Rozdział 31.

9.1K 793 36
                                    

Alex
Kolejne kilka dni polegały na ciągłych patrolach, opiekowaniu się Samem, spotkaniach z Nic i udawania, że wszystko w porządku...

Właśnie wróciłam z swojej warty. Byłam cała obolała. Rzuciłam się na łóżko i od razu odpłynęłam w krainę Morfeusza. Niestety luksus taki jak spanie pełnych 8 godzin mi nie przysługiwał. Wszyscy musieli coś robić i wykorzystywać każdą minutę. Z każdą godziną było coraz bliżej starcia z watahą Tobiasa. W końcu przetrzymywał członka naszej watahy. Chłopacy zbierali informacje o planach budynku, z naszych obserwacji wiedzieliśmy kiedy i ile osób stało na straży. Ja przygotowałam wszystko co mogło by się przydać, oczywiście nie chodziło o broń, bo jesteśmy wilkołakami, jak wyglądałby wilk z pistoletem w łapie albo pysku. Wyobraziłam to sobie i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Raczej chodziło mi o bandaże, apteczkę, leki przeciwbólowe, wodę utlenioną. Oprócz tego robiłam posiłki, pilnowałam, żeby każdy odpoczywał przynajmniej kilka godzin, żeby jadł coś, itp. Ogólnie Sam był już w domu, gdyby ktoś go zobaczył, nie uwierzyłby, że miał kilka dni wcześniej wypadek. O Michaelu już w ogóle nie wspomnę. Oczywiście nie pójdą z nami odbijać Patricka. Zostają z Nic. Moje spokojne rozmyślania przerwał krzyczący Ash. Cieszyłam się, że mieszkamy na odludziu, bo sąsiedzie by nas wysłali do psychiatryka słysząc te wrzaski. Wszyscy siedzieliśmy w salonie, popijając herbatę. Tylko Phil był z moją przyjaciółką.

- Patrick, on nie żyje! -Krzyknął rozpaczliwie Ash.

- Jak to?!? -Zapytałam, do mojej głowy nie docierała ta informacja.

- Bo zakopywali jego ciało, znaczy worek taki, który był takiej wielkości, że spokojnie by go zmieścił, a nie oszukujmy się nie były to raczej ziemniaki!!!

- Idziemy tam, już najwyższa pora!!! - Usłyszałam w głowie głos Rusha. Nikt nie mógł się mu sprzeciwić, oprócz mnie, ale nie zrobiłam tego. I tak musiało to nadejść, już bardziej gotowi nie będziemy.

- Phil idziesz z nami, Michael i Sam wy jedziecie do Nic i macie tam zostać. Jakbyśmy... jakby się nam nie udało wylatujecie od razu z kraju! Rozumiecie?!? Nie ma żadnego ale! Wszyscy ruszać się!!!! - Zaczęłam myśleć jak alfa, strategiczne i logiczne myślenie jak się okazało się bardzo przydatną umiejętnością. Wszyscy zaledwie po upływie 1 minuty byli na podwórku przed domem w wilczej postaci. Ruszyliśmy. Ja, Rush, Phil, Jack i Ash mam nadzieję, że damy radę. Co ja gadam? Musimy dać radę. Chłopacy byli wściekli, przez to co zrobiła wataha Tobiasa. Ich widok był przerażający, wyglądali jak zabójcy bez sumienia, zaprogramowani na zemstę na oprawcach. Patrick, nadal nie mogłam tego pojąć, był dla nich,... dla nas jak brat, wszyscy jesteśmy jedną rodziną. Teraz nie martwię się o siebie tylko o chłopaków, o moje małe wilczki. Co dla nich przyniesie następne kilka godzin...

*****
Uwaga, uwaga!!! Nie wiem czy to ktoś jeszcze czyta jeśli tak to bardzo się cieszę. Przepraszam ze krótki, ale jeśli będzie 30☆ i 30 komentarzy wstawię dzisiaj jeszcze drugi, bo już prawie gotowy !!!

Biała WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz