| 1.54 | Furgonetka

1.4K 170 30
                                    

Kiedy Jonathan chciał przekroczyć próg kuchni, znów zacząłem się wyrywać. Czułem naglącą potrzebę ucieczki i starałem się zrobić wszystko, bym był w stanie się stąd wydostać. Jednak mój stan zdecydowanie mi tu utrudniał, sprawiał wręcz, że czułem się umierający i całkiem bez sił.

- Powiedziałem, że masz być grzecznym chłopcem! - zatrzymał się i stanął do mnie bokiem, by następnie mnie kopnąć w twarz.

Wydałem z siebie przeraźliwy krzyk przez rozdzierający ból prawej połowy twarzy, po czym kompletnie się rozkleiłem. Nie potrafiłem zapanować nad płaczem, który jeszcze bardziej złościł Walsha.

- Jesteś kompletnie nieposłuszny, mała suko - złapał mnie ponownie za włosy i uderzył moją głową o płytki, co spowodowało kolejny krzyk, zdzierający bardziej moje gardło.

Leżałem w bezruchu, nie mogąc się ruszyć. Nie chciałem znów oberwać, dlatego też starałem się przestać płakać.

Spojrzałem na białe płytki i zobaczyłem krew, naprawdę dużą ilość krwi. Ten widok i nerwy sprawiły, że miałem ochotę zwymiotować i byłem blisko tego.

Jace pociągnął mnie do kolumny w kuchni, gdzie przywiązał moje ręce za pomocą taśmy, którą także zakleił mi usta.

- Nie wierzę, że muszę po tobie sprzątać - warknął, uderzając mnie ostatni raz w brzuch i krocze. Następnie wyszedł z pomieszczenia, idąc do łazienki. Minęło kilka minut zanim wrócił, by zmyć moją krew.

Patrzyłem na niego załzawionymi oczami i okropnie trzęsącym się ciałem. Żałowałem, że nie pozwoliłem tu przyjechać Zaynowi, by go wykopał.

A Jace miał rację.

Jestem zbyt naiwny.

Nie powinienem tak szybko ufać ludziom.

Dopiero mocne walenie do drzwi sprawiło, że Jonathan zamarł w bezruchu.

Ruszył szybko w kierunku dębowych drzwi, skąd w dalszym ciągu rozbrzmiewało natarczywe walenie. Przed otworzeniem drewnianej pokrywy spojrzał na mnie przez ramię z poważnym wyrazem twarzy.

- Nie próbuj się stąd ruszyć - powiedział, a w jego głosie odczytałem dobrze słyszalną groźbę - Inaczej szybciej będzie po tobie - uśmiechnął się i spojrzał niżej, niż na moje oczy.

Zmarszczyłem brwi, pochylając się do dłoni. Zebrałem nimi mazie z nosa i spojrzałem na nią. Krew. Bardzo ciemna krew. Co on mi dał do picia!?

Zapłakałem cicho przez to w jakiej sytuacji się znajdowałem. Nie wiedziałem co się działo, nie potrafiłem tego pojąć. Takie rzeczy działy się w filmach i nie sądziłem, że w prawdziwym życiu także. Nie miałem zielonego pojęcia co robić. Czułem się słabo i bezradnie. W mojej głowie panowała kompletna pustka, przez którą denerwowałem się jeszcze bardziej.

Walsh spojrzał przez wizjer i przeklął nagle pod nosem. Odwrócił się migiem na pięcie i podbiegł, odklejając mnie od kolumny, a potem biorąc na ręce.

- Pierdolony Malik - warknął pod nosem, idąc szybko w stronę tarasu. Przeszedł przez kuchnię i podbiegł do oszklonych drzwi. Otworzył je szybko nim wybiegł z domu, kierując się biegiem w krzaki.

Odkleiłem taśmę z ust i nabrałem powietrza do płuc, które bolały, a następnie krzyknąłem płaczliwie o pomoc, w wyniku czego zostałem mocno pociągnięty za włosy. Zaszlochałem i zacząłem wierzgać swoimi kończynami, próbując zrobić cokolwiek w swojej obronie.

- Uspokój się - wysyczał z jadem w głosie.

Nie posłuchałem go. Znów krzyknąłem, błagając w duchu, aby to wszystko zostało przerwane. Nigdy w życiu nie byłem tak przerażony jak dzisiaj. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi, a w dodatku zacząłem tracić świadomość z każdą kolejną mijającą sekundą.

Jonathan potknął się i wpadł ze mną na drzewo, którego kora podrapała mi twarz. Wypuścił mnie z rąk będąc nader zaskoczonym.

Kiedy wylądowałem na trawie, obróciłem się na bok, mimo tego jak ciało stawało się bezwładne w kolejnych miejscach. Moim oczom ukazał się Zayn i dopiero teraz zorientowałem się, że Jace nie upadł, po prostu został popchnięty.

Malik zamachnął się i uderzył przedramieniem twarz Walsha, który opadł koło mnie sapiąc ciężko.

- Cholera, cholera! - zauważyłem biegnącego do nas Grega. I chciałem płakać ze szczęścia, ponieważ ważni dla mnie ludzie tu byli. Przyszli mi pomóc.

Jace spojrzał na mnie i warknął pod nosem ze wściekłości jaka w nim była. Następnie wstał, odwracając się do Malika z zaciśniętymi dłońmi. Jedną z nich uderzył w twarz mulata, który wydał z siebie okrzyk zaskoczenia i bólu, wpadając na drzewo, na które wcześniej popchnął Walsha.

- A ty dokąd się wybierasz? - Jonathan wysyczał z jadem w głosie, idąc szybko w moją stronę, kiedy ja czołgałem się mozolnie po trawie w akompaniamencie płaczu, którego nie potrafiłem powstrzymać.

Próbowałem uciec, jednak na nic się to nie zdało, ponieważ ponownie znalazłem się na rękach bruneta. I tym razem Jace nie tracił czasu, od razu pobiegł w krzaki, za którymi stała furgonetka.

Widząc ją, zacząłem panikować jeszcze bardziej. Czytałem kiedyś o takiej sytuacji i nie chciałem tam wchodzić, bo wiedziałem jak to się skończy. Byłem niesamowicie przerażony.

Gdy chłopak do niej biegł słyszałem w tle strzały, które niestety nie były celne. Po chwili znajdowaliśmy się na tyłach samochodu, gdzie Jace przyłożył mi dodatkowo jakąś szmatę do ust.

Zacisnąłem powieki i wstrzymałem oddech, nie chcąc tego wąchać. Próbowałem się znów uwolnić, dlatego zostałem rzucony mocno na podłogę furgonetki.

Walsh usiadł na mnie okrakiem, łapiąc moje ręce w jedną swoją i przygwożdżając je nad moją głową. Drugą dłonią ponownie przycisnął szmatkę do moich ust i ktoś za mną uderzył mnie w głowę, przez co krzyknąłem i zaciągnąłem się zapachem, którym była przesiąknięta ścierka.

Jedyne co byłem w stanie jeszcze zarejestrować było krzyczenie Zayna w oddali i zamykanie z trzaskiem drzwi furgonetki.


Lost Boy ✔ | ZiallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz