| 1.12 | Zakład

2K 191 110
                                    

Nadchodziła wielkimi krokami impreza, na którą zostałem zaproszony osobiście przez Camerona, co było dziwne, ale nie wnikałem w to. Louis był przy mnie, ale nawet nie musiał słyszeć od nikogo, że także ma się tam pojawić. Zaliczał się do honorowych osób, będących na imprezach. Był już na tak wielu, że nie byłem w stanie zliczyć ich, choćbym chciał. Naprawdę.

Kazano nam przyjechać wcześniej, właściwie Louisowi, który oznajmił, że bierze mnie ze sobą. Widziałem jak bardzo był niezadowolony na tę wieść Cameron. Ucieszyło mnie to, lubię mu robić na złość. Żywiliśmy do siebie silną nienawiść i nikt nie potrafił zapobiec występowaniu awantur, które rozpoczynaliśmy. Więc byłem naprawdę zadowolony, że mogłem utrzeć mu nosa, przychodząc razem z Louisem do jego domu.

Byliśmy na miejscu przed drugą po południu, żeby pomóc w przygotowaniu domu do imprezy. Nigdy nie uczestniczyłem w czymś takim i bylem ciekawy jak bardzo się męczą, aby wszytko było tak jak powinno.

Weszliśmy do willi, bardzo efektownej i fikuśnej willi. Cholera, ten dom był jak z jakiegoś filmu akcji. Musiałem przyznać, rodzice Blacka mają świetny gust, szkoda tylko że urodzili takiego koczkodana, który wszystko powoli psuł przez imprezy. Musiał mieć spięcie w inkubatorze, kiedy się urodził. Biedni państwo Black. Współczułem im.

Przeszliśmy z przedsionka do olbrzymiego salonu, gdzie Molly oraz Bryan rozstawiali alkohole i kubeczki na sporej wielkości barku. Zayn patrzył na nich, siedząc rozwalony na skórzanej kanapie, muszę przyznać, że wyglądał dzisiaj niesamowicie. Palił papierosa i śmiał się z Camerona, który w pośpiechu odkurzał, mając grymas niezadowolenia na twarzy. Gdybym nie miał wuczonych żadnych manier, podstawiłbym mu nogę. Z chęcią bym to zrobił.

Louis oznajmił wszystkim o naszym przybyciu, hałasując zbyt bardzo. Skrzywiłem się na to jak głośno potrafił być. Wszyscy na nas patrzyli, nie potrafiłem na nich teraz spojrzeć, dlatego zacząłem się rozglądać. Zauważyłem pomieszczenia tutaj były w odcieniach bieli, szarości i czerni. Meble i dekoracje w stylu klasycznym, ale nowoczesnym, przemawiały do mnie. Nie przypuszczałbym, że Cameron mieszka właśnie tutaj.

- Hej, Niall - zesztywniałem słysząc głos, należący do nielubianej przeze mnie osoby, który jednak wywoływał u mnie motyle w brzuchu, jak bardzo było to popieprzone?

Spojrzałem na Zayna z uniesioną bawią. Byłem zaskoczony faktem, że zwrócił się bezpośrednio do mnie. Nigdy coś takiego nie miało miejsca, miałem prawo być zdezorientowany. Dlaczego to zrobił?

Na moje policzki wpłynęła czerwień, kiedy nie mogłem sklecić niczego sensownego, na co Zayn zaśmiał się pod nosem. Czułem się zawstydzony i onieśmielony.

- H-hej - wykrztusiłem w końcu trzepocząc rzęsami. Usłyszałem parsknięcie Camerona. Spojrzałem zły w jego stronę - Co cię tak śmieszy? - syknąłem.

- A jak myślisz, łajzo? - zaszydził ze mnie.

Zacisnąłem szczękę i dłonie, podchodząc do niego szybko. Kiedy byłem już wystarczająco blisko, by mu przywalić, ktoś złapał mnie w pasie, odciągając od Blacka.

Sapnąłem niezadowolony i spojrzałem na osobę, która powstrzymała mnie od popełnienia błędu.

Zayn.

Uniosłem pytająco brwi, na co wywrócił oczami. Przeniósł spojrzenie na Camerona.

- Zachowujecie się jak rozwydrzone dzieci. Przestańcie, bo źle się to skończy - ostrzegł nas.

- Nie można inaczej przy tym świrze, Zayn - bąknął.

- Macie się dogadać i mam w dupie jak to zrobicie. A teraz idźcie ogarnąć w ogrodzie, może wtedy sobie pogadacie i dorośniecie - puścił mnie.

Lost Boy ✔ | ZiallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz