Niepokonana #23

5.3K 580 86
                                    

Wbiegłam na dziedziniec, a moim oczom ukazała się Thea przykuta do podłoża łańcuchami. Miała zapewne służyć jako trofeum. Była ledwo żywa. Pewnie sama nie byłam w lepszym stanie. Obok niej klęczał Trevor. Zapewne nie mógł uwierzyć, że widział białego smoka. Uśmiechnęłam się pod nosem i pobiegłam w ich kierunku.

-Thea, wszystko w porządku?

-Lara? Tak, tak żyje. Szybko, zaraz się ktoś może pojawić.

Spojrzałam na jej zakute łapy i skrzydła. Łańcuch był gruby, nie do rozerwania. Podążyłam wzrokiem po ogniwach, aby odnaleźć jego koniec. Ogromne nity dały mi do zrozumienia, że nie mieliśmy szans jej uwolnić.

-Trevor uciekaj.

-Co?

-Uciekaj! - warknęłam.

Nie miałam zamiaru zostawić tutaj Thei, lecz nie mogłam również pozwolić na to, by mój dziadek został ponownie złapany.

-Nie zostawię cię, jesteśmy...

-Masz uciekać. Ja sobie dam radę. Idź już - powiedziałam wkurzona.

Trevor pokiwał głową i na tyle, na ile szybko mógł się ruszać, uciekł.

-Ty też powinnaś uciekać.

-Damy radę, nie zostawię cię, jesteś w końcu moim smokiem - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

Zaczęłam majstrować przy zapięciach, ale nie chciały się za cholerę otworzyć. Przeklęłam siarczyście, upadając bezradnie na ziemię.

-Uciekaj, zostaw mnie, ratuj siebie.

-Nie zostawię cię, po moim trupie - warknęłam.

Wtem usłyszałam nadbiegających ludzi. Wpadli na dziedziniec, a ich wzrok spoczął na mnie. Większość z nich stała osłupiała, bojąc się podejść. Tylko generał zachował zimną krew. Zbliżył się powoli. Chwycił mnie za ramię i szarpnął do góry.

-Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy. Nie łatwo jest się ciebie pozbyć, ale zaraz to naprawiamy - zaśmiał się, a ja nie wytrzymałam.
Przywaliłam mu z główki w twarz, pościł moją rękę. Z jego nosa wylewała się szkarłatna ciecz, brudząc mu ubranie i podłogę. Uśmiechnęłam się zadowolona z efektu, jaki przyniósł mój cios.

-Ty suko - krzyknął i zamachnął się otwartą dłonią na moja twarz.

Kucnęłam, unikając zderzenia z jego ręką. Podniosłam się szybko, wykonując kopnięcie z półobrotu. Tym razem trafiłam go w krtań.

-Dość! - usłyszałam krzyk za sobą.

Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, kto to był. Matt. Słyszałam jego zdecydowane kroki, kiedy zbliżał się do mnie. Wyminął mnie i wrzasnął na swoich ludzi.

-Na co czekacie! Skuć ją i do lochów!

-Tak jest! - odpowiedzieli chórem rycerze.

O nie, tak łatwo się nie poddam.

Kiedy pierwsza trójka wojowników podeszła do mnie z kajdanami w ręku. Kopnęłam jednego z nich z półobrotu w twarz. On się przewrócił, ciągnąc za sobą drugiego. Niestety na ich miejsce weszło czterech nowych. Uderzałam i kopałam każdego po kolei, lecz ich było za dużo. Po chwili mnie przewrócili, a w następnej sekundzie trzymali, zakładając kajdany.

Szarpnęli mnie za włosy, abym wstała i popchnęli w stronę cel. Szłam ze zwieszoną głową. Czułam pulsujący ból pleców i żeber. Kiedy leżałam, a jeden z nich mnie skuwał, kilku postanowiło mnie skopać.

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz