Nieznana #22

7.2K 712 46
                                    

  Obudziłam się o świcie. Przewróciłam się na drugi bok i ujrzałam jeden z najwspanialszych widoków w moim życiu. Obok mnie leżał Chris. Czyli wczorajsze wydarzenia były prawdziwe. Wtuliłam się w brata. Jeszcze kilka tygodni temu myślałam, że nie żyje, a teraz leży, ze mną z poślinioną twarzą. Zamknęłam na chwile oczy, a kiedy otworzyłam, Chris już nie spał.

-Dzień dobry siostrzyczko - powiedział, uśmiechając się.

-Dzień dobry braciszku, chodź cos zjeść.

-Już, już, głodomorze-powiedział śmiejąc się.

Wstałam i poszłam do kuchni. Na jednym z krzeseł siedział już Black.

-Cześć -powiedziałam wypranym z uczuć tonem.

-Cześć, jak się spało? - zapytał jak gdyby nigdy nic.

-Dobrze - powiedziałam i zaczęłam robić śniadanie.

-Co chcesz jeść Chris! - krzyknęłam do brata, który wszedł po mnie do łazienki.

Ktoś chwycił mnie za ramię.

-Obojętne - usłyszałam odpowiedź za sobą, w tym samym momencie. Odruchowo obróciłam się, chwytając go za rękę i wykręcając ją.

-Au, au, au - usłyszałam i puściłam dłoń Chrisa.

-Wystraszyłeś mnie. Nie rób tego więcej - powiedziałam z małym uśmiechem na twarzy.

-Zapamiętam - odburknął, pocierając zaczerwienione miejsce.

Położyłam zrobione kanapki na stole w kuchni i usiadłam obok brata. Gdy wszyscy już sobie pojedli, Carter zaczął rozmowę.

-Jak się pogodziliście? -zapytał.

-Długa historia - powiedział Christopher.

-Yhym - pokiwał głową, nieusatysfakcjonowany ta odpowiedzią Carter.

-Laro, wiem, że to dla ciebie będzie trudne, ale... - powiedział Chris, zacinając się.

-No wyduś to z siebie - powiedziałam podejrzewając, o co chce się zapytać.

-Możesz mi opowiedzieć co się wydarzyło w tamtą noc, trzynaście lat temu?

Zadał pytanie, którego tak bardzo się bałam. Mój dobry humor wyparował, niechętnie pokiwałam głową i zaczęłam opowiadać.

-Christopher poszedł gdzieś ze znajomymi, a ja cały dzień siedziałam sama. Późnym popołudniem wyjęłam kilka kawałków węgla z kominka i poszłam w moje ulubione miejsce. Czyli do piwnicy. Zawsze tam chodziłam, kiedy potrzebowałam ciszy i spokoju. To było takie moje miejsce. Rzadko, ktoś tu zaglądał.

Kochałam malowanie. Moja mama uważała, że mam wielki talent. Lubiłam rysować lasy, niebo, ale moim projektem, który realizowałam w piwnicy były smoki. Dwa ogromne, smoki. Jeden z nich był biały, a drugi pokolorowany węglem na czarno. Zajmowały całą piwniczną ścianę, a nie była ona mała. Większość szczegółów musiałam rysować, stojąc na drabinie mojego taty, ponieważ jeszcze byłam za mała.

Jak zwykle malowanie mnie pochłonęło. Kiedy wychodziłam z piwniczki, za oknem było już ciemno. Właśnie chciałam wejść do przedpokoju, kiedy usłyszałam krzyki.

-Nigdy!

-Oh, Rose. W tej kwestii nie masz nic do powiedzenia. Dostanę to, co chcę i ani ty, ani Maks mi nie przeszkodzicie - powiedział przybysz. Jednak coś w tym, w jaki sposób to powiedział, kazało mi się powstrzymać, przed wpadnięciem tam. Schowałam się po cichu za drzwiami i słuchałam dalej.

Tak dobrze znałam ten głos. Jego właściciel był dla mnie jak drugi ojciec. Był to głos brata mojego ojca, Nathaniela. Zawsze jak nas odwiedzał, to wychodziliśmy wszyscy, czyli ja, mój brat, tata oraz wujek, i graliśmy w różne gry. Chociaż najbardziej lubiłam grac z nim w piłkę.

-Jedyne co możecie zrobić, to wypełnić mój rozkaz po dobroci, bo inaczej, zrobi się nie przyjemnie - zagroził mojej mamie.

W tym momencie do pokoju wszedł mój ojciec, który nie zdawał sobie sprawy z napiętej sytuacji.

-Christopher poszedł do swojego pokoju, nie musisz się o niego martwi... o witaj.

-Maks on przyszedł po Larę!-wykrzyczała mama do taty.

-Czego od niej chcesz - zapytał podejrzliwie tatuś.

-To proste, po prostu muszę coś zrobić, aby przepowiednia się nie wypełniła.

-Ty... ty jesteś po ich stronie - powiedział tata tonem głosu, który świadczył, że w to nie może uwierzyć.

-Zawsze byłem! Bo oni mają racje! Te stworzenia niszczą nasze społeczeństwo! Nasze państwo!

-Wynoś się. Wynoś się, ale to już! - rozkazał ojciec ostrym tonem.

-Biedny, mały Maks. Wyjdę stąd, ale tylko z twoją córką.

-Nie prowokuj mnie.

W tej chwili usłyszałam krzyki i szczęk metalu. Gdy niespodziewanie te dźwięki ucichły, powietrze przedarł wrzask mojej mamy, który równie nagle, jak się rozpoczął, równie szybko ucichł. Usłyszałam kroki i trzaskanie drzwiami. Policzyłam jeszcze, dla pewności, do stu i opuściłam moją kryjówkę. Powolnym krokiem weszłam do salonu.

Spojrzałam w dół. Na podłodze przy kominku leżał mój tata, a wokół niego była czerwona ciecz, która nie przestawała sączyć się z jego szyi. Zaraz obok niego leżała moja mamusia. Chciałam krzyczeć, lecz za bardzo się bałam. Przerażenie odebrało mi głos. Rzuciłam się w kierunku mamy i zaczęłam szlochać. Cała się przy tym trzęsłam. Spojrzałam na jej twarz. Jeszcze nie zamknęła oczu, jeszcze nie umarła, ale śmierć zbliżała się do niej wielkimi krokami. Krokami, których nie da się cofnąć.

-Lara... K..Kochamy cię. B...b...bądź dzielna. Pamiętaj... jee..esteś wy...wy...jątkowa. Musisz u...uciekać. Nie..e płacz... - Wyszeptała resztkami sił.

To były jej ostatnie słowa. Po nich zamknęła oczy i już ich nie otworzyła. Otarłam łzy z twarzy, ostatni raz ścisnęłam rękę mamy, ostatni raz spojrzałam na jej twarz. Wyciągnęłam rękę po naszyjnik, który zawsze nosiła na szyi. Delikatnie go odpięłam i wsadziłam do kieszeni.

Muszę być silna, taka jak oni byli silni dla mnie, do samego końca.

-Też was kocham- powiedziałam, cicho pod nosem.

Wtedy po domu rozniósł się tupot stóp. Osoba zmierzała w moim kierunku, do salonu. Odwróciłam się i zaczęłam skradać się szybko ku drzwiom, które były na tyłach domu. Po cichutku się przez nie przecisnęłam i pobiegłam co sił w nogach ku ścianie lasu. Gdy zaczęły mnie otaczać pierwsze drzewa, pod wpływem niezrozumiałego dla mnie impulsu, stanęłam. Może chciałam jeszcze ostatni raz spojrzeć na dom, pożegnać się z ogrodem. Nie miałam pojęcia, dlaczego się wtedy zatrzymałam. Jakiś głos we mnie mi kazał i już.

Obróciłam się na palcach, a moim oczom ukazał się ogromny, czerwony jak krew smok. Miał wielkie skrzydła, ogromne zęby i pazury. Wokół szyi miał obroże, do której przypięty był łańcuch o ogniwach większych ode mnie. Zwierze zionęło ogniem w kierunku mojego domku. W jednej sekundzie budynek stanął w płomieniach, podpalając przy okazji kilka drzew. Ogień z powodu suszy szybko się rozprzestrzeniał. Najgorsze było to, że wiatr wiał w moim kierunku.

Zaczęłam uciekać, jak najszybciej mogłam. Biegłam przed siebie nie odwracając się. Chociaż gałęzie biły mnie po twarzy, a ręce i nogi miałam pokaleczone przez kolce roślin, nie zwalniałam. Nagle potknęłam się o wystający korzeń i runęłam na ziemię. Ogień był coraz bliżej. Przewróciłam się na plecy w momencie, kiedy mały płonący krzak zaczął na mnie spadać. Odepchnęłam go ręką. Poczułam zapach przypalonej skory i krzyknęłam z bólu. Powoli wstałam i zaczęłam uciekać w ta samą stronę co wcześniej. Kaszlałam przez dym unoszący się dookoła. Coraz bardziej traciłam siły, nie mogłam już oddychać. Dym wdarł mi się do płuc, siejąc spustoszenie. Osunęłam się na ziemie. Pośród płomieni zamajaczyła mi jakaś postać. Chyba w moim wieku albo starsza. Na pewno nie dorosły. Potem nie widziałam już nic.

Obudziłam się w jakimś domu. Moje policzki były mokre od łez, nawet przez sen płakałam.

Wszystkie obrażenia miałam opatrzone. Leżałam na łóżku, w pokoju o kremowych ścianach. Nie znałam tego miejsca, ale wolałam nie czekać na właściciela. Za bardzo się bałam, że om również pragnie mnie skrzywdzić. Pomimo zmęczenia i strachu wyślizgnęłam się z pokoju. Przeszłam przez korytarz i zauważyłam drzwi wyjściowe. Podbiegłam do nich i szarpiąc za klamkę, znalazłam się na zewnątrz. Po prostu uciekłam, nie oglądając się za siebie. Może popełniłam wtedy błąd, bo tamta osoba uratowała mi życie, ale byłam mała i przerażona.

W wieku siedmiu lat byłam zdana tylko na siebie... Od tamtego momentu uciekałam cały czas.

Zakończyłam historię. Kiedy o tym mówiłam, czułam się, jak gdybym powróciła w tamto miejsce, po raz kolejny widziałam to wszystko, ale kiedy komuś o tym powiedziałam, od razu lepiej się poczułam. Jak gdyby cały ciężar ze mnie spadł. Podniosłam głowę i spojrzałam na Cartera i Chrisa. Christopher miał minę zbitego psa, za to Carter był wyraźnie zdenerwowany. Miał mocno zaciśniętą szczękę oraz pięści.

-Ja nie wiedziałem. On mi powiedział, że to ty ich zabiłaś. Na początku nie wierzyłem. Wmawiał mi to przez te wszystkie lata, aż w końcu mi to wpoił. Tak bardzo cię przepraszam - powiedział mój brat.

-Wszystko w porządku braciszku - powiedziałam.

Chris podniósł się z krzesła i zamknął mnie w szczelnym uścisku. Za to Carter wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam trzask drzwi frontowych.

-Ja... ja myślałam, że zginąłeś wtedy, w pożarze - powiedziałam smutno, ale nie płakałam. -Miałam wyrzuty sumienia, że cię zostawiłam. Skazałam na pewną śmierć.

-Wszystko jest już dobrze, najważniejsze, że żyjemy.

Długo staliśmy w uścisku. Kiedy już się od siebie odsunęliśmy, zajęliśmy poprzednie miejsca przy stole.

-A Blackowi co się Stało? - zapytałam.

-Ma humorki, jak zwykle - odpowiedział Chris.

Carter POV

Wyszedłem wściekły z domu. Musiałem odreagować, a jedynym sposobem był wysiłek fizyczny. Zacząłem biec przed siebie na oślep, najszybciej jak to było możliwe. Dobiegłem do ściany granicznej, ale ona mnie nie powstrzymała. Wspiąłem się na nią, a kiedy byłem już na szczycie, pościłem się biegiem.

Gdybym nie musiał wtedy stamtąd, wyjść ona by nie uciekła! Że też akurat wtedy wyszedłem do łazienki z tamtego pokoju! Gdyby nie to nie musiałaby się wszystkiego bać! Nie byłaby sama! Miałaby dom!

Stanąłem, ciężko dysząc.

-Aaaa! - wrzasnąłem, a mój krzyk rozdarł powietrze. Z lasu rosnącego pode mną wyleciała chmara spłoszonych ptaków. Kopnąłem kamień znajdujący się przede mną, ten poleciał na dół, odbijając się od ściany skalnej.

Przebiegłem około pięćdziesięciu kilometrów. Nie miałem sił, aby wrócić z powrotem biegiem, dlatego udałem się spacerem z powrotem.

Dlaczego nagle jej los zaczął mnie obchodzić? Przecież wykonamy zadanie i będzie po wszystkim. Nasze drogi się rozejdą, a siebie wtedy już prawdopodobnie nie będziemy oglądać na oczy. Koniec. Kropka.

Postanowiłem być obojętny wobec niej i z takim nastawieniem wróciłem do domu.  

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz