Niepokonana #3

5.4K 637 103
                                    

Carter POV (15 października, po ucieczce Lary)

-Co robisz? - zapytał Tobiasz, kiedy podbiegłem do portalu.

-Skaczę za nią - powiedziałem bez namysłu i wskoczyłem w tafle światła.

Sam lot był przyjemnym uczuciem. Jednak moją głowę zajmowała Lara.

Dlaczego uciekła? Gdzie jest? Czy wszystko u niej w porządku? Jak długo już tu jest? I najważniejsze. Czy ją znajdę?

Portal wypluł mnie na Ragnagar, jak podejrzewałem. Wstałem i strzepnąłem z siebie pył oraz kurz. Rozglądnąłem się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłem Lary. Po chwili z portalu wyszły dwie nowe postacie. Byli nimi Christopher oraz Tobiasz.

Kiwnąłem do nich głową, a na moich ustach uformował się lekki uśmiech.

-Chyba nie myślałeś, że cię puścimy samemu na taką akcję? -zaśmiał się mój przyjaciel.

Zbiegliśmy razem na dół z pagórka. Stanęliśmy na jakiejś polnej ścieżce. Teraz czekał nas ciężki wybór. Iść w prawo czy w lewo.

Ja, osobiście poszedłbym w lewą stronę, ale, że to jest Lara, a ona robi wszystko na odwrót i po swojemu, to zapewne poszła w prawo.

W tamtym kierunku również poszedłem wraz z resztą. Droga mi się piekielnie dłużyła, a grzejące słońce nie ułatwiało wędrówki. Kiedy powoli zaczął zapadać zmierzch, zauważyłem jadącą furmankę, a na niej trzech mężczyzn.

-Witam! - krzyknąłem.

-A witamy, witamy! - odkrzyknął najstarszy z nich.

-Co państwa sprowadza tak daleko od stolicy i jakiegokolwiek miasta? - Zagadnął jeden z nich.

-Szukamy pewnej kobiety. Nie widzieli może jakiejś państwo po drodze?

-Kobiety? Samej, w tych stronach? To niespotykane zjawisko, nikogo takiego nie było, napewno byśmy widzieli.

-A jak daleko stąd jest najbliższe miasto?

-W tamtych stronach nie ma miast, tylko same pola uprawne i chaty rolników. Najbliżej jest stolica, do której właśnie zmierzamy.

-Ach tak... Moglibyśmy się z państwem zabrać?

-Jasne - krzyknął jeden z dwóch mężczyzn z tyłu.

Wszedłem na wóz i usiadłem na sianie, podobnie uczynili moi towarzysze.

-Ja jestem Garry, to jest mój brat Barry, a to nasz ojciec Harry.

-Nicolas, miło mi - powiedziałem. Wolałem ukryć swoje imię na wszelki wypadek. Na Ragnagar imię Carter nie należy do popularnych, a powiązanie mnie z synem byłego dowódcy wojsk mogłoby stanowić problem. - To jest...

-Alexander, a to Michael - przerwał mi ojciec.

-Skąd państwo przybywają? -Zapytał Barry.

-Z Archontu - toczył rozmowę Tobiasz, on jako jedyny cokolwiek wiedział na temat Ragnagar.

-Daleką drogę państwo przebyliście - stwierdził Harry.

-Racja, zamieszkaliśmy u rodziny. A jak się miewa nasza stolica? Dawno w niej nie byliśmy, będzie to już z dwadzieścia cztery wiosen.

-Dwadzieścia cztery wiosen pan powiada. Ostatni raz byliście za czasów panowania Cavendish'ów? - zapytał Harry.

-Zgadza się.

-Panie! Od tamtego czasu stolica zmieniła się nie do poznania. Kiedyś to miasto tętniło życiem, pamięta pan te czasy? Ach, jak ta nasza stolica piękna była. Teraz jest wszystko zniszczone, brudne. Źle się dzieje w naszym kraju, źle się dzieje...- opowiadał Harry.

-A to wszystko przez tych zwolenników - zdenerwował się Garry.

-Nie dość, że smoki odebrali, to jeszcze państwo wyniszczają - dodał Barry.

-Racja, racja, a co z wojskiem naszym. Nie jestem obeznany za bardzo w polityce - zagadnął Tobiasz.

-Teraz w szeregach naszego wojska same szumowiny. Większość z nich to byli przestępcy, nie to, co za panowania generała Blacka. Ten to potrafił utrzymać w ryzach wojsko, a jakim taktykiem był! Gdyby nie on, nie przeżyłaby rodzina królewska podczas dnia wybuchu wojny! Albo to jak przepędził piratów z północy, to dopiero było coś! - wychwalał mojego ojca, niczego nieświadomy Harry.

Potem już nic nie pamiętałem. Powieki, które wydawały mi się coraz cięższe przez całą rozmowę w końcu opadły. Zasnąłem wykończony, z powodu przesłuchiwań Matta.

Obudziłem się o zmierzchu. Barry, Garry i Harry wnosili bele siana do jakiejś chaty.

-O! Śpiąca królewna wstała! - zaczął się śmiać jeden z nich.

-Ile spałem? - Zapytałem zaciekawiony.

-Prawie cały dzień.

-Że co?! - krzyknąłem.

W takim razie nie mamy szans na dogonienie jej świetnie - pomyślałem.

-No tak, ta dziewczyna, co ją spotkaliśmy po drodze, nawet was nie obudziła! - zaśmiał się Harry.

-Jaka dziewczyna?- zapytałem od razu.

-Jak jechaliśmy tutaj to spotkaliśmy pewną damę - powiedział Harry.

-Ładna była! - krzyknęli równocześnie z wnętrza domu Garry i Barry.

-Jak wyglądała? Przedstawiła się?

-Miała brązowe włosy, sięgały do łopatek, szczupła, średniego wzrostu, jasno-niebieskie oczy. Miała na imię Lara.

-To ona... - wyszeptałem. - Gdzie ona teraz jest? - dodałem już głośniej.

-Jechała z nami dotąd. Jakieś trzy godziny temu, może więcej, udała się do stolicy.

-Jak długo z nami jechała?

-Od rana.

Po prostu świetnie, przez cały czas miałem ją na wyciągnięcie ręki, a ja co? Spałem!

-Dziękujemy za podróż- powiedziałem do najstarszego mężczyzny. Następnie wyciągnąłem rękę do góry i spuściłem ja szybko na brzuch śpiącego Chrisa. Ten wydał z siebie jęk i zwinął się w kłębek, wciąż wydając jakieś dziwne odgłosy.

-Wstawaj, twoja siostra tu była - powiedziałem, i następnie szturchnąłem ojca. Ten, obudził się, rozglądając dookoła.

-Jak to tu była? - zapytał Chris.

-Od rana jechała z nami.

-I jej nie zatrzymałeś!? - krzyknął oburzony Christopher.

-Ciekawe jak miałem to zrobić, skoro spałem?!

-Dobra, spokojnie nie wiedziałem - powiedział ziewając.

-Poszła zapewne do stolicy - odezwał się w końcu Tobiasz.

-Zgadza się przytaknąłem.

-W takim razie czas na nas - powiedział mój ojciec, wstając i odchodząc kawałek dalej. - Dowidzenia i dziękujemy za transport oraz ubrania!

W jego ślady poszedł Chris. Ja, zrzedłem z furmanki i już miałem do nich dołączyć, kiedy powstrzymała mnie ręka Barry'ego zaciskająca się na ramieniu.

-Masz wspaniałą narzeczoną, nie zchrzań - powiedział i odszedł.

Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło. Postanowiłem zignorować jego słowa. Podszedłem do moich towarzyszy.

Ruszyliśmy w kierunku Arvenii. Pomimo moich szczerych chęci, nie mogłem wyrzucić słów chłopaka z głowy.

Masz wspaniałą narzeczoną. Poczułem, że moje usta zaczęły się formować w niewielki uśmiech. Potrząsnąłem głową i przybrałem obojętny wyraz twarzy. Nic mnie z nią nie łączy, tylko wspólna misja, ale czy aby na pewno?

Od autorki.

Aby dostać kolejną część poproszę 30 kom na temat wymarzonego miejsca, które musisz zobaczyć. 😀

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz