Po zaskakująco spokojnej nocy, pomijając ciągłe wędrówki Ceresa do łazienki, obudził mnie hałas dobiegający z salonu. Zaspana zerknęłam na zegarek i z cichym westchnięciem postanowiłam sprawdzić, kto miał problem z zachowaniem ciszy o piątej nad ranem. Oczywiście nasuwała się tylko jedna odpowiedź - Ceres. Jednak to, co zobaczyłam sprawiło, że stanęłam jak wryta w progu salonu. Wspomniany blondyn, ubrany w różową koszulkę z kotkiem siedział na dywanie ze skrzyżowanymi nogami. Obok znajdowała się moja mama ubrana i robiąca dokładnie to samo. Między nimi znajdowała się wielka misa z popcornem. Zapatrzeni w telewizor, nie zauważyli mojej obecności. Chwilę później, na ekranie pojawiła się znajoma bajka.
- "Witch to my, a w nas potężna jest moc!" - zaczął wydzierać się Ceres, którego umiejętności wokalne były równe zero.
- "Ratujemy świat przed złem i nikt nie przeszkodzi nam w tym." - dołączyła się moja mama.
Stałam tam z otwartą szczęką, aż do momentu, w którym mnie zauważyli.
- Hej Lindsay, dołącz do nas. - Na słowa mojej rodzicielki zamrugałam gwałtownie kilka razy, a następnie powolnym ruchem sięgnęłam ramienia i uszczypnęłam się z całej siły. To niestety nie był sen, mimo że wolałabym, aby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca.
- Ja... - zająknęłam się. - pójdę lepiej sprawdzić, czy nie ma mnie jednak w łóżku. - dodałam skołowana i uciekłam stamtąd najszybciej jak tylko mogłam.
Godzinę później Ceres postanowił, że to idealny moment na wyciągnięcie mnie z łóżka. Zważywszy na to, że był niecywilizowanym troglodytą, pociągnął mnie za nogę. Nie puszczając przeciągnął mnie przez całą podłogę, aż do łazienki.
- Proszę bardzo, byłem pomocny i nie dość, że cię obudziłem do szkoły, to jeszcze umyłem podłogę. - uśmiechnął się dumny z siebie, a ja oczami wyobraźni testowałam na nim najróżniejsze tortury. Średniowieczne narzędzia tortur zaczęły w tym momencie brzmieć naprawdę dobrze. - Na twoje szczęście dzisiejsze zadanie odbywasz ze mną. Wiem, że się cieszysz, też bym tak zrobił na twoim miejscu. - mówił dalej, a ja zaczynałam zdawać sobie sprawę, że szczoteczka do zębów nijak posłuży mi za narzędzie zbrodni.
- Ceres, idź już sobie, zanim cię skrzywdzę. - westchnęłam. - Przypominam, że uzgodniliśmy piętnaście godzin męczarni, a nie dwadzieścia cztery.
- Właśnie, męczarni. Pobyt ze mną to czysta przyjemność, więc uznałem, iż cały wspólny dzień dobrze nam zrobi.
- Mojemu przyszłemu psychiatrze też dobrze w portfelu zrobi. - odparłam zrezygnowana i zaczęłam przygotowywać się do szkoły.
Uwielbiałam Ceresa, był moim przyjacielem, ale posiadanie go przy sobie na dłuższą metę wiązało się z bólem głowy i irytacją. Czasem był zabawny, co oznaczało wtedy i tylko wtedy, gdy jego żarty nie dotyczyły mojej osoby. Czyli jakieś dwadzieścia procent czasu. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli spędzę z nim sam na sam cały dzień, to nie uniknę tego. Dlatego postanowiłam trzymać się jak najbliżej Nathana, którego partnerką na dzisiaj okazała się Abigail.
- Zabierz go ode mnie. - rzuciłam do bruneta, do którego podbiegłam zaraz po wejściu na licealny korytarz.
- Kogo? - zapytał zdziwiony.
- Ceresa! - wykrzyknęłam.
- Wołałaś? - Za naszymi plecami zjawiła się przyczyna mojego cierpienia. Nathan w odpowiedzi jedynie zachichotał. - Znowu mam być twoim skrzydłowym? Lindsay, przecież już to przerabialiśmy. - westchnął Ceres. - Zgodzę się na podwójną randkę, ponieważ celowo ułożyłem ten piękny grafik. - wyszczerzył się z dumą. - Milczku, mówiłem ci o tym, odnalazłbyś w końcu swoją męskość i zaprosił tą panią na kolację. - pokręcił głową.
- Niestety Ceres, mam inne plany. Wybacz Linds, zostałaś z nim sama. - Nathan wzruszył ramionami.
- Zdrajca - mruknęłam, gdy brunet ruszył w swoją stronę.
- Tak więc mój słoneczny księżycu, zostaliśmy sami. - Ceres w przeciwieństwie do mnie, zdawał się być zachwycony tym faktem.
- Czy w związku z tym przestaniesz sobie żartować i porozmawiamy o czymś poważnym, jak na przykład cała ta instytucja kręgu i układu? - spojrzałam na niego z nadzieją.
- Po co? Gdzie w tym zabawa? - Cała moja niedawna wiara w jego przemianę, właśnie legła w gruzach.
- Ta sprawa z hipnozą nie daje mi spokoju. To było bardzo dziwne przeżycie i chciałabym dowiedzieć się o co chodzi. Na ślepo staram się wypełnić jakąś cholerną misję, o której ledwo co wiem.
- Daj sobie spokój ze szkołą na dzisiaj. To, co ci opowiem, będzie znacznie bardziej przydatne. - zaproponował Ceres, na co ochoczo przystałam.
Udaliśmy się nad jezioro, w którym jeszcze nie dawno pływałam z winy blondyna. Usiedliśmy w milczeniu nad brzegiem.
- Musicie wykonać rytuał zamknięcia kręgu lub układu. - zaczął chłopak. - Cała dziesiątka dzieci galaktyki plus dwójka strażników. Dawniej było to prostsze zadanie, gdyż dopiero niedawno Pluton dowiedział się o innym rozwiązaniu niż odesłanie mocy do ich właścicieli i nasza śmierć. Układ zapewniłby nam nieśmiertelność, a dzieciom planet zachowanie mocy. Jednak jest to bardzo niebezpieczne rozwiązanie. Twórca klątwy zapowiedział nam tylko jedną drogę uratowania ludzi i jest nią zawiązanie kręgu.
- Kim są ci ludzie z układu i jak uzyskali swoje moce? - wtrąciłam się.
- To dzieciaki takie jak wy, odprawiające rytuał o tym samym czasie, lecz w innym miejscu. Należą do nich dziedzice Marsa, Ziemi, Urana i Neptuna, a także syn gwiazd. Posiadają te same zdolności co wy. Cały problem polega na tym, że krąg zawiązany musi być poprzez przepływ czystej energii między wami. Stąd moje zadanie, aby was do siebie zbliżyć już teraz, ponieważ o wiele trudniejszą misją będzie przekonanie ich wszystkich do przejścia na naszą stronę.
- Nie możemy ich ostrzec o zagrożeniu, jakie płynie z zachowania mocy? - zapytałam.
- Ludzkie łaknienie władzy może przesłonić właściwą drogę. - westchnął Ceres. - Jednak twoja naiwna wiara w dobroć ludzką jest tym, co czyni cię wyjątkową. Żadna poprzednia córka Słońca i Księżyca nie rokowała tak dobrze jak ty. Dlatego sądzę, że tym razem nam się uda. - szepnął z cieniem uśmiechu na ustach.
- Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam niepewnie, czym wzbudziłam ciekawość Ceresa. - Słyszałam, że Emma zastanawia się nad przyłączeniem się do Plutona. - Po wypowiedzianych słowach, zerknęłam z wahaniem na twarz chłopaka. Na początku znajdował się tam wyraz niedowierzania, jednak po chwili jego srebrne tęczówki zapłonęły gniewem.
- Wiedziałem, że z tą małą jędzą nie będzie łatwo. - sfrustrowany przygryzł wargę. - Nigdy nie chciałem zostawać cholernym strażnikiem. - wyznał. - Gdybym tylko nie naraził się wtedy Plutonowi, nie pociągnąłby mnie za sobą. Kiedyś byliśmy najlepszymi kumplami, lecz poróżniła nas miłość do pewnej śmiertelniczki. Nasza kłótnia zwróciła uwagę bogów, którzy ukarali nas za lekkomyślność i kazali patrzeć na śmierć kolejnych pokoleń. Posłuchaj Lindsay, wiem że zawiązanie układu wydawałoby się teraz prostszą opcją, ale musimy zawalczyć. - Powaga w głosie Ceresa, była tak rzadkim zjawiskiem, że słuchałam go jak zaczarowana.
- Powiesz mi teraz dlaczego oglądałeś dzisiaj rano bajki z moją mamą? - zapytałam dla rozluźnienia atmosfery, co przyniosło spodziewany efekt, ponieważ Ceres wybuchnął śmiechem.
- Mogło być to, albo film z twojej pierwszej samodzielnej kąpieli, uważam że powinnaś mi podziękować. - wzruszył ramionami, po czym wstał i ruchem głowy dał znak, iż przyszedł czas na powrót do domu.
Po raz pierwszy dostałam jakieś wyjaśnienia. Nie było ich wiele, jednak nawet Ceres czynił postępy w otwieraniu się, co dobrze wróżyło naszej przyszłości.
CZYTASZ
Niechciany Dar ✅
Siêu nhiênLindsay Donovan była cichą i nieśmiałą dziewczyną, wyśmiewaną przez elitę szkolną. Kiedy dziewczyna otrzymała od nich zaproszenie na imprezę w halloweenową noc, była zaskoczona. Uznała to za dobry znak i zaakceptowała ich propozycję. Nie wiedziała j...