16

160 17 0
                                    

-Witaj Olivier.-Skąd on wie jak się nazywam i skąd do cholery na jego ścianie są zdjęcia moje i mojej rodziny!?

-Skąd pan wie jak się nazywam? I dlaczego ma pan moje i mojej rodziny zdjęcia na ścianie!?

-Olivier Ty mnie nie poznajesz?

-A skąd mam pana znać!?

-Oli, jestem twoim ojcem.-Zamurowało mnie.

-Jesteś moim ojcem?

-Nie, matką.-Usłyszałem ironię w jego głosie.

-Nie, to niemożliwe on przecież nie żyje!

-Olivier czy ty myślisz, że tylko ty jesteś tym kim jesteś!?

-Jeżeli jesteś moim ojcem to czemu przez tyle lat byłem pewny, że nie żyjecie razem z mamą. Tyle lat byłem sam! Tyle lat!

-Oli przepraszam. Ja...

-Przestań! Siedemnaście lat odwiedzałem wasz grób.

- Przepraszam, wybacz mi.

-Pierdol się! Nie chce cię znać. Niech zostanie tak jak było. Dla mnie już nie żyjecie.-Nie słuchając co ma do powiedzenia ruszyłem w stronę sali Hope. Dlaczego go nie poznałem od razu? Przecież jest moim ojcem. Takie pytania męczyły mnie, aż do sali mojej dziewczyny. Wszedłem do środka. Ho leżała na łóżku, a wokół jej było dużo jakiś maszyn. Była cała w jakiś rurkach. Dylan siedział tuż nad nią. Trzymał ją za dłoń. Podszedłem do nich. Chłopak podniósł na mnie wzrok. W jego oczach było można dostrzec ból, cierpienie, pogardę i nienawiść. Te ostatnie jak się domyślam są skierowane w moją osobę. Widać, że płakał.

-Dylan?-Tylko na mnie spojrzał z wyczekujacym spojrzeniem.-Co z nią?

-Lekarz mówi, że jest zaledwie piętnaście procent szans, że przeżyje. Rozuuniesz? Piętnaście! Ona zginie. Nie może, nie mogę jej znów stracić.-Urwał jakby to co przed chwilą powiedział nie miało ujrzeć światła dziennego.

- Jak to jeszcze raz?

-Rozdzielono nas gdy byliśmy mali. Ja trafiłem do babci a ona do wujka Johna i cioci Angie.

-Przykro mi.

-Mi również.

Siedzieliśmy już tak w ciszy. Nie mam pojęcia ile tak siedzieliśmy, ale do pokoju Ho wszedł nie kto inny jak mój ojciec.

-Dobry wieczór.-Czyli siedzieliśmy tu cały dzień i noc.- Przepraszam, ale czas wizyty się skończył. Musimy zabrać panią na badania.

-Ale dlaczego tak późno? Jest już dwudziesta trzydzieści.-Odezwałem się mierząc mojego ojca bezuczuciowym spojrzeniem.

-Ponieważ ja jestem jej lekarzem i ja robię jej badania. A mój dyżur zaczął się dopiero piętnaście minut temu.-Wysyczał przez zęby. Nie był już tym samym człowiekiem którego kochałem, szanowalem i w którym widziałem swój ideał. Zmienił się. Nienawidzę go. Bez słowa wyszedłem z sali Hope. Dylan natychmiast powtórzył mój czyn.

-Człowieku co ty masz do tego lekarza? Jakbyś miał mu coś za złe.

-Mam i to dużo.

-A co on ci zrobił?

-Nie twój interes.-Rzuciłem i ruszyłem w stronę wyjścia.

-Co ty robisz?

-Wychodzę, nie widzisz?

-Tylko gdzie?

-Nie wiem, może do domu?-Zapytałem ironicznie.

-I co zostawisz Ho tu samą?

-I tak nie możemy już tu przebywać. Jakbyśmy spróbowali to by nas wywalili.

-Masz racje.-Zrezygnowany nałożył swoją kurtkę i ruszył do wyjścia. Ja również wyszłem z tego szpitala.

-Dobra to narazie stary.-Rzuciłem do Dylana.

-No cześć. Będziesz jutro u Ho?

-Pewnie zajade do niej po szkole.

-Olivier.

-Hmm?

-Jutro jest niedziela.

-Ja pierdole. Zgubiłem rachubę czasu.

Zaśmieliśmy się. Pożegnałem się z chłopakiem. Ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Odwróciłem się jeszcze raz w stronę szpitala. W oknie zauważyłem jego. Jak najszybciej odwróciłem wzrok i ruszyłem przed siebie. Wcześniej zakładając słuchawki i włączając swoją ulubioną play liste. Kiedy doszedłem do przystanku mój empek już tam był. Oczywiście wsiadłem do niego i ruszyłem w stronę swojej dzielnicy. Kiedy dotarłem do domu od razu padłem na łóżko.

-Ja pierdole Olivier śmierdzisz fajkami i alkoholem. Umyj się człowieku.-Powiedziałem sam do siebie.-Kurwa pieprze to, jutro rano się umyje. Nie spałeś już dwa dni i dwie noce.

Z takimi przemyśleniami zasnęłem.

***

Sekret DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz