Nieustraszona #1

4.9K 536 57
                                    

Matt został pokonany już rok temu, wraz z Carterem zostaliśmy nowymi władcami. Od roku panujemy nad królestwem. Nieznana umarła. Zostałam teraz królową Laryssą Cavendish Black, chociaż i tak używam tylko nazwiska Black. Jestem najważniejszą kobietą w państwie, ubrana zawsze elegancko i zachowująca się nienagannie. Co oznacza, zero walki, zero wyzywania, zero przeklinania, zero jakiegokolwiek meczącego sportu. „Przecież to wszystko jest dla mężczyzn" , usilnie mi próbuje wmówić otoczenie.

Państwo odżyło, a ja się czuję, jakbym z każdym kolejnym dniem umierała.

Przeciągnęłam się na ogromnym, łóżku nie otwierając oczu.

-Dzień dobry - usłyszałam po prawej stronie głos Cartera. Mojego męża.

-Czy taki dobry to się przekonamy - mruknęłam, otwierając oczy.

Carter upatrywał się we mnie z uśmiechem na twarzy, bawiąc się kosmykiem moich włosów.

-Dlaczego miałby być zły? - zapytał, pochylając się nade mną i całując mnie.

Chyba nigdy do tego nie przywyknę.

-Panie! Panie! - usłyszeliśmy krzyki i pukanie w drzwi.

Carter niechętnie się ode mnie oderwał i ze zrezygnowanym wyrazem twarzy krzyknął.

-Co znowu!?

-Wikingowie panie! Powrócili.

-Jasna cholera - warknął, zrywając się z łóżka, o mało z niego nie spadając. Pobiegł do szafy, wyjmując z niej ubranie. Szybko się ubrał i wybiegł z naszej komnaty, do której po chwili wtargnęły służki.

-Dzień dobry pani, zechce się pani ubrać?

Westchnęłam głośno.

-Oczywiście.

Wszystko tutaj było robione za mnie. Wodę do wanny nie mogłam nalać sama, bo to za duży wysiłek, ubrać się samej też nie mogłam, a co dopiero wyjść gdzieś bez obstawy rycerzy!
Zaczęłam tęsknić za nocami spędzonymi w trasie, za przesiadywaniem w barach, za posiadaniem tylko dwóch kompletów ubrań, za spaniem pod gołymi gwiazdami, za walką. To było moje życie, a nie to coś przypominające cyrk, ale cóż miałam zrobić. Zostałam królową.
Podejrzewałam, że z tym się wiążą pewne uniedogodnienia, ale bez przesady.

Ubrana byłam w koszmarnie ciasny gorset i purpurową suknię aż do ziemi, do tego służące, dały mi buty na szpilce, które miały chyba z pół metra. Gdy tylko wyszły z pokoju, z dna szafy wyciągnęłam moje stare, dobre buty, które założyłam, a te dla cyrkowców wrzuciłam do szafy.

Otworzyłam wielkie, białe wrota wychodząc na korytarz, będący w tym samym kolorze, co drzwi. Po bokach stała dwójka, w pełni uzbrojonych osób. Szłam poplątanymi korytarzami, których trasę znałam już na pamięć. Doszłam do jadalni, gdzie czekał już na mnie Jeremy.

Pomieszczenie było ogromne. Na ścianach widziały freski, a podłoga była wykonana z jasnego marmuru. Do tego w centralnej części pomieszczenia znajdował się wielki stół przykryty białym obrusem. Po lewej stronie było duże okno z widokiem na miasto.

Usiadłam przy stole, nie zawracając sobie głowy tą całą etykietą, tuż obok chłopaka.

-Dzień dobry Laro.

-Cześć Jeremy - odparłam z uśmiechem.

Przez ten rok naprawdę zżyłam się z chłopakiem. Stał się dla mnie jak syn, którym poniekąd był.

-Cartera nie będzie?

-Ktoś go porwał rano w jakiejś ważnej sprawie. Podobno coś z wikingami - powiedziałam, nabijając na widelec sałatkę, która chwilę wcześniej położyła na moim talerzu służba.

Jeremy na moje słowa zakrztusił się jedzeniem. Zaczął kaszleć gwałtownie, szybko sięgnął po kielich z wodą, a następnie wypił go duszkiem.

-Wikingowie? - Zapytał, patrząc na mnie z przerażeniem.

-Tak... - Powiedziałam niepewnie, będąc jednocześnie zaciekawiona jego słowami.

Widziałam, jak chłopak cały pobladł i z przerażeniem spoglądał na mnie.

-O co chodzi?

-Lara... wikingowie... oni... To są monstra, nie do pokonania. Dlatego król Wilhelm wygnał ich wiele wieków temu na północ, zginęły wtedy setki tysięcy dragonów, trwało to kilka lat, a straty pośród cywilów były ogromne, jeśli powrócili...

-Nie mamy szans - wyszeptałam przerażona słowami chłopaka.

Zerwałam się z miejsca.

- Rycerze, którzy pilnowali komnaty królewskiej rano, mają się tu natychmiast pojawić! - Rozkazałam. -Cała reszta, proszę wyjść! - Popatrzyłam na Jeremiego, machając głową na nie. Dałam mu w ten sposób znać, że on może zostać.

Wszyscy wykonali mój rozkaz. Zostałam tylko z chłopakiem w jadalni, do której po chwili wkroczyli dwaj gwardziści ubrani w biało-czarne zbroje.

-Wy pilnowaliście komnat królewskich?

-Tak pani- odpowiedział jeden z nich kłaniając się.

-Czy powiedzieliście cokolwiek, komukolwiek na temat informacji wtedy usłyszanych.

-Nie pani, ale...

-Dobrze - przerwałam mu. - Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jeszcze za wcześnie, nie możemy dopuścić do paniki ludu- powiedziałam pewnie. - Zrozumiano?

-Oczywiście, pani.

-Możecie iść, dziękuję.

Mężczyźni odmaszerowali, gdy zamknęli drzwi, zapanowała cisza, zakładana jedynie tykaniem zegara.

Nerwowo przeczesałam włosy, myśląc co dalej.

Nie możemy nic powiedzieć ludziom. Wywołalibyśmy w ten sposób panikę, która nie polepszyłaby naszej sytuacji. Z drugiej strony, zestawienie niczego nieświadomych ludzi może stanowić zagrożenie.

Na dodatek nasz kraj jeszcze nie wyszedł na prostą po dwudziestu latach panowania zwolenników. Wciąż się podnosimy z klęczek.

Ci wikingowie wybrali fatalną porę na atak.

-Jeremy, chodź, idziemy do Cartera - powiedziałam nagle i wręcz wybiegłam z sali.

Pobiegłam do jego gabinetu, gdzie najpewniej się znajdował wraz z moim bratem. Christopher w kilka dni po koronacji mojej i Cartera stwierdził, że chce zamieszkać na wsi, gdzie wyjechał, jednak po pół roku wrócił, twierdząc, że się stęsknił i nie potrafi żyć bez swojej siostrzyczki. W ten oto sposób stał się doradca i prawą ręką króla.

Wbiegłam do pokoju bez pukania. Tak jak się spodziewałam, Carter siedział przy biurku, zawzięcie dyskutując z Christopherem i Tobiaszem. Jego ojciec wrócił na swoje stanowisko, jako dowódca armii, na jakiś czas. Później jego miejsce ma zająć Jeremy, kiedy już wszystkiego się nauczy, od Tobiasza.

W momencie, kiedy weszłam do środka, spojrzenia wszystkich spoczęły na mnie. Jeremy wbiegł tuż za mną, zamykając za nami drzwi.

Byłam wściekła, że Carter nie powiadomił mnie o zagrożeniu. Co jak co, ale też rządzę w pewnym stopniu państwem i mógł mnie łaskawie poinformować o wszystkim.

-Czemu do jasnej cholery ja o niczym nie wiem!? - Krzyknęłam.

-Nic jej nie powiedziałeś? - Zapytał mój brat, patrząc na Cartera. -O stary, masz przerąbane.

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz