LXXVI. he will come back.

1.3K 194 33
                                    

Piątek, trzy dni po wybudzeniu się Luke'a.

Trzydzieści pięć karteczek wrzuconych do szafki Hemmingsa.

Mike już nie wiedział, co ma robić. Najchętniej chciałby dostać kulką w łeb lub zasnąć i już się nie obudzić. Przed chwilą zjadł śniadanie, składające się z tabletki na ból głowy i tabletki na jego ataki. Tej drugiej — jak zwykle — nie wziął. Stwierdził, że już nic mu nie jest i wyrzucił ją przez okno, na trawnik sąsiadów, gdzie pewnie ich Spike będzie wiedział jak się nią zająć.

'Miłej sraczki, piesku!' - pomyślał chłopak, patrząc jak pies wącha niebieską tabletkę, następnie ją liżąc.

Jego telefon zadzwonił, oznajmiając go o nowym połączeniu.

Masz połączenie bieżące od: Ciocia Liz ♥

Michael uśmiechnął się, spoglądając na nazwę. Przypomniał sobie te czasy.

„-Proszę pani? - spytał sześciolatek, spoglądając w górę, na kobietę.

-Nie żadna pani. Mów mi ciociu. Jestem ciocia Liz, Mikey."

„Lepsze 'Ciocia Liz' niż 'Posiadacz królewskiej spermy'. Przecież nie zapiszę pana Hemmingsa jako Wujka, bo to brzmi tak pedofilsko." - zaśmiał się, przesuwając palcem po ekranie.

-Słucham? - spytał.

-Mike. - westchnęła cicho – Nie wiesz może, co się stało, że Luke cały czas tylko płacze?

Chłopak zacisnął pięści i jęknął przeciągle.

-Nie wiem. - oznajmij – Nie jestem jasnowidzem. Jeśli pani chce, niech pani go zapyta. Nie siedzę w jego głowie.

-Właśnie on nie chce nic powiedzieć. Cały czas szepcze tylko twoje imię i zużywa chusteczki. Mike, proszę cię, zastanów się, o co może mu chodzić. - powiedziała błagalnym tonem – Pokłóciliście się?

Liz spojrzała w stronę Luke'a, który gorączkowo próbował wytrzeć dłonią łzy. Spojrzał na kobietę wchodzącą do sali i się przeraził.

-Mamo, z kim gadasz?! - czerwonowłosy usłyszał przytłumiony, załamujący się głos blondyna.

-Nie pokłóciliśmy się, nie wiem, o co może mu chodzić.

-D-Dobrze. - wyjąkała, obserwując niebieskookiego – W takim razie przepraszam za stratę twojego czasu, Mikey i miłego dnia.

-Do widzenia, pani Liz. - westchnął, rozłączając się.

-Mamo, co to miało być? - załkał cicho – Po co gadałaś z Michaelem?

Elizabeth oparła się o białą, blaszaną szafkę.

-Bo nie mam już do ciebie siły, dziecko. Wytłumacz mi, dlaczego ciągle płaczesz? Nawet Mi-

-Michael to, Michael tamto. - prychnął, czyszcząc nos – B-Brakuje mi go, źle zrobiłem, wyganiając go. On teraz czuje się jak śmieć-

-A dziwisz się? Przyjaciel, którego zna od zawsze, po prostu go spławia. Luke, nie robi się tak.

-Ja chcę umrzeć, mamo. Dlaczego musiałem to przeżyć? Ledwo ruszam nogami, straciłem przyjaciela, straciłem wszystko. Jestem taki żałosny... - schował twarz w dłoniach.

-Nie straciłeś go. On wróci. Czuję to.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

i love your blue eyes ||Muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz