LXVI. daisy.

1.4K 180 47
                                    

Wtorek, dwudziesty dzień od próby samobójczej Luke'a.
Trzydzieści dwie karteczki wrzucone do szafki Hemmingsa.

Michael nie chciał pomocy.

On wiedział, że wyniszczając swój organizm, umiera po cichutku, z dnia na dzień. Album ze zdjęciami pozostawiony przez Liz po ich ostatniej rozmowie dalej leży tam, gdzie leżał.

Ashtonowi i Calumowi dał do zrozumienia, że mają się nie wpierdalać w jego bezsensowne życie. Może ten fakt będzie dziwny, ale cóż, zrozumieli go. Wiedzieli, że głodzi się z powodu Hemmingsa, że płacze przez chłopaka, że rani się przez niego. Oni rozumieli, że wszystko, co chłopak przeżywa, jest spowodowane jego miłością. Może nie akceptowali tego, ale nie chcieli protestować, wiedząc, że mogą stracić przyjaciela.

Siedział na łóżku, tępo wpatrując się w wianek powieszony na gwoździu, który miał swoje miejsce nad drzwiami. Pamiętał ten dzień, kiedy Luke zrobił go dla chłopaka, twierdząc, że wygląda w nim lepiej od dziewczyn.

Podszedł do drzwi, stawiając taboret przed drewnianą powłoką. Wszedł na niego i delikatnie ściągnął ususzoną ozdobę, tak, aby się nie rozkruszyła.

Usiadł przed dużym lustrem w swoim pokoju, zakładając kwiatki na głowę. Poprawił je i spojrzał w odbicie.

Poszarzałe, stare kwiatki, podkreślały jego blond odrosty. Przyjrzał się sobie, po czym westchnął głośno.

Wstał z miejsca i odłożył wianuszek na biurko. Zarzucił koszulę na swoje ramiona i wyszedł z pokoju, uprzednio przestawiając taboret w inne miejsce.

-Mikey, gdzie wychodzisz? - spytała Karen, wycierając ręce w ścierkę kuchenną - Przecież przed chwilą wróciłeś od Luke'a i znów gdzieś idz-

-Idę do Irwinów, mamo.

I wyszedł z domu, zakładając swoje czarne trampki w pośpiechu.

Powędrował na łąkę, na której Luke uczył go pleść wianki. Usiadł pod - już teraz - ogromną brzozą w Moore Park. Skubnął trochę trawy i przymknął oczy, modląc się w duchu, by ludzie nie wzięli go za jakiegoś menela.

„-No okej, skręca się tutaj, ale wtedy przecież to się rozwali! - oburzył się Mike, kręcąc głową.

-Och kocie! - westchnął Luke, chowając twarz w dłoniach - Jeśli przytrzymasz tutaj - wskazał miejsce, w którym łączyły się łodygi - wtedy nic się nie rozpadnie.

-Ehh, chyba sobie odpuszczę. Nie mam takich magicznych palców, które mogą działać cuda jak twoje...

-Mikey, no spójrz. - wziął kilka stokrotek z kupki - Jeśli złapiesz tu, i przekręcisz leciutko przez łodygę, to kwiatek ci się nie urwie..."

Nigdy nie zapomni, jak Luke nauczył go pleść wianki. Po wielu próbach i „ogolonej" ze stokrotek łące udało się.

Tę umiejętność ma do dzisiaj i przyszedł tu głównie po to, by ją wykorzystać.

~~~~~~~~~~~~~~~

Te dni jakoś tak się dłużą i mam wrażenie jakbym nie pisała tydzień ;-;

Tak btw to hej wam!

I teraz wyda się, kto czyta notki!

Nie mam jak wam podziękować za te 10,5K więc co wy na to, żebym zaczęła rozdawać dedykacje? Wy wszyscy motywujecie mnie do pisania i należy wam się to.

Także...

Kto chciałby dedykacje od Jednorożcaaa???

Piszcie po kolei, a w następnym będzie ta osoba, która napisała pierwsza, w kolejnym druga itd... chyba ogarniacie, prawdaa?

Także do jutra i miłegoo wam!

i love your blue eyes ||Muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz