*36*

697 61 12
                                        

♀ JOSH ♀

Z jednej strony poczułem ulgę, że nie musiałem już dłużej udawać i mogłem pokazać światu kim  jestem. Nigdy tak naprawdę nie byłem elitą, ani panem popularnym. Nawet tego nie chciałem. Robiłem to tylko dla Emmy, ponieważ ona tak bardzo pragnęła popularności i uwielbienia. Dlatego teraz, z drugiej strony, odczuwam pustkę, którą po sobie zostawiła. Znaliśmy się od wielu lat, z czego byliśmy ze sobą od czterech. 

Niektórzy zastanawiali się co tak naprawdę widziałem w tej dziewczynie, oprócz jej wyglądu. Dawniej odpowiedź była dla mnie oczywista. Jednak z upływem czasu, sam zacząłem się nad tym zastanawiać. 

- Mam wrażenie, że jesteś jedyną osobą, która rozumie mnie w tej sytuacji. - westchnąłem ciężko do Abigail.

Siedzieliśmy pod drzewem, w jej ogrodzie, a obok nas spał Ceres. Czułem jak moje palce mimowolnie zaciskały się dosyć mocno na kieliszku. 

- Powinniśmy byli już dawno temu porozmawiać na ten temat. - Jej stan emocjonalny zdawał się odzwierciedlać mój, co poznałem już po samym tonie jej głosu. - Byliśmy nierozłączną trójką muszkieterów. Nie mam pojęcia co się z nami stało. - Schowała twarz w dłoniach, a po chwili usłyszałem ciche pociągnięcie nosem.

- Wiem, że jest ci ciężko, ponieważ była twoją przyjaciółką, ale skoro postanowiła odejść, to musimy uszanować tę decyzję. - Nie wiedziałem jak zachowywać się, gdy dziewczyna płacze. Dlaczego Ceres musiał właśnie teraz uciąć sobie drzemkę? Napewno znałby sposób na rozweselenie Abigail.

- Czuję się winna temu wszystkiemu. - wyznała dziewczyna, ocierając łzy. - Po pierwsze, to ja nas wpakowałam w ten cały krąg, a po drugie, nic nie zrobiłam, mimo że widziałam, iż Emma się zmieniła. Trzeba było z nią porozmawiać już wtedy. Zamiast tego, nie spróbowałam wyciągnąć od niej co się stało.

- Mam podobne odczucia. Jak gdybym ją zawiódł, gdyż jej nie wspierałem. - Poczułem rękę Abigail na ramieniu. 

- Jesteśmy w tym razem i teraz to my musimy się wspierać. Dajmy jej trochę czasu, a potem spróbujemy ją odzyskać. Nawet jeśli nie jako przyjaciółkę, to członkinię kręgu. 

- Musimy odnaleźć pozostałych dziedziców mocy Galaktyki. - burknął Ceres, który najwyraźniej się przebudził. - Potem będziemy rozpaczać nad wredną blondyną. 

Zaśmiałem się pod nosem, ponieważ tak właśnie wszyscy dookoła postrzegali Emmę. Niewiele osób wiedziało, jaka była naprawdę, za murem obronnym, który wokół siebie zbudowała. Miała delikatne serce i bardzo łatwo było ją poruszyć. Doskonale zgrywała nieustraszoną i silną, jednak wiedziałem, że płakała za każdym razem, gdy ktoś źle o niej mówił, bała się ciemności i pająków, a rodzina była dla niej bardzo ważna.  Aczkolwiek, największa wada Emmy, prawdopodobnie była jej zgubą. Wiedziała doskonale, że źle postąpiła, jednakże, gdy kości zostały rzucone, nie potrafiła się wycofać, ponieważ nie umiała przepraszać, ani głośno przyznać się do błędu. 

- Dlaczego imprezujecie beze mnie? - usłyszałem głos Lindsay. 

Spojrzałem, jak dziewczyna wskakuje do basenu, a zaraz po niej Ceres. Byłem w szoku, jaką przemianę przeszła w ciągu zaledwie miesiąca. W momencie, w którym ją zobaczyłem, poczułem się podwójnie winny. Nie wiedziałem jak wspaniałą osobą była dziewczyna, której uprzykrzaliśmy życie przez ostatnie miesiące. Jednak cieszyłem się, że ze swoim wielkim sercem, Lindsay była zdolna do wybaczenia. 

- Sądziłem, że jeśli cię obudzę o szóstej rano, to ja nie obudzę się już nigdy. - wzruszył ramionami Ceres.

- Gdzie jest Nathan? - zapytałem Abigail, która właśnie kierowała się w stronę basenu. 

- Poszukaj w lodówe! - Zamiast dziewczyny, odpowiedział mi Ceres.

- Znowu żart z serem? - Abigail zachichotała. 

Nie myliłem się, myśląc, że pozytywna energia Ceresa rozweseli dziewczynę. 

- Mówię poważnie. Zawsze, kiedy go szukam, to ogląda lodówkę. - Poszedłem więc za radą strażnika kręgu i udałem się do kuchni Harringtonów.

Najdziwniejszym wydarzeniem tego dnia, było to, że Ceres miał rację. 

- Wydaje mi się, że nie uda ci się ukryć przed Lindsay w lodówce. - zaśmiałem się.

- W takim razie patrz. - Nathan wyciągnął wszystko z lodówki, z półkami włącznie i faktycznie tam wszedł. Nawet zamknął drzwi za sobą. 

- Teraz faktycznie moża uznać, że jesteś serem. - W odpowiedzi, zobaczyłem rękę wystającą z lodówki, z uniesionym w górę kciukiem. - Dam ci radę, nie unikaj konfrontacji i rozmów na poważne tematy, bo możesz tego później żałować, tak jak ja. - Wyszedłem z kuchni, zostawiając go z moimi słowami, które musiał przeprocesować.

Życzyłem mu i Lindsay jak najlepiej, dlatego popchnąłem go trochę do działania, jednak tylko od tej dwójki zależało ja to się dalej potoczy. Jednak miałem nadzieję, że zrobi coś, czego ja nigdy nie zrobiłem, czyli porozmawia z dziewczyną, z którą łączy go uczucie, o problemie. 

Kiedy wróciłem do ogrodu, okazało się, że pojawił się nowy uczestnik imprezy. Był nim wysoki, dobrze zbudowany szatyn, o niebieskich oczach. Z trudem odkleił oczy od Lindsay, aby na mnie spojrzeć. Wiedziałem już chyba na czym polegał problem Lindsay i Nathana.

- Jestem Jayden. - Chłopak wyciągnął do mnie rękę.

Tak więc ich problem nosił imię Jayden.

Niechciany Dar ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz