Prolog

25.7K 1.3K 259
                                    

Dwie godziny leżenia na środku leśnej drogi nareszcie się opłaciły, zza zakrętu wyjechał mój cel.

Kareta, którą ciągnęły dwa konie, jechała pośrodku. Prowadziła ją dwójka rycerzy konnych, każdy z nich wyposażony był w jeden miecz i dwa średniej wielkości noże. Kolejnych czterech tak samo wyposażonych, zamykało pochód.

Mój czarny kaptur od peleryny zakrywał mi twarz, oprócz tego założoną miałam czerwoną chustę, która kończyła się tuż pod nosem. Zasłaniała to, co nie udało się pelerynie.

Zamknęłam oczy.

Słyszałam jak wszyscy, oprócz prowadzących rycerzy, zatrzymali się. Zauważyli mnie. Dwaj na swych koniach podjechali bliżej.

Tak, o to właśnie chodziło.

- Czy wszystko w porządku, pani - zapytał się jeden z nich. Jego głos był chrapliwy. Nie odezwałam się. Po głosie stwierdziłam, że jeszcze byli za daleko.

Obaj zsiedli ze swoich koni, podeszli bliżej i pochylili się nade mną.

Otworzyłam oczy. Na moich ustach pojawił się uśmiech podobny do uśmiechu, może i nawet samego diabła. Pora zacząć zabawę.

Wbiłam jednemu z mężczyzn miecz prosto w serce, aż po rękojeść. Patrzyłam w jego oczy, z których uchodziło życie. Ten upadł obok mnie. Jego towarzysz odskoczył, wyjmując swój oręż. Nie czekając, aż wstanę, zamachnął się nim na mnie.

Zablokowałam uderzenie z łatwością i wstałam, nie spuszczając oczu z przeciwnika. Ten patrzył na mnie z przerażeniem. Już wiedział, kim byłam. Spróbował jeszcze raz mnie zaatakować, zablokowałam cios i korzystając z okazji, zrobiłam obrót przez lewy bark. Znalazłam się za nim. Nie zdążył się obrócić, ponieważ przyłożyłam klingę miecza do jego szyi i poderżnęłam mu gardło. Zajęło to może z pięć minut. Wystarczyło, by pozostali rycerze przygotowali się do obrony. Wszyscy, całą czwórką ruszyli w moją stronę.

Schowałam swój miecz do pochwy i zdjęłam łuk, który wcześniej był zakryty peleryną.

Wypuściłam z niego cztery strzały, każda powędrowała do celu. Już po chwili na drodze leżało sześć ciał.

Podchodząc do karety, z której woźnica już dawno uciekł, omijałam kałuże krwi i martwe ciała. Idąc tamtędy, czułam się, jakbym tańczyła. Otworzyłam drzwi szarpnięciem, o mało nie wyłamując ich z zawiasów.

Środek był bogato ozdobiony. Oparcia, jak i same siedzenia były wykonane z poduszek pokrytych jedwabiem, a rama okna mieniła się pokryta złotem. Miejsca zajmowało dwóch mężczyzn w średnim wieku i jedna około trzydziestoletnia kobieta. Ubrani byli w eleganckie szaty.

- Nieznana - powiedziała kobieta, załamując głos. Spojrzałam na nią i jednym płynnym ruchem wyjęłam nóż i wbiłam go w jej serce. Oczy miała przepełnione strachem. Tępo wpatrywała się w moją rękę, która wciąż trzymała rękojeść. To trwało ułamek sekundy. Później w jej oczach nie pozostało nic. Ani jedna kropla życia.

Mężczyźni, gdy już wydarli się z tego otępienia powodowanego szokiem, rzucili się na mnie. To był gest desperacji. Ja byłam szybsza. Już po chwili było po wszystkim.

Zadanie wykonane.  

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz