18

165 15 0
                                    

Bujaaa xD. Jest kolejny rozdział. Ależ się z nim namęczyłam. Prawie 2 tyg. go pisałam xD. Ale jest. Mam nadzieję, że Wam się spodoba xD. Czekam na Wasze opinie :) miłego czytania. I miłego wieczoru. A tak w ogóle oglądał ktoś obecność 2? Jeśli tak to napiszcie czy warto bo mam zamiar się jutro na niego wybrać. :)

------------------------------------------------------

-Dobra to było tak, że... Wierzysz w zjawiska paranormalne? Chodzi o duchy, demony i te inne.

-Ej o co tu chodzi?

-Wierzysz czy nie?

-No tak. A po co ci to?

-Po nic.-Skłamałem.

-To gadaj o co chodzi w tym wszystkim.

-Dobra. Kiedy byłem mały. Miałem pięć lat. Razem z moimi rodzicami wracaliśmy późnym wieczorem, a może i nocą od babci. Rodzice nie odzywali się do siebie od dobrych paru godzin. Dylan ja wiedziałem, że coś jest nie tak, że zdarzy się coś złego. Miałem rację. Tir, który jechał na drugim pasie z naprzeciwka, zjechał na nasz pas. Mieliśmy czołówkę. Wszyscy powiedzieli mi, że rodzice zginęli na miejscu, a ja walczyłem o życie. Trafiłem do babci. Szczerze? Nikt nie chciał mnie wziąść pod opiekę. Nikt, rozumiesz? Wszyscy dla moich rodziców mówili, że powinni mnie usunąć kiedy jeszcze był czas. Nikt mnie nie kochał. Ojciec został tylko z matką ze względu, że jest w ciąży bo wpadli. Ale kiedy się urodziłem, mówił że nie wyobraża sobie życia bez mnie. No, a jednak on umarł. Zostawili mnie dla tych pazernych sępów. Żałuję, że ja też nie zginełem. Ale mniejsza z tym.-Przerwałem.

-Ale co to na wspólnego z tym lekarzem?-Spytał zdezorientowany.

-Ma i to dużo. Całe siedemnaście lat żyłem z świadomością, iż moi rodzice nie żyją razem z moim nie narodzonym bratem, aż do wczoraj. Ten lekarz jest moim ojcem.

-Co kurwa!?

-Też w to nie mogłem uwierzyć, ale wiesz ile on ma zdjęć moich i mojej matki? Ma zdjęcia zapewne mojego brata. Tylko, że on ma teraz siedemnaście lat. Rozumiesz teraz dlaczego nie chce go znać? Nie próbowali mnie nawet odnaleźć.

-Kurwa Olivier nie wiedziałem.

-Nikt nie wiedział. On chce odbudować relacje, ale ja nie dam rady. To za bardzo boli.

-Kurczę Olivier, ja nie wiem jak ci pomóc.

-Spoko, nic mi nie będzie.

-Napewno?

-Jasne.

-Hmm... Jakoś teraz tak niezręcznie się zrobiło.

-Właśnie.

-Dobra mamy pół godziny do otwarcia szpitala.

-Czas się zbierać.-Powiedziałem głosem opadły z sił. Wstałem od stołu i zebrałem brudne naczynia. Wstawiłem je do zmywarki.-To ruszamy.

-Właśnie.-Ruszyliśmy w stronę wyjścia. W korytarzu założyłem swoje superstary, chwyciłem klucze od mieszkania i od mojego Audi. Na moim podjeździe stał samochód Dylana. Ile on ich ma?

-Stary, czy ty przypadkiem nie jeździłem Audicą?

-No tak, ale miałem mały wypadek i musiałem oddać ją do naprawy. Więc teraz mam BMW.

-Jaki wypadek?

-Nic wielkiego. Facio wymusił pierwszeństwo i trochę skasował mi bok.

-I ja o niczym nie wiem?

-Ej stary wyluzuj wtedy jeszcze nie chodziłeś z moją siostrą.

-No spoko. To co jedziemy twoim czy moim?

-Szczerze? Możemy moim bo musze zatankować po drodze.

-Spoko.-Ruszyliśmy w stronę BMW Dylana. Po zahaczeniu o stację benzynową i staniu w korku (co nigdy się w tej części miasta nie zdarza), do szpitala dotarliśmy po czterdziestu minutach. Przywitaliśmy się z Jesicą (jest to pielęgniarka, która opiekuje się Hope).

-Chłopaki.-Powiedziała swoim aksamitnym głosem.

-Hmm?

-Ho...-Przerwała. Przeleciał mnie strach.

-Jesica, co z nią?!-Prawie krzyknąłem

-Jest coraz gorzej Olivier.

-Jak to gorzej!?-Krzyknął Dylan. Ja stałem jak sparaliżowany. Nie słuchając ich dalej pobiegłem do pokoju Ho. Słyszałem za sobą nawoływania pielęgniarki, ale miałem to w nosie, musiałem biec do tego małego debila. Kiedy wbiegłem do jej sali zastałem siedząca tam kobietę. Tylko był jeden mały problem. To nie była kobietą, tylko duch. Uznałem, że lepiej będzie jak uznam, że jej nie widzę. Zbliżyłem się do łóżka Hope. Po pięciu minutach przyglądania się mojej dziewczynie, odezwałem się do niej.

-Nie możesz mnie opuścić. Rozumiesz Ho?! Nie możesz.-Mówiłem nie zważając na przyglądająca się mi kobietę.-Hope, ja nie chciałem. Nie chciałem, abyś sie tak poczuła. To co mówiłem wtedy na imprezie... Ho ja byłem zdenerwowany. Przepraszam.

-Chłopcze.-Odezwała się kobieta.-Ja wiem, że mnie widzisz. I wiem, że mnie słyszysz. Porozmawiaj ze mną.-Odwróciłem się w jej stronę.

-Kim pani jest?

-Jestem mamą Ho. Pewnie wiesz, że ja nie żyję odkąd ona była mała?

-Tak wiem.

-Kochasz ją.

-Tak.-Zaśmiała się.

-Oj kochany to nie było pytanie tylko stwierdzenie. Ja to wiem, że ją kochasz. Ale...

-Ale co?

-Wiem coś o tobie, co kryjesz przed całym światem. Wiesz o co mi chodzi?

-Tak wiem. Nie powinna pani jej bronić?

-Po co? Przecież wiem, że jej nie skrzywdzisz, za bardzo ją kochasz. -Ta kobieta wie o tym co skrywam, a jednak wierzy we mnie jak nikt inny.

-Ale ja już to zrobiłem. Przeze mnie chciała się zabić. Skoczyła z tego cholernego mostu i to też przeze mnie.

-Otóż nie mój kochany. To nie twoja wina.-Zaszokowało mnie.

-Jak? Ale, przecież...

-Uwierz mi, to nie twoja wina. Sama mi to powiedziała.

-Pani może z nią rozmawiać?

-Tak.

-Pomoże mi pani się z nią skontaktować?

-Oczywiście. Jeśli tylko ona tego chce.

-Zapyta pani ją o to?

-Dla ciebie wyszystko słońce.

***

Sekret DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz