Nieustraszona #4

4.1K 415 33
                                    

Lot trwał ponad godzinę. Wylądowaliśmy na jednej z ulic miasteczka. Kilka domów było w płomieniach. Barry wraz ze swoimi ludźmi zajęli się od razu ewakuacją mieszkańców.

Miasto Brimingham było niewielkich rozmiarów. Położone niedaleko morza, utrzymywało się głównie z połowu ryb. Większość mieszkańców zajmowała się właśnie rybołówstwem.

-Chodźcie, musimy zbadać teren - odezwał się Carter, a ja i Chris w odpowiedzi pokiwaliśmy głowami.

Jechaliśmy na smokach. Stworzenia poruszały się powoli, rozglądając dookoła, zupełnie jak my.
Wtem, zza rogu wyszło około dwudziestu mężczyzn z drewnianymi, okrągłymi tarczami i toporami. Przyodziani w skóry i kolczugi odróżniali się w tłumie.

Wyciągnęłam miecz z pochwy.

-Lara, zostań na smoku -rozkazał Black.

-Chyba żartujesz - prychnęłam, zeskakując na ziemię.

Wikingowie zatrzymali się, przyglądając nam uważnie. Po chwili jakby ocknęli się z transu, wszyscy jak jeden mąż rzucili się na nas z głośnym okrzykiem.

-Do roboty - westchnęłam.

Jeden z mężczyzn rzucił we mnie toporem. Broń obracając się, zbliżyła się do mnie. Odchyliłam się do tyłu, a siekiera przeleciała kilka milimetrów nad moją twarzą. Gdy wróciłam do pozycji pionowej, tuż przede mną stał jeden z przeciwników. Nie namyślając się długo, zaatakowałam.

Wykonałem cios od boku, niestety mężczyzna, wielki jak dąb, zasłonił się tarczą, którą trzymał w lewej ręce, atakując równocześnie toporem trzymanym w drugiej dłoni. Szybko odskoczyłam na bok, unikając ciosu. Zamachnęłam się mieczem, tym razem od dołu i wytrąciłam broń mężczyzny. Kiedy to mi się udało, byłam o krok bliżej zwycięstwa. Posłałam serię cięć i pchnięć mieczem, kilka z nich, zablokował, ale niektóre dosięgły celu. Dosyć porządnie raniąc mojego przeciwnika. Zaatakowałam z góry, jednocześnie wyjmują zza paska krótki nóż, który rzuciłam nad ramieniem mężczyzny. Broń trafiła między oczu jednego z piratów. Następnie wykończyłam kolejnym ciosem mężczyznę, z którym walczyłam dotychczas, zabierając się za kolejnego.
Reszta walk wyglądała podobnie, starałam się wytrącić jednemu z wikingów topór, miecz lub tarcze, później szło już z górki. Kilka ataków, zmęczenie przeciwnika i ostateczny cios. Niektórym wikingom, udało się mnie skaleczyć, ale były to na szczęście niegroźne draśnięcia.
Już pół godziny później wszyscy leżeli martwi.

-I o co tyle krzyku? - Zapytałam, przeskakując nad zwłokami do Cartera.

-Zbyt łatwo nam poszło - mruknął, odwracając się w kierunku smoków, które były niezastąpione podczas walki.

Rozszarpywały swoimi kłami lub pazurami przeciwników albo ziały ogniem.

-To jeszcze nie koniec - powiedziała Thea, rzucając o ścianę domu jednego z wikingów.

-Jak to nie koniec? - Zapytałam w momencie, kiedy ostatnie promienie słoneczne chowały się za horyzontem. Ciemność nadchodząca od wschodu zwiastowała nadejście nocy.

-Lara! - Krzyknął Chris, który stał za mną.

Obróciłam się szybko przez ramię i gdyby nie ten ruch, nie miałabym ręki. Przede mną stał szkielet, żywy szkielet. Z jego żeber zwisały jeszcze resztki skóry, a w prawej ręce trzymał topór.

Nawet nie myśląc, zaatakowałam. Przecięłam jego kręgi szyjne, pozbawiając go głowy, a raczej czaszki, która potoczyła się po ziemi. Szkielet jakby nie zauważył braku części ciała, zaatakował mnie ciosem z góry. Zablokowałam atak mieczem, lecz mój przeciwnik był za silny. Ręce się pode mną uginały. Odsunęłam prawą nogę odrobinę do tyłu, żeby wzmocnić pozycje, ale to nie dało efektu. Przegrywałam. Upadłam na prawe kolano, zmuszona naciskiem wikinga.
Co za paradoks, mężczyzna, który nie posiada nic oprócz kości, był silniejszy od każdego napakowanego osiłka, z którym kiedykolwiek walczyłam.

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz