*1*

2.3K 99 14
                                    

         Ten dzień już od samego rana wyglądał jak każdy inny. Czwartkowy poranek, w którym nie działo się nic niezwykłego. Ubrałam ciemne jeansy i białą bluzkę na ramiączkach, a stopy wsunęłam w znoszone już adidasy. Zarzuciłam na siebie jeszcze czarny kardigan i byłam gotowa. Chwyciłam w dłoń ramię mojej sportowej torby, a następnie niemal wybiegłam z domu rzucając jeszcze rodzicielce słowa pożegnania. Mama zupełnie tak jak zawsze pomachała mi na do widzenia. Budynek, w którym mieszkałam opuściłam oczywiście z uśmiechem na ustach. Nigdy nie opowiedziałam mamie o tym co działo się w murach szkoły, do której uczęszczałam. Rzecz jasna Marie Donovan nie była złą matką, a nawet wręcz przeciwnie. Uważałam, iż była niesamowitą kobietą, w pełni oddaną rodzinie. Starała się jak tylko mogła, aby być moją przyjaciółką, a zarazem matką. Jednakże nie byłam w stanie opowiedzieć jej o tym co spotykało mnie w szkole niemalże dzień po dniu. Dusiłam w sobie ten sekret i starałam się utrzymywać pozory. Nie chciałam obciążać kobiety moimi błahymi problemami. Dla Marie było już za wiele w momencie, w którym mój ojciec zaczął grywać na maszynach. Hazard wpędził go w długi, przez co zaczął uciekać od rzeczywistości. Jedynym, co jak twierdził mu pomagało, był alkohol. Stał się całkiem innym mężczyzną. Nie był już tym samym tatą, którego znałam i kochałam. Jego miejsce zajął całkowicie mi obcy, zimny mężczyzna. Pewnego wieczoru wrócił do domu strasznie wściekły. Bez żadnej wyraźniej przyczyny krzyczał na mamę, a ta stała zapłakana i starała się mnie bronić przed ojcem. Niestety mężczyzna uderzył moją rodzicielkę. Od tamtej pory powtarzało się to niemal codziennie, stało się jakby rytuałem. W końcu zrozumiałam, że jeśli ja czegoś nie zrobię to będzie tak już zawsze, więc mimo próśb mamy, abym się nie wtrącała, poszłam to zgłosić. Takim sposobem byłyśmy już bezpieczne. Dlatego nie chciałam martwić tej kruchej kobiety, która zawsze chce dla wszystkich jak najlepiej, zapominając o sobie samej. Już wystarczająco wiele wycierpiała.

           Kiedy zobaczyłam niewielki budynek zbudowany z szarej cegły mój oddech stał się nagle cięższy. Jak gdyby ktoś przyczepił do moich płuc ciężarki. Mimo to nie zawahałam się przed wejściem do szkoły, ponieważ wiedziałam już, iż ucieczka nic nie da. Jutro mogłoby być jeszcze gorzej. Im częściej opuszczałam szkołę tym gorzej było, kiedy do niej wracałam. Tak działali. Tak zwana 'elita szkoły', składająca się z czterech osób, których rodzice są bardzo wpływowymi ludźmi. Nie chciałam z nimi zadzierać, jednakże los jak widać miał inne plany. Wszystko zaczęło się pierwszego dnia w tym oto liceum. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ od zawsze chciałam zostać uczennicą tej właśnie instytucji. Czytałam mnóstwo książek na temat tego magicznego okresu jakim jest szkoła średnia, jednak nijak to się ma do mojej obecnej sytuacji. Przeżywam raczej coś w rodzaju kary za grzechy z poprzedniego wcielenia. Zakładam, że musiałam być kimś w rodzaju Hitlera. 

Pewnie nie byłoby tak źle, gdybym już pierwszego dnia nie natknęła się na córkę burmistrza, Emmę Young. Potknęłam się na schodach, przez co wpadłam na blondynkę o niebieskich niczym niebo oczach. Razem przeturlałyśmy się na dół, w konsekwencji niszcząc piękną sukienkę dziewczyny. Oczywiście przepraszałam, ale na nic to się zdało. Stałam się nic nieznaczącą dziewuchą, która w ataku zazdrości zniszczyła kreację Emmy. I tak właśnie zaczął się mój licealny koszmar.

Dzisiejszego dnia, jak i każdego innego, w mojej szafce znajdowały się kolejne liściki z wyzwiskami. Nie czytając ich, wrzuciłam papiery do kosza. Wiedziałam, że znajdę tam niezmienną treść, kolejne obraźliwe słowa. Wiedząc jakie dalej czekają mnie sytuacje skierowałam swoje kroki ku toalecie. Obmyłam twarz lodowatą wodą i spojrzałam w lustro na swoje odbicie. Na pozór wyglądałam jak jedna z wielu zwykłych uczennic szkoły średniej. Moje włosy w kolorze karmelu spływały falami po ramionach, aby zakończyć się na wysokości piersi. Natomiast moje oczy w kształcie migdału miały odcień głębokiego brązu. Przez moje dziecinne rysy twarzy wyglądałam jakbym dopiero co przybyła do liceum. Prawda jest taka, że rozpoczęłam już swoją klasę maturalną. Ostatni rok szkoły średniej zaczął się dwa miesiące temu. Wielkimi krokami zbliżały się moje osiemnaste urodziny, lecz nie miałam z kim świętować wejścia w dorosłość. Za pewne będzie wyglądało to tak samo jak zawsze. Mama spędzi dzień w pracy, a ja oddam się oglądaniu seriali. Wszystko będzie dokładnie tak samo jak zwykle. Nie widzę w tym nic złego, czasem niektóre rzeczy po prostu muszą być takimi jakimi są.

Nagle moją uwagę przyciągnął dźwięk. Zaskoczona odwróciłam się, kiedy usłyszałam ciche kaszlnięcie za sobą. Gdy tylko zobaczyłam stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę o brązowych włosach, chwyciłam się umywalki. Abigail Harrington, należąca do elity szkoły świdrowała mnie groźnym spojrzeniem swoich piwnych oczu. Zawsze spotykałam ją dopiero w sali lekcyjnej. To był pierwszy raz jak z Abigail spotkałyśmy się całkowicie sam na sam. Zacisnęłam mocniej dłonie na śnieżnobiałej umywalce, z siłą o jaką w życiu nie podejrzewałam samej siebie. Dziewczyna stojąca na przeciwko mnie odrzuciła głowę do tyłu poprawiając przy tym swoje loki w odcieniu gorzkiej czekolady i uśmiechnęła się szyderczo. Usłyszałam jeszcze jej śmiech, kiedy wychodziła z pomieszczenia zostawiając mnie tam samą i kompletnie osłupiałą. Często zdarzało się, że elita zastraszała mnie samymi wrednymi spojrzeniami. Oprócz wspomnianych już dwóch dziewczyn, w skład najpopularniejszej paczki w tej szkole wchodzili jeszcze Josh Spencer, chłopak Emmy i Nathan Harrington. Jak nazwisko wskazuje, ten drugi był bratem Abigail. Jednakże Nathan jako jedyny wydawał się całkowicie niezainteresowany moją osobą. Traktował mnie jak powietrze. Mijał mnie na korytarzu nie zaszczycając choćby spojrzeniem. Jego jasne oczy pozostawały obojętne, jak gdybym w ogóle nie istniała. Natomiast Josh niczym wierny piesek Emmy wykonywał ślepo wszystkie polecenia dziewczyny. Te zaś odnosiły się zazwyczaj do mojej osoby. Uprzykrzanie mi życia i przyglądanie się mojemu cierpieniu można było uznać za hobby Emmy Young.
Tak mniej więcej wyglądało moje życie. Do tego czwartku wszystko było jednostajne. Jednakże podczas przerwy obiadowej zaszły niespodziewane zmiany. Stałam w kolejce do szkolnego bufetu, aby kupić kanapkę z kurczakiem. W tym samym czasie przebywała tu Emma. Blondynka rozdawała właśnie kolorowe koperty zebranym w bufecie uczniom. Moje zaskoczenie było wielkie, kiedy nagle podeszła do mnie i wręczyła mi niebieski papier.
- Czuj się zaproszona na moją imprezę urodzinową. Chcę puścić w niepamięć ten spór, który nas poróżnił. - powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.

Niepewnie chwyciłam kopertę w dwa palce i spojrzałam podejrzliwie na moją rozmówczynię. Ta jednak wydawała się całkowicie poważna. Na twarzy Emmy nie widziałam ani śladu kpiny. Dlatego więc skinęłam głową i przyjęłam zaproszenie. To była moja szansa na znalezienie przyjaciół. Przecież i tak nie miałam już chyba nic do stracenia, a jedynie mogłam zyskać.

Niechciany Dar ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz