*2*

1.7K 82 7
                                    

         Nigdy nie byłam słaba. W momencie, w którym większość osób by się poddała, ja miałam w sobie siłę. Nie poddawałam się. Pomyślałam kiedyś, że tylko tak mogę uszczęśliwić mamę. To właśnie dla jej szczęścia znosiłam te wszystkie drwiny, żarty i całe to nieustanne upokarzanie. Dlatego zgodziłam się przyjść na imprezę do domu Emmy, żeby pokazać, że mnie nie złamią. Jeżeli w dodatku zakopiemy topór wojenny, będzie to po prostu dodatkowa korzyść. 
Imprezy halloweenowe, bo wtedy właśnie Emma ma urodziny, mają do siebie to, iż ludzie oceniają nas na podstawie naszego przebrania. Ze względu na to, wiedziałam że nie mogłam ubrać byle czego. Moje przebranie musiało przyciągać uwagę, ale w ten dobry sposób. Stałam przed lustrem w sypialni, gdy usłyszałam dźwięk mojej komórki. Delikatne wibracje wyrwały mnie z zamyślenia. Wiadomość przysłała mi we własnej osobie Emma Young. Kiedy to zobaczyłam moje oczy automatycznie się rozszerzyły. Treść widoczna na małym ekranie mojego telefonu zawierała pytanie. Emma proponowała mi wymknięcie się z imprezy razem z jej grupą, około północy. Wiedziałam, że moje myślenie było bardziej niż naiwne, ale może rzeczywiście dziewczyna chciała się pogodzić. Przecież, gdyby pragnęła mnie upokorzyć zrobiłaby to na imprezie, gdzie wszyscy mogliby zobaczyć mój upadek ze zwykłych nizin społecznych do rynsztoka. Dlatego właśnie musiałam zaryzykować, to mogła być moja jedyna szansa na szczęśliwsze życie. Oczywiście wbrew mojej naturze było narzekanie, więc zawsze milczałam gdy coś mi nie pasowało.  Z tego powodu szybko wystukałam wiadomość do Emmy, w której zawarłam odpowiedź. Zgodziłam się. Nie miałam pojęcia dokąd mnie to zaprowadzi, ale miałam przeczucie że nie będę tego później żałować.
Wpatrywałam się w swoje odbicie przez dobre dwadzieścia minut. Przebrana za czerwonego kapturka nie miałam pojęcia co zrobić ze swoimi karmelowymi włosami. Ostatecznie zdecydowałam się na dwa warkocze związane u dołu czerwonymi wstążkami. Kiedy byłam gotowa, po raz ostatni rzuciłam okiem na mój strój. Krwistoczerwona sukienka sięgająca kolan i pelerynka w tym samym odcieniu to jedyne co znalazłam na ostatnią chwilę w mojej skromnej szafie. Do tego dobrałam białe skarpetki, które kończyły się trochę powyżej kostki i proste, czarne baleriny. Przy wyjściu zabrałam jeszcze stojący na przedpokoju wiklinowy koszyk, który tego wieczoru pełnił funkcję mojej torebki i skromny prezent dla Emmy Young, dziewczyny która zdawałoby się, że ma już wszystko. Tak przygotowana opuściłam dom mrucząc wesołe słowa pożegnania w stronę mamy. Kobieta niemalże popłakała się ze szczęścia, gdy usłyszała, iż wybieram się na imprezę. Rzeczywiście doskonale udawałam, że mam znajomych, ale nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że moja mama chciała, żebym poszła na imprezę. Mimo to ucieszył mnie niezmiernie moment, w którym zobaczyłam uśmiech na twarzy kobiety. 

Dom Emmy znajdował się dwadzieścia minut drogi  od mojego, jeśli szło się szybkim marszem. Jednakże szłam niespiesznym krokiem, więc przejście tej trasy zabrało mi jakieś dziesięć minut więcej. Już pod koniec mojego spaceru zawiał delikatny wiatr, który sprawił, że na moich odsłoniętych rękach pojawiła się gęsia skórka. Przygryzłam wargę, gdy w moim polu widzenia znalazła się sporej wielkości biała willa. Światła różnokolorowych lampek zauważyłam już z końca ulicy. Chropowata droga po której szłam wibrowała od ogłuszającej muzyki sprawiając, że miałam ochotę obrócić się na pięcie i uciec jak najdalej. Zdecydowanie imprezy to nie moja para kaloszy.
Kiedy znalazłam się już wewnątrz budynku, owinęła mnie nieprzyjemna woń, którą dawniej czułam od ojca, alkohol. Zebrało mi się na wymioty, jednak nim zdążyłam rzucić się w stronę drzwi i zabrać swoje cztery litery z tego okropnego miejsca, poczułam lekki ucisk na lewym ramieniu. Odwróciłam głowę, a moje spojrzenie napotkało lodowate, niebieskie oczy Emmy. Ubrana była w kostium czarownicy. Kiedyś powiedziałabym, iż pasuje jej do osobowości, ale teraz staram się nie patrzeć na nią tak samo jak wcześniej. Dziewczyna była uśmiechnięta w ten swój charakterystyczny, sztuczny sposób. Widziałam nutę fałszu czającą się w jej oczach. Jednak pomyślałam, że jestem po prostu przewrażliwiona. Mimo wewnętrznego niepokoju uśmiechnęłam się niepewnie i niewyraźnie wymamrotałam słowa powitania oraz urodzinowe życzenia. Blondyna skinęła mi głową, a następnie pociągnęła mnie za rękę w stronę tłumu. Bez słowa podążyłam za nią w kierunku, jak przypuszczałam kuchni. Nie myliłam się, a w pomieszczeniu siedziały już trzy osoby. Cała elita naszej szkoły i ja, Lindsay Donovan, sam na sam w kuchni. Dawniej pomyślałabym, że takie wydarzenie nie może się dobrze skończyć. W tym momencie wielka gula w gardle, która stale rosła, podpowiadała mi to samo. Wszystko w moim ciele krzyczało "uciekaj". Mimo to, wciąż stałam jak wryta w przejściu, a trzy pary oczu spoglądały na mnie. Jak łatwo zgadnąć jedyną osobą, która na mnie nie patrzyła był Nathan Harrington. Brunet w przebraniu wampira spoglądał w ekran swojej komórki, podczas gdy reszta bandy bezwstydnie gapiła się na mnie. Czułam się jak obiekt badań naukowych. Jako pierwsza ciszę przerwała Emma. 
- Linds, mogę ci tak mówić prawda? - Zdziwiona skinęłam sztywno głową. - Doskonale - dziewczyna klasnęła w dłonie - Wracając do tego, co chciałam powiedzieć... Linds mam nadzieję, że wybierasz się z nami na cmentarz dziś w nocy? Będziemy tylko w piątkę.
- Za nic nie przegapiłabym takiej zabawy. - odpowiedziałam na jednym wdechu.
Pomimo uśmiechu na twarzy, wewnątrz mnie panował chaos. Tyle wątpliwości i niepewności znalazło się w moim ciele, które mierzyło niewiele ponad 160 centymetrów. Jednak Emma wciąż była ode mnie niższa, co nieskutecznie próbowała nadrobić wysokimi szpilkami.
- Idealnie - wtrąciła tym razem Abigail - mam nadzieję, że nie masz nam za złe tych wszystkich okropności, które ci wyrządziliśmy. - Albo brunetka mówiła szczerze, albo była cholernie dobrą aktorką. Teraz patrzyłam na dziewczynę w całkiem innym świetle. Może była jeszcze dla mnie szansa w tym społeczeństwie.
- Już dawno zapomniałam. - odpowiedziałam z machnięciem ręki.
Abigail ubrana w granatowy mundur policyjny wstała z krzesła, na którym wcześniej siedziała i podeszła do mnie. Szybkim ruchem chwyciła moją dłoń. Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła, to że dziewczyna ma niesamowicie gładkie ręce. Miałam ochotę zapytać ją jakiego kremu używa, jednak jedynie potrząsnęłam dłonią brunetki. Nagle poczułam się nieco swobodniej. Zaczynałam czuć się jak część ich paczki. Może rzeczywiście coś mogło się zmienić w moim monotonnym życiu.

Niechciany Dar ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz