Niepokonana #22

5.2K 594 87
                                    


Nareszcie, na korytarzu usłyszałam tupot stop. Schowałam się w najbardziej zacienionym i niewidocznym miejscu w celi. Po chwili w zasięgu mojego wzroku znalazła się trójka rycerzy.

Myślałam, że będzie tylko dwóch. No nic, trzeba będzie sobie poradzić.

-Starcze, twoje jedzenie! - krzyknął brodaty mężczyzna po czterdziestce, kładąc miskę na blaszce w drzwiach.

-Panie, panie! - zaczął krzyczeć Trevor.

-Czego chcesz - warknął rycerz.

-Zwłoki, tej dziewczyny, one zniknęły! - krzyczał mój dziadek.

-Jak to zniknęły!? - wrzasnął jeden z nich.

Usłyszałam szczęk metalowych rzeczy, najprawdopodobniej kluczy. Po chwili drzwi zawyły przeciągle, otwierając się na oścież. Dwóch rycerzy weszło do środka, a trzeci pilnował drzwi. Wszyscy z celi podeszli do miejsca, gdzie się obudziłam, przyglądając się podłodze.

-Jesteś pewien, że tutaj była? - zapytał jeden z wojowników.

-Jak Boga kocham, tutaj ją kładliśmy z Benedyktem.

-Gdzie ukryłeś jej zwłok starcze! -krzyknął czterdziestolatek, który przyniósł jedzenie Trevorowi.

Mężczyzna zamachnął się na mojego dziadka.

Czas działać - pomyślałam i nim dłoń rycerza spotkała się z twarzą starca, została przechwycona przeze mnie.

Stanęłam zakrywając Trevora ciałem, trzymając rękę rycerza. Wolną dłoń zacisnęłam w pięść i uderzyłam prawym prostym, trafiając w nos, z którego polała się krew. Zszokowany mężczyzna zatoczył się do tylu, wtedy kopnęłam go na głowę z pół obroty, trafiając w szczękę, a ten poleciał na ziemię.

Jego kompan starał się zaskoczyć mnie od tyłu, lecz nie wyszło mu to na dobre. Kopnęłam, go w brzuch, a następnie skręciłam mu kark.

Trzeci z rycerzy, dopiero wtedy oprzytomniał i próbował szybko zatrzasnąć bramę, lecz ja byłam szybsza. Przecisnęłam się przez zamykające się drzwi z szybkością dragonów. Chwyciłam w tłumie głowę zwolennika i naciągnęłam w dół, wystawiając ją na spotkanie z moim kolanem. Później poprawiłam lewym hakiem, również na twarz i prawym sierpowym. Niestety prawy prosty udało sie mu zablokować. Oddał mi, nim zdążyłam zareagować, kopnięciem w kolano, przez co zmusił mnie, abym klękła. Później spróbował szczęścia, uderzając prawy prosty, który w mgnieniu oka chwyciłam i przerzuciłam przez ramie. Rycerz uderzył plecami o twardą podłogę, wydając z siebie jęk. Szybko zerwałam się na równe nogi i skopałam jego żebra. W końcu zemdlał, wiec zaprzestałam czynności.

Popatrzyłam na Trevora, który opierał się o kraty. W jego oczach mogłam wyczytać przerażenie.

-Leżącego się nie powinno kopać. Powinnaś być honorowa - wydusił z siebie.

-Tak samo, jak nie bije się kobiet i daje się równe szanse, walcząc jeden na jednego, a nie trzech na jednego - warknęłam. - Musimy się spieszyć, prowadź, ja nie znam drogi - powiedziałam już spokojniej.

Trevor ruszył się z miejsca i na tyle szybko, na ile był w stanie, ruszył korytarzem. Miałam wrażenie, jakbyśmy błądzili po tych korytarzach, co chwile skręcając w prawo albo w lewo, lecz mój przewodnik wydawał sie znać drogę.

W końcu dotarliśmy do stromych schodów. Juz mniej więcej w połowie drogi Trevor nie dawał rady. Szedł, podpierając się o kamienną ścianę.

-Zróbmy sobie przerwę - powiedziałam.

-Nie, dam radę. Chodź - wysapał dziadek.

Westchnęłam głośno i chwyciłam go pod rękę, próbując mu, chociaż minimalnie ułatwić drogę. W końcu dotarliśmy na szczyt. Uchyliłam delikatnie drzwi, rozglądając się ilu mamy przeciwnikowi. O dziwo, korytarz był pusty. Jak najciszej potrafiliśmy, wyszliśmy z ukrycia.

-Gdzie teraz? - zapytał szeptem Trevor.

-Prowadź na dziedziniec.

-Al... - zaczął, lecz mu szybko przerwałam.

-Prowadź szybko na dziedziniec. Nie mamy czasu na wyjaśnienia - nie miałam pojęcia skąd, ale czułam, że tam znajdę Theę.

Trevor burknął coś pod nosem, ale po chwili ruszyliśmy w stronę dziedzińca. Kiedy skręcaliśmy już któryś raz w prawo, zderzyłam sie z czymś wielkim. Uniosłam głowę do góry. Ujrzałam wielkiego, nie, ogromnego, chociaż to i tak mało powiedziane, rycerza z oburęcznym mieczem. Mężczyzna miał około dwu i pół metra wysokości. Odskoczyłam jak oparzona, stając w pozycji walki.

-Idź, na dziedziniec, ja sie mim zajmę- powiedziałam do dziadka, nie spuszczając wzroku z przeciwnika.

Mężczyzna również skanował mnie spojrzeniem, nawet nie drgnął, kiedy przebiegł obok niego starzec. Wielkolud zamachnął się mieczem z góry na mnie, a ja odskoczyłam na bok i do przodu uderzając do w brzuch. Zabolała mnie ręką, a on nawet tego ciosu nie poczuł. Za to ponownie wziął zamach, tym razem od prawego boku. Kiedy stal była kilka centymetrów ode mnie kucnęłam, pozwalając mieczowi polecieć dalej. Kiedy już ostrze było po drugiej stronie mojego ciała, kopnęłam w dłonie olbrzyma. Siła, z jaką wyprowadził uderzenie, spotęgowana przez moje kopnięcie spowodowała zachwianie się mojego przeciwnika. Kiedy tylko zobaczyłam, że przeniósł ciężar ciała na swoją prawą nogę. Wykonałam czysty low kick. Czyli kopniecie goleniem na udo. Na pewno to poczuł, ponieważ przez sekundę jego twarz wykrzywił grymas. Nim zdążył się ruszyć, ponowiłam to kopnięcie na tę samą nogę. Nawet nie miałam czasu, aby kopnąć tam po raz trzeci, ponieważ wielkolud zamachnął się z góry na mnie mieczem. Szybko odskoczyłam w prawo. Zanim podniósł miecz, kopnęłam go z pół obrotu w udo, szybko zabierając nogę, żeby nie zdążył jej skaleczyć mieczem.

Odbiegłam do tyłu, zmuszając go do ruchu. Kiedy mnie gonił, utykał na obitą nogę. Skręciłam w jeden z bocznych korytarzy, uciekając od niego. Musiałam go zmęczyć. Niestety wbiegłam w ślepą uliczkę. Zawróciła, lecz moja droga ucieczki została zablokowana. Olbrzym z krzywym uśmieszkiem zaczął sie do mnie zbliżać. Zamachnął sie mieczem z boku, wkładając w to całą swoją się. Odskoczyłam do tyłu, lecz i tak zostałam zraniona. Długa szrama widniała w poprzek mojego brzucha. Na szczęście rana była płytka, ale piekła jak cholera.

Odwróciłam się do tyłu i odbijając się od ściany, poszybowałam w górę, zrobiłam salto w powietrzu, lądując za mężczyzną. Szybko kopnęłam go w zgięcia kolan, powodując upadek wielkoluda. Ten, przewracając się, puścił miecz, po któregoś niezwłocznie pobiegła. Poety chwytałam już oręż, wojownik chwycił mnie za kostkę, ciągnąc w swoją stronę. Upadłabym, gdybym w porę nie podparła się na mieczu. Wolną nogą kopnęłam olbrzyma w twarz uwalniając się. Najszybciej jak potrafiłam, znalazłam się obok mężczyzny. Uniosłam miecz skierowany czubkiem do dołu, a następnie wbiłam w jego klatkę piersiową i przekręciłam.

Kiedy było po wszystkim, odetchnęłam głęboko, czując pieczenie ma brzuchu. Trzymając miecz wciąż w rękach, pobiegłam w kierunku, w którym jak podejrzewałam, był dziedziniec zamkowy.

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz