Nieznana #23

7.2K 678 64
                                    

Do późnego wieczora siedziałam a Christopherem i nadrabiałam stracone lata. Carter wrócił do domu po zmierzchu. Siedzieliśmy wszyscy razem w salonie, pijąc whisky. Chris zajmował fotel, ja siedziałam na ogromnej pięcioosobowej kanapie, a Black znajdował się po przeciwnej stronie.

Dowiedziałam się, że tylko ja z naszej trójki jestem zielona, jeśli chodzi o te wszystkie smoki, Ragnagar i tak dalej. Carter dowiedział się tego wszystkiego od swojej matki, a Chris od Cartera i Jego. Po pewnym czasie usłyszałam pukanie do drzwi frontowych. Niechętnie wstałam i je otworzyłam.

-Lucy?

-Hej! Martwiłam się o ciebie, byłam w twojej jaskini, ale była pusta, myślałam, że coś ci się stało.

-Wszystko u mnie w porządku, w jaskini nie było moich rzeczy, bo już tam nie mieszkam. Wejdziesz?

-Tak, jasne.

Po chwili już prowadziłam Lucinde do salonu. Kiedy tam weszłyśmy, jej oczy zrobiły się o dwa razy większe, a puls drastycznie przyspieszył. Cholera, zapomniałam, że jest tu mój brat.

-Witaj, Lucy. Słuchaj, ja chciałem... ten... przeprosić... em... za tamtą sytuację na rynku... Nawet sobie nie wyobrażam co by mogło się stać gdyby nie Lara - przepraszał mój brat, jąkając się.

-Nieźle dziewczyno, jesteś tutaj zaledwie kilka dni, a już po twojej stronie jest prawa ręka Pana- zaśmiała się. - Przeprosiny przyjęte. Nic się nie stało.

Jestem pełna podziwu dla niej. Ja nie potrafiłabym tak łatwo wybaczyć.

-Uff- odetchnął z ulgą Chris - Dosiądziesz się? - zapytał.

-Tak jasne.

Usiadła na środku kanapy. Już po chwili wszyscy rozmawialiśmy pijąc trunek.

-Jaki jest On, znaczy wuj? - zapytałam. - zmienił się?

-Nie widziałem go już kilka lat. Wydaje rozkazy, które jego żołnierze wykonują - odpowiedział mój brat.

-Jak duże ma wpływy?

-Prawie w każdym mieście ma swoich ludzi, oprócz tego, ma kilkutysięczne wojska.

-Nie wiesz, czego ode mnie chce? Wypytywał o mnie trzynaście lat temu, kiedy rodzice zginęli i do tej poru nie dał mi spokoju. To musi być coś ważnego.

-Tu chodzi o tą całą przepowiednię. On chce złapać czarnego i białego jeźdźca. Jeśli ich zabije, przepowiednia się nie spełni, a Ragnagar zostanie unicestwiona. Przysłowiowy mur stanie się wieczny, oddzielał on będzie jeźdźca od smoka. Ludzie nie będą cierpieć po utracie smoków, bo smoki nie będą z nimi związane, tylko będą ich niewolnikami. I do tego dąży pan na ziemi i na Ragnagar. W jakiś sposób kontaktuje się on ze swoimi odpowiednikami na naszej planecie. Oni chcą po prostu, aby ludzie przestali cierpieć.

-Ale nie zaznają nigdy szczęścia - mruknęłam pod nosem.

-Co ? - zapytał się Chris.

-Powiedziałam, że nigdy nie zaznają szczęścia, będą w pewnej części puści. To tak jak gdyby wsadzić do pudełka szklankę. To, że jej nie widać, to nie znaczy, że jej nie ma. Tak samo byłoby z więzią, ona by istniała, tylko ludzie by ją zakryli, a brak smoka powodowałby ból.

-Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony, myślałem, że w ten sposób pomagam - powiedział Chris.

-O czym wy do jasnej cholery mówicie?! - odezwała się Lucy. Kompletnie zapomniałam, że ona też tu jest. Ups...?

-To długa historia... - powiedziałam w końcu. Po czym opowiedziałam jej wszystko, co wiem, a raczej starałam się wszystko opowiedzieć.

Gdy już skończyłam, usłyszałam pukanie do drzwi frontowych. Kogo niesie o takiej godzinie?! Carter wstał, aby sprawdzić, kto przyszedł. Już po chwili wrócił wraz z Mel i Mikiem.

-O widze, że tu gruba imprezka - zaśmiał się chłopak.

-Zapraszamy - odpowiedział, uśmiechając się mój brat.

Mel zajęła miejsce obok Cartera, prawie na nim siedziała. Zacisnęłam pięści, poczułam jakieś dziwne ukłucie w klatce piersiowej, miałam ochotę wstać i ja stamtąd zrzucić... dziwne... jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam. Mike siadł za to obok mnie. Rozmawialiśmy dość długo. Lucy już dawno odpadła i zasnęła pijana w moim pokoju. Chris był pijany i rozmawiał ze swoim cieniem, kto szybciej wypije szklankę czystej wódki. Mel, również pijana zasnęła, opierając się o Blacka. Mike ze mną flirtował, ale nie był w wielkim stopniu pijany. Nie wypił dużo. Tylko ja i Carter byliśmy w miarę trzeźwi.

Nagle ręka Mike'a powędrowała w górę. Objął mnie ramieniem. Nachylił się do mojej twarzy i zaczął szeptać do ucha.

-Masz ładne oczy. Jak dwie śnieżynki - powiedział, przygryzając jego płatek.

-Dziękuję - powiedziałam, odwracając głowę w jego stronę, aby spojrzeć mu w oczy.

Jego twarz zaczęła się zbliżać do mojej. O dziwo chciałam tego. Naprawdę polubiłam Mika.

W jednej sekundzie usłyszałam jęk pijanej Mel i ujrzałam rękę na ramieniu Mike'a. Jednym szarpnięciem został odepchnięty do tylu i upadł na podłogę. Zerwał się do siadu i w tamtym momencie oberwał prawym sierpowym. Aż mu głowa poleciała do tyłu. Patrzyłam ma tę sytuację oniemiała. Szybko zerwałam się z miejsca i chwyciłam za rękę Blacka, gotową do zadania kolejnego ciosu.

-Co ci odwaliło!? - wrzasnęłam.

Nim zdążyłam się obejrzeć, Mike wstał i uderzył Cartera, który niczego się nie spodziewając, odleciał do tyłu. Teraz będzie się działo.
Carter podszedł do Mike'a zamachnął się ręką, w której trzymał szklankę i rozbił na jego głowie. Mel zaczęła piszczeć, a jej brat nie zwracając na to najmniejszej uwagi, rzucił się na Blacka przewracając go na stół, który pękł na pół. Kilka sporych drzazg wbiło się w Cartera. Mike wciąż okładał swojego przeciwnika pięściami. Wtem, Black go zrzucił z siebie, a sam wstał. Mike również się podniósł, chwycił butelkę whisky i rzucił nią w Cartera. Ten jednak nie zdążył wystarczająco szybko odskoczyć. Butelka roztrzaskała się na jego plecach, a odłamki szkła wbiły się w jego ciało. Black z furią w oczach rzucił się na swojego przyjaciela, w efekcie przewracając go. Podeszłam do nich i szarpnięciem zdjęłam Blacka z Mika. Mike już się zrywał, aby po raz kolejny mu przywalić, ale powstrzymałam go ruchem ręki.

-Stop! - krzyknęłam.

Wszyscy w pomieszczeniu zwrócili na mnie uwagę. Nawet Chris, który zaczął tańczyć walca z doniczką.

-Czy wy jesteście w podstawówce?! Mel, opatrz swojego brata. Chris, zostaw do cholery tego kwiatka i idź spać na kanapie. Mel jak skończysz, śpisz w moim pokoju z Lucy, Mike spisz tutaj na materacu. A ty- powiedziałam wskazując palcem na Cartera - idziesz ze mną.

Wszyscy stali w miejscu. Nie mogli, prawdopodobnie przez szok, się ruszyć.

-No ruchy! - krzyknęłam i wyszłam z zatłoczonego salonu. Za prowadziłam Blacka do jego pokoju.

-Siadaj - powiedziałam wskazując na łóżko - i mi się stąd nie ruszaj.

Wyszłam z jego pokoju i udałam się do łazienki. Otworzyłam apteczkę, którą wyciągnęłam z półki znajdującej się w szafce za lustrem. Wyjęłam z niej wodę utlenioną, bandaż, plastry i pęsetę. Wróciłam do pokoju Blacka. On siedział dokładnie w tym miejscu, w którym go zostawiłam ze spuszczoną głową. Gdy tylko uświadomił sobie, moją obecność podniósł głowę i spojrzał na mnie.

-Ściągaj koszulkę - powiedziałam i usiadłam za nim na łóżku, kładąc obok siebie przyniesione materiały.

-To jakaś propozycja - zapytał śmiejąc się.

-Zamknij się, bo nie ręczę za siebię - pogroziłam mu.

Już się więcej nie odzywał, tylko zdjął posłusznie koszulkę. Miał kilka dość sporych odłamków drewna i szkła w plecach i parę zadrapań, ale nie było aż tak źle. No może oprócz tego dziesięciocentymetrowego kawałka drewna wbitego w jego ciało. Dobrze, że dzięki szybszej regeneracji ciała u dragonów pojutrze już wszystko powinno wrócić do normy, gdyby nie to, byłby uziemiony na kilka tygodni.

Wzięłam do ręki pęsetę i po kolei wyjmowałam odłamki. Oczyściłam rany woda utlenioną i owinęłam większe rany bandażem, a mniejsze pozaklejałam plastrami. Następnie przeniosłam się z opatrywaniem na twarz. Przyklękłam przed Carterem i zaczęłam oczyszczać wodą utlenioną rozcięta wargę. Następnie zajęłam się rozciętym lukiem brwiowym. Opatrywanie twarzy zajęło mi więcej czasu, ponieważ rozpraszał mnie wzrok Blacka, który najpierw śledził każdy mój ruch, a później dokładnie skanował całą twarz. W końcu jednak udało mi się skończyć. Posprzątałam wszystkie papierki po plastrach i resztki bandaży.

-Czekaj tu - rozkazałam.

Odniosłam na miejsce pęsetę i cala resztę, następnie udałam się do kuchni. Wzięłam ze sobą lód, po drodze zajrzałam do mojego pokoju. Obie dziewczyny spały jak zabite. Nie miałam serca je budzić. Wróciłam do Cartera.

-Masz, przyłóż do oka - powiedziałam i wyciągnęłam w jego stronę rękę z woreczkiem lodu.

-Dzięki, za wszystko - powiedział, przykładając do prawego oka worek.

-Dalej jestem zła.

-Wiem.

-Co ci odwaliło!? - krzyknęłam, nie wytrzymując. On tylko wzruszył ramionami i położył się na łóżku.

-Jak będziesz wychodzić, zgaś światło.

-O nie...

-Co?

-Wykiwałeś mnie. To ty miałeś spać na kanapie, a ja miałam spać u ciebie z Chrisem.

-No dobra, już wstaje.

-Chyba sobie żartujesz? Nie będziesz spał w jednym pomieszczeniu z Mikiem po tej akcji.

-To gdzie mam iść!?

-Siedź tu.

-No i dobrze...-powiedział, opadając z cichym jękiem na łóżko.- Czekaj, a ty gdzie będziesz spała?

-Pójdę do Mike'a na materac.

-Gdzie? - warknął, a ja widziałam, jak wszystkie jego mięśnie nagle się napięły.

-No wiesz, w salonie sam rozkładałeś materac dla Mike'a, jest duży zmieszczę się z nim - powiedziałam i już odwróciłam się z zamiarem wyjścia.

-Nie ma najmniejszej opcji...

-To gdzie mam spać?! Na polu*?!- przerwałam mu, unosząc lekko głos.

-Śpij tu - stwierdził, całkiem poważnie, z uśmiechem na twarzy zadowolony ze swojego pomysłu.

-Tutaj? Z tobą? Pogrzało?!

-Oj no weź, mam większy materac niż Mike. A zresztą będzie ci tam nie wygodnie.

Wiedziałam, że dalsza kłótnia nie ma sensu. Mike spał na materacu, na którym zmieściłyby się dwie osoby, ale tylko leżąc na baczność.

-Niech ci będzie - powiedziałam zrezygnowana. -Ale łapy trzymasz przy sobie.

Poszłam do łazienki umyć się i przebrać w pidżamę. Gdy wróciłam do pokoju światło, było zgaszone. Położyłam się na krawędzi łóżka jak najdalej od niego.

-Dobranoc-powiedział Black, ziewając głośno.

-Dobranoc -powiedziałam wkurzona, chociaż kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry.


*jestem z Krk i będę pisać pole, sory, ale na dwór brzmi dla mnie dziwnie xd  

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz