XXXVI. go fuck yourself, luke.

1.6K 219 112
                                    

*dziękuję wam za #421 w ff aaa kocham was ♥*

Michael rzucił telefon na szafkę nocną, przewracając zdjęcie, na którym był on i Luke. Ramka była kilkakrotnie oklejana wszelkimi rodzajami taśmy, ale mimo to, pęknięcia nadawały zdjęciu pewnego rodzaju urok. Wstał z łóżka i podniósł ramkę, która zyskała nowe pęknięcie.

-Kurwa. - sapnął, przejeżdżając palcem po wgłębieniu.

Tak dobrze pamiętał ten dzień... Dzień, w którym po raz pierwszy był u Luke'a...

„-Uhh... Ten kotek, ten o tu – wyszeptał Mike – Podoba mi się.

Blondynek z uśmiechem podszedł do przytulanki i zabrał ją ze swojego krzesełka. Wręczył ją koledze.

-T-to jest rudy kotek – zaśmiał się pięciolatek – Jak ma na imię? - dopytał, nadal podziwiając jego śnieżnobiałe uszka i idealne szmaragdowe oczy.

Luke wzruszył ramionami, patrząc, jak chłopczyk nadal tuli się do zabawki.

-Jest taki cieplutki! - westchnął w rozmarzeniu – Taki puchaty! I nie drapie swoimi ogromnymi pazurkami!

-Jeśli chcesz, może być twój. - zaproponował niebieskooki.

Patrzył, jak uśmiech kolegi staje się większy z sekundy na sekundę.

-Naprawdę? - rozpromienił się.

-Naprawdę! On ma takie oczy jak ty! - zafascynował się Luke.

-Dziękuję! Będziemy najlepszymi przyjaciółmi! Będziemy razem chodzili do piaskownicy, na huśtawkę... Wszędzie! - Michael przytulił przyjaciela, a pomiędzy ich ciałami został ściśnięty Duży kotek.

Drzwi do pokoju nagle się otworzyły i jakby gdyby nigdy nic, Liz weszła do pokoju.

-Uśmiech, chłopcy! - krzyknęła wesoło, a oni jak jeden mąż odwrócili się w jej stronę, nadal się przytulając, ponadto – stykając się policzkami.

Cichy dźwięk aparatu rozniósł się po pokoju, a chłopcy oderwali się od siebie"

Michael spojrzał na metrowego pluszaka, stojącego w rogu pokoju. Znów spojrzał na zdjęcie, a w jego oczach zagościły łzy.

-T-tak będzie mu l-lepiej. - wyjąkał, patrząc na obrazek – B-beze mnie.

Sięgnął po telefon, patrząc na wiadomości zwrotne.

„Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób uprzykrzyłem ci życie. Nie będę już więcej, słowo Pingwina"

„Nie będziesz musiał na mnie patrzeć. Żegnaj."

Michael zacisnął szczękę, widząc „słowo Pingwina". Hemmings grał na jego poczuciu winy, wiedział, że dotąd pamięta ten moment.
„-I będziemy razem na zawsze! Jak będziemy w niebie, to będziemy się bawić w ganianego na chmurkach, jasne? - dopytał Luke.

-Trzeba to jakoś przypieczętować, o Wielki Pingwinie!

-Dokładnie, Mały Kotku. - uśmiechnął się dziesięciolatek – Daję ci słowo Pingwina, że cię nie opuszczę.

-To ja daję ci słowo Kotka!"

Ręce Mikey'a zaczęły się pocić. Chciał odsunąć Hemmingsa jak najdalej od siebie. Zrobił to. Nacisnął 'Wyślij'

„A pierdol się Luke, każdy cię nienawidzi."

Nie wiedział, że ta wiadomość zapewniła odbiorcę o dalszym losie Luke'a Roberta Hemmingsa.

Nie wiedział, że ta wiadomość doprowadzi do tego, że miejsce, do którego będzie przychodził go odwiedzać, będzie wymagało od niego chociażby marnego wkładu do znicza za pół australijskiego dolara.

~~~~~~~~~~~~

Zawsze się o coś pytam na końcu, to umm...

Wiecie, gdzie wyląduje Lukey?

Jeśli tak, to wasze najbliższe dni z tym opowiadaniem będą cholernie smutne.
Innych zresztą też, bo wszyscy się dowiedzą, ale shhh.

Teraz jest czwartek, ik rozdział miał być wczoraj, ale mówię wam, nie mogłam się ogarnąć – kanałówka to nic przyjemnego i nie polecam brać znieczulenia, bo potem nie czuje się połowy języka i się sepleni (o moim seplenieniu przekonała się tylko Mikachuxoxo )

Także miłego dnia (albo nocy idk) i do dzisiaj! (jeżeli się wyrobię ughh)


i love your blue eyes ||Muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz