*62*

359 36 7
                                    


- Ceres oddawaj tę miotłę! - krzyknęłam zirytowana. - Muszę posprzątać bałagan, który stworzyłeś w mojej kuchni! 

Kolacja wigilijna zbliżała się wielkimi krokami, a niestety Ceres nie ułatwiał mi pracy. Najpierw uparł się, że przygotuje potrawy razem ze mną, potem nabałaganił w kuchni, a na koniec uciekł razem z miotłą.

- Nie bądź takim smutasem Lindsay! - odkrzyknął blondyn. - Zobacz jak śmigam na moim "nimbusie 3000"! 

Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam Ceresa skaczącego z kanapy na fotel razem z miotłą, na której siedział okrakiem. Wiedziałam, że wczorajszy maraton wszystkich części "Harrego Pottera" był błędem. Wtedy sądziłam, że zapoznanie Ceresa z ważnym fundamentem kultury obecnej młodzieży jest potrzebne, ale cóż, zmieniłam zdanie na ten temat. Szczególnie, że właśnie niebezpiecznie zbliżał się do choinki. Nie zdążyłam nawet mrugnąć okiem, a zielone drzewko zaczęło się chybotać. W ostatnim momencie Ceres chwycił je, jednak i tak na podłogę upadło kilka kolorowych bombek. Po domu rozniósł się brzdęk ozdób, które się stłukły. Nagle do salonu wpadła wystraszona mama. 

- Co tu się dzieje? - zapytała z szeroko otwartymi oczami. 

- Dzień doberek pani Donovan! - Ceres trzymał właśnie choinkę w rękach, a miotłę między nogami, ale zachowywał się jakby mama zastała go na picu kawy i czytaniu gazety. - Mam nadzieję, że dobrze pani spała. 

- Och, to ty Ceresie. - zaśmiała się kobieta. - Jak zwykle rozrabiasz. - pogroziła mu palcem, jednak wyraz rozbawienia na jej twarzy pozostał niezmieniony. 

- Staram się jak mogę, żeby Lindsay się nie nudziła, kiedy jej ukochany wyjechał na święta do rodziny. - blondyn teatralnie westchnął.

Przysięgam, że kiedyś skleję mu twarz tak, aby już nigdy nie odezwał się ani słowem.

- Lindsay, czy chciałabyś mi o czymś powiedzieć? - mama spojrzała na mnie unosząc nieco jedną brew.

- No bo ja ten... - zająknęłam się - tego i to tak samo...

- Lindsay chciałaby powiedzieć, że jest zakochana po uszy w Nathanie Harringtonie, ale nadal nie umie sobie radzić z własnymi uczuciami, więc nie powie tego na głos. - Ceres wzruszył ramionami.

- Państwo Harrington to przemili ludzie. - westchnęła mama.

- Dzieci też im wyszły niemal idealne. - rozmarzył się blondyn.

Kobieta jedynie zaśmiała się w odpowiedzi i poklepała Ceresa po ramieniu. Od dawna doskonale wiedziała o nim i Abigail, gdyż słyszałam jego noce rozmowy z moją mamą. Uwielbiał przychodzić do niej i opowiadać o każdym dotyku czy wymienionym spojrzeniu. Ten chłopak po prostu nie potrafił siedzieć cicho. Tym razem jednak kobieta postanowiła mnie nie zadręczać pytaniami i z uśmiechem na ustach oddaliła się do swojej sypialni, pozostawiając mnie razem z Ceresem na polu bitwy, znaczy się w salonie. 

- Wiesz, że będziesz to sprzątał? - zapytałam wskazując głową resztki szklanych bombek. 

- Idealnie się składa, że mam miotłę. - puścił do mnie oczko i zajął się zamiataniem. - Nie takie rzeczy się w życiu robiło. Pamiętam, że kiedyś w ramach kary, gdy byłem w wojsku, kopaliśmy wielki dół w ziemi. Było jakieś 40 stopni Celsjusza, słońce paliło niemiłosiernie, ale dałem radę. Tak więc widzisz moja ulubiona dziewczyno ze słońca zrodzona, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. - Z tymi słowami ponownie wskoczył na miotłę i pobiegł w stronę kuchni. 

- Dekapitacja brzmi jak dobry pomysł. - westchnęłam i zajęłam się sprzątaniem.

***

Trzy godziny później z dumą odpadłam na łóżko. Dom lśnił czystością, a ja nikogo nie zabiłam. Poprzez nikogo oczywiście mogłam mieć na myśli tylko jedną osobę, która notabene właśnie leżała na podłodze. Jak widać nawet Ceres ma swój limit energii, aczkolwiek o wiele większy niż posiada przeciętny człowiek. 

- Ciekawe jak chłopakom idzie odkrywanie zdolności manipulacji czasem... - zamyślił się blondyn. 

- Nie możesz ich podglądać? - zapytałam zdziwiona, gdyż Ceres nigdy nie miał przed tym oporów w moim przypadku.

- Twój ulubiony milczący człowiek zagroził mi bardzo brzydkimi rzeczami.

- Moje groźby jakoś nigdy ci nie przeszkadzały. - burknęłam przewracając przy tym oczami.

- Lindsay pozwól, że coś ci wyjaśnię. Masz siłę martwego chomika, a z tym argumentem nie wygrasz. - odparł chłopak ze spokojem, jak gdyby wypowiedział właśnie najnormalniejsze zdanie na świecie. 

- Zaakceptuję to, co właśnie powiedziałeś, jedynie dlatego, iż było to najdziwniejsze zdanie jakie kiedykolwiek od ciebie usłyszałam. 

- Staję się coraz lepszy. - Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu, a następnie wskoczył na łóżko i położył się obok mnie. - W takim razie czas na ploteczki. 

- Przestań rozmawiać o ludziach za ich plecami, to nie miłe. - odparłam.

- Nie martw się, będziemy rozmawiać o tobie. - zaśmiał się.

- Jeszcze gorzej. - rzuciłam krótko zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Jak się czujesz z relacją Emmy i Jaydena? - dociekał Ceres ignorując opór z mojej strony. - W końcu wiemy, że wydarzyły się tam pewne rzeczy... - Chłopak wyraźnie zaakcentował przedostatnie słowo.

- Szkoda mi Emmy, że się w to wplątała. - odparłam szczerze.

- Czekaj! - wykrzyknął Ceres. - Czy ja się przesłyszałem? Myślałem, że będziemy współczuli Jaydenowi, że związał się z modliszką, czy coś w tym stylu. - Blondyn wydawał się zbity z tropu.

- Wiem, że Emma nie jest święta, ale stara się zmienić i żałuje tego co się wydarzyło. Jaydenowi zaś, nie potrafię wybaczyć. Kto normalny chce spłodzić dziecko, aby złożyć je w ofierze?! - Wypowiadając ostatnie zdanie niemal krzyczałam ze złości. 

- Lepiej ci, że w końcu to z siebie wyrzuciłaś? - uśmiechnął się chłopak. 

- Nadal nie... - westchnęłam. - Chodźmy zrobić coś głupiego. - zaproponowałam.

- Słoneczniku mój promienny, nie poznaję cię. Aczkolwiek, nie narzekam na taki rozwój sytuacji. - zaśmiał się Ceres. 

- Mam pewien pomysł. - uśmiechnęłam się złowieszczo. 


Niechciany Dar ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz