Rozdział 9.

20.2K 1.4K 68
                                    

Alex
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. O nie! Zaspałam! Szybko zerwałam się z łóżka, chwyciłam ubrania i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, pomalowalam rzęsy i byłam gotowa. Wychodząc z domu spakowalam sobie jeszcze butelkę wody. Do szkoły spoznilam się o pół godziny, więc nie było sensu iść na lekcje. Czekałam pod klasą na Sama, Michaela i Phila. Gdy zadzwonił dzwonek, skoczyłam na Michaela, gdy tylko opuścił klasę. Ten nie spodziewał się takiego ruchu, więc stracił równowagę i upadł, a ja oczywiście musiałam polecieć na niego, bo pociągnął mnie za rękę. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Chłopak po chwili się do mnie dołączył. Zaczęliśmy tarzać się po ziemi, nie zwracając uwagi na spojrzenia przechodzących obok. Po paru minutach jednak spowarznial i poważnym tonem powiedział:
- Alex Sherrigan ?
- To ja ... -odpowiedziałam nie wiedząc o co chodzi blondynowi.
- Jesteśmy zmuszeni oddać w twoje ręce przedmiot, który potrafi zmienić najgorszą chwilę w moment rozkoszy. Rzecz, która jest dla nas bardzo ważna. Mamy nadzieję, że będzie ci dobrze służył. Ty mała szantażystko. - Zignorowałam fakt, że nazwał mnie małą, bo Sam wyciągnął coś z plecaka i podał to Philowi. Ten zaś odwrócił się do mnie i dał mi największy słoik nutelli jaki kiedykolwiek widziałam. Rzuciłam się mu w ramiona i przytuliłam. No tak przecież musieli mi to dać, bo jeszcze musiałabym rozszarpać gardło Asha za to, że nie wywiązali się z umowy. Taa na pewno bym mu coś zrobiła.
- Dziękuję. Od dziś wasz wilczek może czuć się bezpiecznie. -Cała nasza czwórka zaczęła się śmiać i udaliśmy się na następną lekcję.
Lekcje dłużyły mi się strasznie. Jeszcze nasza nauczycielka z angielskiego się na mnie uwzięła, byłam zmuszona całe 40 minut stać przed tablicą i wymyślać co się stało z jakimś omletem, Hamletem czy jak mu tam było. Ale nie poszło mi źle, dostałam trzy. Mogło być gorzej. Nicole nie miało być jeszcze tydzień, bo miala zapalenie płuc. Biedulka. W końcu doczekałam sie dzwonka oznaczającego koniec lekcji. Sam mial zawieść mnie do domu, żebym przebrała się w strój do ćwiczeń, a potem dostarczyć mnie na trening. Moje przebranie składało się z legginsów, topu sportowego i bluzy. Nie miałam zamiaru wyprowadzać ich z błędu, że jestem alfą, a nie omegą, więc byłam zmuszona do ukrywania tatuażu.
Gdy dojechaliśmy pod dom watahy, moim oczom ukazała się wielka willa. Stała na odludziu. Z jednej strony sąsiadowała z lasem, z drugiej z ogromną polaną, która też była otoczona drzewami. Idealne miejsce dla wilkołaków. Okazało się nawet, że za budynkiem mają basen. Też tak chcę. Weszliśmy do środka. Jasne, przestronne wnętrza. Mój towarzysz zawołał alfę, który miał prowadzić moje treningi. Odpowiedział mu głos z kuchni. Poszliśmy tam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał Rush w samych bokserkach. Jak teraz nie mogłam powstrzymać się o myśleniu o nim, to co ja zrobię po TAKIM widoku? Chłopak zauważył, że gapię się na jego umięsniony brzuch. I powiedział:
- Zrób zdjęcie zostanie na dłużej. -Skrzywiłam się na ten oklepany tekst, ale wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie. Takie widok mogłabym podziwiać codziennie. Chłopak popatrzył na mnie z rozbawieniem i wyszedł z kuchni, aby jak się okazało po chwili, ubrać się. Po czym wyszedł ze mną i moim przyjacielem na polanę. Kazał mi się rozgrzać i zrobić 10 kółek wokół miejsca ćwiczeń. Teraz cieszyłam się, że nie zrezygnowałam z codziennego biegania. Dzięki temu byłam w doskonałej formie. Potem musiałam robić pompki, przysiady, pajacyki, wykroki i inne takie. Powoli robiłam się zmęczona. Ile można? Potem Rush zaczął pokazywać mi podstawy samoobrony. Po skończeniu zajęć wróciliśmy do ich skromnego domu. Taa skromnego. Postanowiliśmy wszyscy razem obejrzeć jakiś film i zamówić pizzę. W sumie wyszło 5 dużych pizz, wszystkie zjedliśmy podczas jakiegoś horroru. Było już późno, a film nie był tak naprawdę straszny, więc czułam jak powoli zamykają mi się oczy.
Rano obudziłam się na kanapie, wtulona w Rusha, na moich kolanach spał Phil, gdzieś na podłodze słyszałam chrapanie Michaela i spokojne oddechy pozostałych. Nie wiem jak znalazłam się w ramionach Rusha, ale nie narzekałam. Postanowiłam zrobić śniadanie, ale najpierw musiałam jakoś wstać i wyplątac się z ramion przystojnego alfy, przy okazji go nie budząc. Po chyba pół godziny udało mi się wydostać. Zrobiłam kanapki, usmażyłam naleśniki, nakrylam do stołu, nalałam do szklanek soku i zaparzyłam kawę. Dzisiaj sobota nie trzeba iść do szkoły! Gdy wszystko przygotowałam w drzwiach do kuchni stanęli chłopacy. Michael, gdy zobaczył moje dzieło wyrwał się przed wszystkich i padł na kolana.
- Kochanie, wyjdziesz za mnie?- wszyscy się zaśmiali i usiedli do stołu, tylko Ash był jakiś nie swój. Gdy zostaliśmy sami powiedział:
- Możemy pogadać?
- Tak jasne.
- No Bo... Ja chciałem... No ten ... Przepraszam za tamto. Wtedy pierwszego dnia. - Zdziwiłam się. Myślałam, że mnie opieprzy, powie że mam się więcej tu nie pokazywać, itp. Pomysłów miałam dużo, ale tego się nie spodziewałam. Uśmiechnęłam sie do niego.
- Spoko. Zapomnijmy o tym. - oddał uśmiech i dołączyliśmy do chłopaków, z obawą, że już wszystko zjedli. Cały weekend spędziłam u nich. Trenowaliśmy, graliśmy, oglądaliśmy filmy, kąpalismy się. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.

***
5 gwiazdek - next :*

Biała WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz