XXXVII. i trusted you.

1.6K 229 92
                                    

-Gdzie zmierzasz, wyssany z emocji bracie? - spytał Ben, zatrzymując Luke'a na korytarzu.

Ten tylko wzruszył ramionami i poszedł dalej.

-Ej, łajzo, poczekaj! - krzyknął za nim – Idziesz na dwór, no nie?

-Ben, zostaw mnie, proszę. - wychrypiał młodszy, chowając żyletkę zawiniętą w chusteczkę głębiej do kieszeni.

Luke czuł się, jakby przed chwilą przejechał go pociąg. Nie miał ochoty na nic.

-Wow, Lucas, uspokój się, bo tym swoim głosem jak lew jeszcze kogoś z powierzchni zmieciesz! - krzyknął ironicznie, śmiejąc się pod nosem – A tak na poważnie, to co ci?

-Idę do kumpla – Luke zauważył, jak Ben otwiera usta – Odpuść sobie przemowę typu „Nie idziesz nigdzie" panie I-Tak-Jestem-Najlepszym-Hemmingsem.

-To kup pizzę.

„Chociażbym chciał, ona i tak do ciebie nie trafi." - pomyślał, omijając brata.

Wybiegł przez drzwi frontowe. Na dworze było już ponuro, a lampy uliczne powoli zaczynały działać.

Poszedł na most, przez który często przechodził wraz z Michaelem. Wspomnienia z kolorowo włosym w roli głównej bolą najbardziej.

Podwinął rękaw swojego szarego swetra i wyciągnął żyletkę z kieszeni. Odwinął ją, a chusteczkę schował z powrotem do kieszeni. Obrócił ją kilka razy w palcach, oglądając ją z każdej strony.

Wyciągnął telefon z kieszeni i wpisał kod. Wszedł na Twittera.

luke_is_a_penguin:

I trusted you.*

Schował urządzenie i oparł się o barierkę. Spojrzał w dół i niemal zadrżał, wyobrażając sobie jak, zimna musi być ta woda.

Zrobił trzy głębsze cięcia, po czym czuł krew spływającą po jego ręce.

Spojrzał na rany i zaśmiał się cicho.

-Och, Luke... Twoje życie ssie. - szepnął, wrzucając ostrze do wody.

Przeszedł przez barierkę i stanął po drugiej stronie. Spojrzał w dół, uświadamiając sobie, że znajduje się jakieś dwadzieścia metrów nad połyskującą taflą wody. Czubki jego butów wystawały kawałek za betonowe podłoże.

Poczuł, jak zaczyna robić mu się słabo, a obraz przed jego oczami zaczyna się rozmywać.

Rękami złapał za szczebelki umiejscowione na wysokości dołu jego pleców.

Wdech.

Wydech.

Słyszał tylko swoje dudniące serce.

Wdech.

Wydech.

Czy samobójstwo to pewnego rodzaju tchórzostwo?

Wdech.

Wydech.

Luke zamknął oczy i zacisnął mocniej szczękę.

Wdech.

Wydech.

Luke nie był tchórzem. Odważył się na to, aby już nigdy więcej nie widzieć idealnych rys twarzy Clifforda.

Wdech.

Wydech.

Odepchnął się i poczuł się wolny.

Spadał wprost do zimnej wody.

Teraz już nie zależało mu na niczym.

Wdech.

*Ufałem ci. (dla niewtajemniczonych w angielski itd.)

~~~~~~~~~~~~~~

Teraz już na pewno zostanę zabita przez niektórych z was, testament gotowy, także jolo.

Miłego!

i love your blue eyes ||Muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz