapkę z daszkiem, która jest skierowana do góry. 

- Po pierwsze, śpię, a po drugie nigdzie z tobą i o tej porze nie idę - oznajmiam stanowczo, kładąc dłonie na parapet. 

- Nie marudź, tylko chodź. Czekam na dole - mówi i odchodzi, jednocześnie znikając z mojego pola widzenia. 

Co on sobie do cholery myśli. Nieraz jego zachowanie jest skandaliczne albo nieprzewidywalne. Dziś dominuje to drugie.

-"Nie marudź, tylko chodź" - mówię nadąsana do siebie. Będzie mnie ze snu wyrywał...

Zaświecam światło w pokoju. Wyciągam z szafy szare wąski dresy i czarny podkoszulek. Na nogi wkładam sportowe buty. Zgaszam światło i jak najciszej wychodzę z domu.

Grubo będzie się tłumaczył. Oj grubo.

- Wreszcie. - Wzdycha chłopak, opierając się o barierkę. Jest ubrany w czarne dresy i biały podkoszulek oraz czarną bluzę z kapturem, która jest rozsunięta.

- Mów o co chodzi, chcę iść spać, zmęczona jestem - oznajmiam obojętnym głosem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- Jakie spanie?! Idziemy. - Łapie mnie za nadgarstek i gdzieś prowadzi. 

- Michaaaał...- jęczę pod nosem, podążając za nim.

-Będziesz jęczeć, gdy będziesz dochodzić - śmieje się. 

- Jesteś obrzydliwy! - Besztam go. - Gdzie idziemy? - pytam, rozglądając się wokół. Chłopak idzie przodem i trzyma mój lewy nadgarstek. Teraz zauważam, że na plecach ma plecak.

- Raczej pobiegniemy, bo w tym tempie nigdy nie zajedziemy.

- Ja cię kiedyś zamorduje - mówię senna. - Nie mam siły. Biegałam dziś, a teraz jeszcze ty!

- Jakoś nie widziałem żebyś to dziś robiła. - Odwraca się do mnie i idzie tyłem. 

- Bo nie biegałam tam gdzie ostatnio? - Podnoszę lewą brew i rzucam mu ironiczny uśmiech. - I możesz mnie puścić? - pytam, spoglądając na mój nadgarstek, który jest trzymany przez bruneta.

- Unikasz mnie? - pyta kontynuując temat.

- Tak - odpowiadam bez zastanowienia.

- Mhm. - Mroczy pod nosem. Chyba go uraziłam. No i czemu ja zawsze mówię, a potem myślę? - Czyli zmęczona jesteś, tak? - pyta.

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz