*54*

417 36 6
                                    

Długo biłam się z własnymi myślami. Nie wiedziałam co dalej robić. Czułam się zagubiona i totalnie nie wiedziałam komu mogłabym jeszcze zaufać. Ostatecznie zdecydowałam się na złożenie Nathanowi wizyty. Dla dobra własnego sumienia potrzebowałam powiedzieć chłopakowi co sądzę o nim i o jego zmianie frontów. Wcześniej twierdził, że coś do mnie czuje i chce wynagrodzić mi wszystkie przykrości, których doświadczyłam. Następnie jednak to on mnie skrzywdził. Cała ta "miłość romantyczna" jest zwykłą mrzonką i marzeniem, którego naiwnie poszukuje każda dziewczyna. Jedyną odmianą miłości, w którą wierzyłam pozostawało uczucie między matką a dzieckiem. Tylko taką miłość posiadam w moim życiu. 

Kiedy dotarłam na posesję rodziny Harringtonów moje dłonie zaczęły się nienaturalnie trząść, a ciało oblał zimny pot. Denerwowałam się, lecz nie wiedziałam czym. Odkąd Nathan wyznał mi uczucia, nasze relacje zaczęły się psuć. Początkowo odtrąciłam go, w obawie przed stratą przyjaciela. Ironia losu sprawiła, iż w ten sposób straciłam to, co chciałam chronić. Gdy ktoś z dwójki przyjaciół decyduje się na podjęcie tematu związku, otwiera furtkę, której już nigdy nie można będzie zamknąć. Furtka ta, gdy zostanie otwarta, zmienia wszystko nieodwracalnie.

Zebrałam się na odwagę i bez pukania otworzyłam drzwi wejściowe. Słyszałam pulsowanie krwi w całym moim ciele. Ku wielkiemu zdziwieniu w salonie zastałam Ceresa. Na początku zmierzyłam go niepewnym spojrzeniem. Jednak w następnej sekundzie coś we mnie pękło.

- Wiedziałeś o tym, że Nathan współpracuje z wrogiem?! - wykrzyknęłam nie licząc się z tym, że każda osoba obecna w domu mogła to usłyszeć. Nie obchodziło mnie to. Nic mnie nie obchodziło.

- Wiedziałem, ale... - zająknął się blondyn, a moja szczęka niebezpiecznie zbliżyła się do podłogi. 

Wydałam ciche westchnienie niedowierzania i pokręciłam głową. Ceres próbował coś jeszcze tłumaczyć, jednakże go nie słuchałam. Ludzie, którym ufałam okłamywali mnie. Dlaczego miałabym więc ich słuchać? Aby usłyszeć więcej i więcej nowych kłamstw? Nic z tego. Bez słowa ruszyłam w stronę schodów, żeby odszukać Nathana. Jednakże, gdy zbliżyłam się do pierwszego stopnia, sam zainteresowany pojawił się w moim polu widzenia. Zdziwiony stał na drugim końcu schodów. 

Chciałam być wściekła na Nathana, aczkolwiek nie potrafiłam, bo jedynym uczuciem, towarzyszącym mi był ból. Pragnęłam go znienawidzić, napluć mu w twarz, zmieszać z błotem, zwyzywać, obrzucić mięsem, jednakże nie mogłam znaleźć w sobie potrzebnego do tego uczucia. Gdy tylko zobaczyłam jego znajome, bursztynowe oczy, nie potrafiłam zrobić nic innego niż tylko zacząć płakać. Ciężkie łzy płynęły po moich policzkach nieustającym strumieniem. 

- Jak mogłeś mi to zrobić? - wyszeptałam pociągając przy tym nosem.

Przygryzłam dolną wargę i natychmiast poczułam w ustach słony posmak łez. Nathan stał niczym wrośnięty w ziemię. Napięcie między nami było tak intensywne, że na moment oboje wstrzymywaliśmy powietrze w płucach. Panowała niemal ogłuszająca cisza. Jak gdyby wszystkie dźwięki na świecie umarły razem z moim zaufaniem do tego chłopaka.

- Lindsay... - W jednym szepcie zawarł ból i tęsknotę. - Porozmawiaj ze mną w cztery oczy, a wszystko wyjaśnię.

Chciałam wierzyć w to, że było co wyjaśniać. Jednak część mnie bała się zranienia i podpowiadała, iż nie istnieją słowa, które mogłyby wszystko naprawić. Jednak musiałam wszystko z siebie wyrzucić więc niepewnie chwyciłam się poręczy i z walącym w piersi sercem pokonywałam kolejne stopnie. Kiedy patrzyłam w oczy Nathana, pragnęłam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Jednak strach sprawiał, iż mój oddech był krótki i urywany. Gdy stanęłam na przedostatnim schodku, chłopak odsunął się, żeby mnie przepuścić. Jednak nadal stał na tyle blisko, abym czuła zapach jego dezodorantu i miętowy oddech łaskoczący mój policzek, gdy go mijałam. Ruszyłam do sypialni Nathana i nawet bez oglądania się w tył, wiedziałam, że w milczeniu podążał za mną. Przysiadłam na krawędzi łóżka i czekałam cierpliwie na rozwój wydarzeń.

- Po pierwsze nawet nie chciałem spotkać Plutona. - zaczął siadając na fotelu, dzięki czemu nasze oczy znajdowały się na tym samym poziomie. - To przerażający typ i najlepiej byłoby trzymać się od niego z daleka. Początkowo odmówiłem mu wstąpienia do układu... 

- Nie musisz kłamać, widziałam waszą rozmowę. - wcięłam się w jego wypowiedź.

Moje słowa ewidentnie zbiły chłopaka z tropu. 

- Jak to widziałaś? - zapytał mrużąc oczy z niedowierzaniem.

- Miałam wizję przyszłości. - wzruszyłam ramionami, ponieważ zaczynałam się przyzwyczajać do nowej rzeczywistości i ten fakt stał się dla mnie czymś normalnym.

- W takim razie wiesz, że Pluton groził Abigail? - Tym razem to ja nie rozumiałam.

- Wiem, że chciałeś, abym cierpiała. - odpowiedziałam tonem mówiącym mu, iż mnie zranił.

- Lindsay, przecież możesz na mnie liczyć. Zawsze jestem po twojej stronie i nigdy bym cię nie skrzywdził. - powiedział to tak pewnie, że chciałam mu wierzyć.

- A jednak to zrobiłeś. - Jednakże nie potrafiłam już mu zaufać.

Ostatni raz spojrzałam na pełną rozpaczy twarz Nathana, po czym bez słowa skierowałam się do wyjścia. Oszołomiony chłopak nawet nie próbował mnie zatrzymać, więc bez problemu opuściłam dom Harringtonów i zaczęłam włóczyć się bez celu po mieście. 

Bardzo chciałam, aby słowa chłopaka okazały się prawdziwe. Jego oczy mówiły mi, że nie było tam ani słowa fałszu i moje serce mu wierzyło. Aczkolwiek rozum miał co innego do powiedzenia w tej kwestii. Wcześniej zaufałam Jaydenowi i dałam się zwieść jego dobroci. Tak naprawdę byłam tylko środkiem do osiągnięcia celu i wcale mu na mnie nie zależało. Co jeśli historia powtórzyłaby się z Nathanem? Nie zniosłabym tego. Dlatego łatwiej było stłamsić to w zarodku. Jak to mówią "lepiej zapobiegać niż leczyć". W związku z tym od tej pory jedyną osobą, której mogłam ufać byłam ja sama. 

Spacerowałam przez dwie godziny, roztrząsając sprawę z Nathanem i nie wymyśliłam absolutnie nic nowego. Nawet nie widziałam gdzie idę, po prostu szłam przed siebie. Ostatecznie znalazłam się w bogatszej dzielnicy miasta. Usiadłam na krawężniku i ukryłam twarz w dłoniach. Po raz kolejny tego dnia nie wytrzymałam narastającego ciśnienia wewnątrz mnie i zaczęłam płakać. Nie miałam pojęcia jakim cudem jeszcze się nie odwodniłam. Wtedy usłyszałam pisk opon i natychmiast poderwałam głowę, a następnie zobaczyłam, rozmazany przez łzy, obraz samochodu pędzącego prosto na mnie.



Niechciany Dar ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz