Rozdział 30.

10.5K 737 16
                                    

Rush
Alex od wypadku zajęła się wszystkim. Jej energia, nastawienie i podejście do sprawy było bardzo potrzebne nam wszystkim. Tylko dzięki niej zaczęliśmy działać, a nie siedzieć na tyłku i załamywać się nad tym co się stało. Dla niej to wszystko musiało być tak samo ciężkie jak dla pozostałych, pomimo to potrafiła zachować zimną krew. Ustaliła dyżury, warty, kolejność... Sama wzięła pierwszą wartę, która była najbardziej niebezpieczną, a zarazem męcząca. Zrezygnowała dla nas z odpoczynku. Po powrocie do domu, nadal nie myślała o sobie. Na początku moja księżniczka zapytała się o chłopaków, o ich stan, zamiast rzucić się na łóżko, zabrać jedzenie czy też wyzywać się na wszystkich. Niemal zmusiłem ją do zostania w domu. Teraz spała. Ash obserwował posesję, Jack czuwał przy Samie, a Michael odpoczywal w pokoju. Postanowiłem skorzystać z możliwości i też się chwilę zdrzemnąć.

<kilka godzin później >

Alex
Obudziłam się w swoim pokoju. Miałam nadmiar energii i dużo optymizmu na nadchodzący dzień. Dopiero po dłuższej chwili przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia. To trochę (taa tylko trochę...) ostudzilo mój zapał. Zeszlam na dół. Do willi właśnie wchodził Ash. Czyli Rush na warcie, czyli ja mam następną... świetnie. Dobra, trzeba dać chłopakowi coś do jedzenia, a potem zostawić go samemu sobie, bo ledwo na nogach stoi... Jeszcze Jack siedzi w szpitalu, ale tam raczej spokojnie. Ma krzesła, bar, automat z kawą... Wzięłam się za robienie posiłku, gdy krzątałam się po kuchni, wymyślając plan co muszę dzisiaj załatwić, wszedł Michael. Rzuciłam się na niego. Wyglądał już normalnie. Ewentualnie kilka głębszych ran, przypominało zwykłe podrapania. Nie powiem, ale na widok chłopaka w tym stanie jakiś ciężar spadł ze mnie. Tuliłam się do niego i pewnie bym to kontynuowała, gdyby nie zapach spalenizny. Spaliłam omlet. Próbowałam to odratować, ale nic już nie pomogło. Nie chciało mi się robić po raz kolejny tego samego, więc po prostu wyciągnęłam owoce, płatki musli, jogurt naturalny, nutellę i opakowanie wafli ryżowych. Po śniadaniu Ash poszedł do sypialni, a ja z Michaelem pojechaliśmy do szpitala. Po drodze zadzwoniłam do niczego nie świadomej Nicole, której pilnował Phil.
- Hej Nico...
- Alex, jak ja się martwiłam. Czemu nie zadzwoniłaś? Ja tu od nerwów odchodzę....
- Przepraszam, wszystko w porządku. Phil miał ci przekazać, że musiałam załatwić parę rzeczy...
- Dobra, dobra. To może pójdziemy w piątek na zakupy albo do jakiegoś klubu?
- Nie wiem jeszcze zobaczę. Może być mały z tym problem. Dobra muszę kończyć. Dojeżdżam na miejsce. Pa.
- Ale... Pa Alex. Co ja z tobą mam ? - Po tych słowach rozłączyłam
Dojechaliśmy do szpitala. Zaparkowaliśmy i poszliśmy do sali przyjaciela. Już przed drzwiami słychać było marudzenie Sama. Gdy tylko weszłam do sali, zobaczyłam promyk nadzieji w oczach chłopaka.
- Alex! Tęskniłem za tobą. Wiesz, że Cię kocham? -Spojrzałam na niego krzywo.
- Aż tak uderzyłeś w głowę?
- Nie. Proszę uratuj mnie przed tym. -Wskazał na tackę, stojącą na szafce nocnej. -Zrobię wszystko...
- Ejj nie może być tak źle. -Spojrzał na mnie jak na osobę chorą psychicznie.
- Może. W ostatniej "zupie " znalazłem włosy, w pure z ziemniaków tak samo. Jeszcze wszystko pływa w tłuszczu i śmierdzi. O wyglądzie nawet nie wspomnę. Wolę nie wiedzieć jak wygląda ich miejsce pracy.
- Spoko stary, na jutro masz już wypis. -Wtrącił się do rozmowy Jack.
- Czyli jeszcze 2 posiłki. -Ubolewał chłopak. Zaśmiałam się z Michaelem przez argumentację naszego przyjaciela, dlaczego powinien już dzisiaj wyjść. Na posiłkach się nie skończyło. Narzekał jeszcze na wredne pielęgniarki, łazienki z grzybem, prysznice z których leci żółta woda, na starszego Pana, który z nim leży na sali. Według jego historii pod łóżkiem trzyma słoik z obcietymi paznokciami, w nocy chrapie i strasznie się slini. Do tego zamęcza to jeszcze swoimi historiami życia.
Siedziałam w szpitalu jeszcze 2 godziny. Potem wróciliśmy do domu, gdzie wzięłam prysznic, zjadłam jakieś batoniki, a gdy zostało mi jeszcze trochę czasu do warty włączyłam telewizor i tępo się w niego patrzyłam.
O wyznaczonej godzinie stawiłam się na terenie domu Tobiasa. Zamieniłam kilka słów z Rushem, po czym on wrócił do naszej willi.

****
Wróciłam po dłuższej przerwie. Tęskniliście? Zbliżamy się do końca historii. Co powiecie na nową? Tylko raczej juz nie o wilkołakach. Jak wam się podoba rozdział? Zostawcie po sobie gwiazki i komentarze!
~ nega_tywna

Biała WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz