Luke rzucił plecak w kąt pokoju i położył się na łóżko. Zalogował się na Twittera.
luke_is_a_penguin:
i know you (?)
I know you baby (?)Podając też link do piosenki Skylar Grey.
Zastanawiał się, jak może odkręcić słowa Eden.
Michael zatopił swoją twarz w śnieżnobiałej poduszce. Zaczął piszczeć, śmiać się, kopać nogami o niewinne łóżko.
Nagle zadzwonił jego telefon.
Bieżące połączenie od: Kotek Luke
Drżącą dłonią przejechał palcem wzdłuż ekranu, aby odblokować urządzenie i odebrać.
-H-halo? - spytał zachrypniętym od piszczenia głosem.
Luke wstał z łóżka i na nogach jak z waty powędrował do kuchni.
-Hej, Michael. - westchnął, formując sobie w głowie coraz to nowsze wypowiedzi.
-Po co dzwonisz? - Mike zmarszczył brwi, sięgając po laptopa, leżącego na szafce nocnej.
Uruchomił system, uśmiechając się pod nosem na zdjęcie, które za chwile zobaczy na tapecie.
-Umm... Chciałem cię przeprosić za Eden. Za to, co ci powiedziała.
Pomiędzy nimi utworzyła się niezręczna cisza, którą przerywało tylko stukanie Michaela o klawiaturę i odgłos połykania wody przez Hemmingsa.
-Okay, nic się nie stało. - uspokoił go kolorowo włosy.
-Chyba w to nie uwierzyłeś, prawda? - zaśmiał się nerwowo blondyn, zakręcając butelkę.
„Nie no, co ty, przed chwilą życie nagle nie stało się lepsze, bo dowiedziałem się, że ci na mnie zależy" - pomyślał.
-Nie no, co ty.
-To wszystko to jest nieprawda, wszystko, co ci powiedziała to jedno wielkie kłamstwo – Michael czuł, że jeden z kawałków jego serca upada z łomotem na ziemię – Nie kocham cię, chłopie. - powiedział
Hemmings bez przekonania w głosie – Nic do ciebie nie czuje. Wolę dupy dziewczyn.
-Dobrze, Luke. - powiedział bliski płaczu Mike.
-M-michael? - zająknął się blondyn – Stary, wszystko w porządku, bo słychać jakbyś...
-Nie, nie. - pociągnął lekko nosem – W-wszystko w porządku Lukey. Miłego dnia.
-Ale Mike ty przecież płacze...
-Wydaje ci się, przewrażliwiony jesteś – wypowiadając to, w serce Michaela wbił się mentalny sztylet – Życzę ci szczęścia z Eden, bracie. Pasujecie do siebie.
-Mikey, ale nie ukrywaj tego, bo sam słyszę.
-Oglądam pierdolonego Hatchiko! - krzyknął, zanosząc się płaczem.
-To może wpadnę do ciebie i obejrzymy coś razem?
Mike przygryzł wargę, czując znajome mrowienie w brzuchu.
-Jak chcesz. - odpowiedział zdawkowo.
-Brakuje mi tych naszych wieczorów, kiedy mogliśmy po prostu posiedzieć i porozmawiać o wszystkim. Będę za godzinę, kupić coś? - dopytał blondyn, szukając portfela w szafkach.
-Nie musisz.
-Ale chcę. Poszukaj jakiegoś filmu. - westchnął Luke, rozłączając się.
Clifford był rozdarty. Z jednej strony chciał płakać, a z drugiej znów się śmiać i piszczeć, bo spędzi wieczór z tak zwaną 'miłością swojego życia'.
Jeżeli Luke występowałby w jakiejś tandetnej kreskówce, to więcej niż pewne byłoby to, że aktualnie w jego oczach zagościłyby serduszka. Mike nie był dla niego tylko przyjacielem. Był kimś, kogo nazywamy 'miłością swojego życia'.
-Michael! - krzyknęła Karen – Pamiętaj o tabletkach!
-Dobrze, mamo – odkrzyknął, nie ruszając się z miejsca.
Uznał, że dzisiaj one nie będą potrzebne. Dzisiaj to osoba, która wywołała tę chorobę, będzie lekiem na nią.
I oboje byli dla siebie lekiem na wszelkie zło świata, lecz jeden nie wiedział o uczuciach drugiego, przez co ich życie mogło poplątać się jeszcze bardziej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej wam! Dziękuje każdej osobie, która spędziła chociażby minutę, żeby przeczytać moje wypociny ♥
Dziękuję każdemu, kto oddał chociażby jedną gwiazdkę, bo to cholernie motywuje.
Miłej nocy/ dnia wam wszystkiim <3
CZYTASZ
i love your blue eyes ||Muke ✔
FanficGdzie Luke pyta przez piosenki, a Michael odpowiada przez małe, pogniecione liściki rzucone na dno szafki Hemmingsa. "[...] Pamiętaj: pytania zadawane przez piosenki, to najlepsze pytania. xx" Jednak, czy aby na pewno to wszystko nie sprawi większyc...