XLV. suicide.

1.6K 228 264
                                    

Mike ocknął się i poprawił swoją białą szatę, patrząc pod nogi. Wskoczył na inną chmurę i podreptał prosto, gdzie zobaczył swojego aniołka. Siedział tam i płakał cicho, patrząc na ziemię.

-Ja chcę tam wrócić! Mam jeszcze tyle pieprzonych spraw! - wydarł się – Dlaczego mama pozwoliła mnie zabić?! Nie męczyłem się, oni kłamali – mówił sam do siebie.

-Luke? - spytał Michael, dotykając swoją rękę w miejscu, gdzie powinna być rana.

Niebieskooki spojrzał w górę i otarł oczy, nie wierząc, kogo widzi.

-Mikey! - krzyknął szczęśliwy chłopak, wstając z kolan — Czekaj... D-Dlaczego... Nie powinno cię tu być! - wrzasnął, patrząc pod nogi, by przypadkiem nie spaść z chmurki.

Luke odsunął się od chłopaka i przyjrzał się mu. Okrążył go i z tylnej kieszeni jego jeansów wyciągnął świstek.

-Samobójstwo! Mikey, kocie! - załkał chłopak — Zabiłeś się? - kolorowy pokiwał lekko głową.

Mike odgarnął ręką kawałek puchu i wskazał miejsce koło małego lasku.

-Michael Gordon Clifford. To cmentarz, pacanku. - uśmiechnął się, ocierając łzę.

Chwilę potem wszystko zrozumiał.

-T-Tam jest mój grób... - szepnął i wziął Mikey'a za rękę.

Pofrunęli na swoich anielskich skrzydłach w dół, wprost pod grób chłopaka.

Koło licznych wiązanek leżało ciało młodszego w kałuży krwi pomieszanej z piachem.

W jednej ręce trzymał żyletkę. Drugą złapał krzyż wbity w ziemię.

-J-Jak mogłeś? - spytał chłopak – Przecież mnie nienawidzisz... Pozwoliłeś na eutanazję.

-Twoja mama na to pozwoliła. Ja byłem przeciwny od samego początku. - szepnął – Cholernie chciałbym móc jeszcze raz posłuchać twojego anielskiego głosu, czy dotknąć twojego gładkiego policzka. - przejechał ręką po jego włosach – A co najważniejsze chciałbym móc zobaczyć jeszcze raz twoje piękne, radosne, niebieskie oczy, które tak bardzo kocham.

-Kocham cię — szepnął blondyn, przytulając się do swojego anioła i trzepocząc skrzydłami.

-Ja ciebie bardziej, Pingwinku. Obiecałem ci, że będziemy razem skakać po chmurkach, prawda?

CHWILA CHWILA CHWILA

IT'S A PRANK!

NIE SRAĆ MI SIĘ!

PRAWIDŁOWE ROZPOCZĘCIE TEGO ROZDZIAŁU:

Michael otworzył pomału oczy i zorientował się, że jest w swoim pokoju. Koło łóżka, na drewnianym krześle siedział Ashton i sprawdzał coś w telefonie.

-Gdzie jest Luke? Ja chcę do Luke'a. Powiedz, że Liz nie zrobiła tej eutanazji, proszę – mówił szybko, podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Masz leżeć, Mike. Luke jest w złym stanie, ale Liz nie zgodziła się na to. Po tym, jak zemdlałeś, zadecydowała, że jak będzie chciał, to po prostu umrze w ciszy, a nie odłączany od różnych sprzętów – przełknął ślinę – czy też przez truciznę. A ty śpij, jutro szkoła.

-Myślisz, że pójdę jutro do szkoły? - prychnął, przytulając się do kotka, który jakimś cudem znalazł się koło niego – Ash, co tu robi ten kot?

-Pomyślałem... - westchnął, biorąc wdech – Pomyślałem, że będzie ci miło, jeśli obudzisz się koło czegoś, co przypomina ci osobę, którą kochasz całym sercem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej wam!

Ten rozdział był jak Chuck Norris.

Nikt się go nie spodziewał!

Dawałam spojlery, ale wyjęte z kontekstu, także myślę, że nie będę uduszona, prawda, CramLie ?

Także miłego dnia wam, a od jutra zaczynam pisać po dwa rozdziałyy, obiecuje!

i love your blue eyes ||Muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz