Nieustraszona #13

2.4K 294 33
                                    


Wyprowadziliśmy zwierzęta przed dom, a tam nadszedł czas pożegnania.

-Mapę masz schowaną w tym miejscu - odezwał się wiking, wskazując pakunek przymocowany przy łbie wilka.- Musisz być czujna, ta wiedźma jest naprawdę niebezpieczna, podobno potrafi tak oszukać twój umysł, że sama siebie zabijesz. Jej wieżę masz zaznaczoną na mapie - powiedział wiking.

- Masz na siebie uważać. Rozumiesz? Masz wrócić cała i zdrowa - kiedy Chris się odezwał, wiking odsunął się kawałek od nas, dając nam odrobinę prywatności.

-To samo się tyczy ciebie braciszku. Pilnuj Cartera. Miej na niego oko, jak dasz radę. Daj mu znać, że żyjemy - powiedziałam, klepiąc go przyjaźnie po ramieniu.

-No dobra - mruknęłam, wypuszczając powietrze z płuc, które przez panującą ujemną temperaturę, zmieniło się w parę.

Gdyby Joel nie dał nam cieplejszych i suchych ubrań, mogłabym się założyć, że na pewno byśmy zamarzli. Położyłam prawą dłoń na karku zwierzęcia, ściskając jego futro, które było średniej długości w pięść, natomiast drugą dłoń dałam na grzbiet wilka. Odbiłam się od ziemi, przerzucając jednocześnie lewą nogę przez zwierzę, siadając na nim okrakiem.

Wilk zrobił kilka kroków w miejscu, przyzwyczajając się do kogo ciężaru, jednak później stał już niewzruszony.

-Do zobaczenia - powiedziałam i pogoniłam zwierzaka, a ten ruszył jak z procy.

Czułam pod sobą każdy, napięty jak struna, mięsień zwierzęcia. Skłamałabym, mówiąc, że nie byłam zestresowana, jednak próbowałam myśleć optymistycznie. Nie miałam innego wyboru.

Chris POV.

Wyruszyłem zaraz po Larze. Wsiadam na tę bestię, która podobno zastępowały konie tej krainie i pognałem w - jak miałem nadzieję- kierunku wioski. Podróż nie trwała długo. Już po półgodzinie znalazłem się na obrzeżach tej osady. Puściłem luzem wilka, przykucając przy jakimś drzewie. Miałem tutaj świetne widok na punkt główny, w którym żył król wikingów, jednocześnie byłem całkiem dobrze ukrytym w tym miejscu.

- W co ja się wpakowałem? - mruknąłem pod nosem, nie spuszczając z oczu wejścia.

Nie musiałem długo czekać. Już po chwili król wikingów wyszedł wraz ze swoją świtą. Nie zastanawiając się, pobiegłem do budynku. Nie miałem planu. Głównym zadaniem było odnalezienie tej dziewczyny, a jakby się udało, również Cartera. Jednak nie znałem takich informacji jak wygląd tajemniczej córki króla, czy też dokładnego położenia pokoju, w którym przetrzymywali Cartera. Nawet nie wiedziałem, czy ukochany Lary jest w tym domku.

Postanowiłem jednak iść na żywioł, a plan wymyślać na bieżąco.

Wyszedłem z lasu tuż za główną siedzibą. Przylgnąłem do tylnej ściany, nasłuchując. Paręnaście metrów ode mnie jakiś pastuch prowadził dziesięć owiec, z mojej lewej strony natomiast trójka... Nie, czwórka dzieci bawiła się patykami albo drewnianymi mieczami. Uderzanie drewna o siebie było naprawdę irytujące, dla tego starałem się je wyciszyć, jednocześnie podgłaśniając odgłosy ze środka budynku.

Siedem serc. Jedno tętno strasznie słabe, ledwo wyczuwalne.

Mogło być gorzej.

Nie czekając ani minuty dłużej, wbiegłem do środka, od razu atakując wartownika, żeby nie mógł ostrzec swoich towarzyszy, uderzyłem go w krtań. Następnie jednym płynnym ruchem, skręciłem mu kark i delikatnie odłożyłem na ziemię. Jeśli miał w sobie szkielet, powinien się obudzić po zachodzie słońca. Zostało jeszcze sześciu, odliczając Cartera pięciu.
Ponownie wytężyłem słuch.

Stałem w czymś w rodzaju sieni, w której cuchnęło stęchlizną. W moim kierunku zmierzały dwie osoby. Ukucnąłem w najbardziej zamienionym rogu pomieszczenia. Oddychałem spokojnie, cicho, nie tracąc z oczu korytarza, który łączył się z sienią. Gdyby nie mrok panujący tutaj, każdy mógłby mnie zauważyć w ułamku sekundy, jednak moje ciemne ubranie wtapiało się w ciemność. Już po chwili w odległości kilku metrów ode mnie stanęło dwoje wikingów. Rozmawiali ze sobą, śmiejąc się. Gdy pojawili się tuż obok mnie, dosłownie na wyciągnięcie ręki, poderwałem się do góry, zatykając im dłońmi usta, jednocześnie powalając ich, naciskiem swoich kolan na ich stawy. Gdy już klęczeli, płynnymi ruchami, używając do tego noży, które schowałem w rękawach, poderżnąłem im gardła.
Poszło gładko.

Udałem się przed siebie, idąc w kierunku najsłabiej bijącego serca. Jego nierównomierne bicie słyszałem z pomieszczenia, znajdującego się za grubymi drewnianymi drzwiami, które pozostały lekko uchylone, a na korytarzu przez szparę wylewał się promień światła. Uchyliłem drzwi jeszcze bardziej, starając się zbytnio nie hałasować. Wślizgnąłem się do środka. Na chwilę, dosłownie ułamek sekundy, oślepiło mnie światło. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności, ujrzałem bardzo surowo urządzony pokój. Na drewnianym, poszczerbionym stole pod lewa ściana znajdowały się jakieś metalowe narzędzia, natomiast na lewo od nich był kominek, który oświetlał niewielkie pomieszczenie. Carter siedział w centralnej części na drewnianym krześle. Jego twarz była pokaleczona, a ubranie całe umorusane krwią i bogowie wiedzą czym. Jego głowa była pochylona w dół, oczy miał zamknięte, a do ust ktoś mu wetknął kawałek brudnej szmaty, posługując się nią jako kneblem.

Podszedłem do chłopaka, wykonując mu to obrzydlistwo spomiędzy warg. Chłopak musiał zemdleć, ponieważ nie zareagował.

-Carter? Carter? - szeptałem, jednak dopiero lekkie spoliczkowanie przyniosło porządny przeze mnie efekt.

-Chris? - zapytał, patrząc w dal, jakbym bym jedynie majakiem.

-Wydostanę cię stąd, musisz mi zaufać - powiedziałem, rozwiązując mu nogi.

-Zły wybór - usłyszałem słowa przyjaciela, a następnie poczułem ogromny ból z tyłu głowy, a później straciłem przytomność.

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz