22

133 18 5
                                    

-Myślałam, że jedziemy do Paradise.-Powiedziałam kiedy mijaliśmy klub do, którego zawsze chodziliśmy.

-Mamy coś lepszego kochanie.-Powiedział Oliver łapiąc mnie za kolano. Zauważyłam, że mój brat non stop z kimś pisze.

-Z kim tak piszesz?

-Z Ivo.-Uśmiechnął się dostając kolejną wiadomość.

-Coś między wami jest?-Zapytałam.

-Tak. Powietrze.

-A coś więcej?

-Dziesięć dzielących nas kilometrów.-Odpowiedział.

-Kurwa Dylan!

-No okey. Jesteśmy przyjaciółmi od seksu.

-Seks fiends? Naprawdę nie stać was na coś więcej?-Spytałam zrezygnowana.

-Wiesz czasem się zastanawiam czy nie masz IQ ziemniaka. Oczywiście, że jesteśmy parą. Już od jakiś dwóch miesięcy.

-A ja myślałem, że podłogi.-Dołączył się Oliver. Chłopacy parskneli śmiechem, ale mi do śmiechu nie było.

-HA HA HA BARDZO ŚMIESZNE!-Zaakcentowałam każde słowo.

-Spokojnie kochanie.-Zaśmiał się Dylan przedżeźniając Olivera. Akurat Oliver zaparkował na parkingu przed wielkim budynkiem.

-To tu? Przecież nie słychać żadnej muzyki, ani nie ma świateł. Nic kompletnie nic. Pustka.

-A kto powiedział, że to tu? Po prostu tu zaparkowalismy.

-Dobrze, a teraz kochanie.-Zaśmiał się Dylan.-Musimy zakryć ci oczy.

-Jesteście nie możliwi.-Wyróciłam oczami. Chłopcy na ten odruch parskneli śmiechem.

-Wiem kochanie.-Oliver dał mi buziaka.

-Dobra koniec tej czułości. Zakrywaj jej te oczy.

-A co zazdrosny jesteś?-Zapytałam.-Co Ivo nie mówi do ciebie KOCHANIE?-Dylan wywróciłoczami.

-Czy wy to macie rodzinnie?-Zaśmiał się Oliver.

-Uwierz. Nasze przyszłe dzieci też tak będą miały.-Zaśmiałam się.

-Już planujesz mieć ze mną dzieci!?-Udał zaskoczenie.

-Wiesz pieska już mamy. Nasza rodzinka się powiększa.-Zaśmiałam się.

-A wy w ogóle uprawiacie seks?-Zapytał Dylan.

-Nie powinno cię to interesować braciszku.

-Bo wiesz siostra żeby mieć dzieci najpierw trzeba współżyć.

-Jakbym nie wiedziała.

-Ej no dobra chodźcie już.-Powiedział Oliver zasłaniając moje oczy jakimś materiałem.-Będę cię prowadził, okey kochanie?

-Mhym.

Już chwilę później kręciliśmy się po okolicy. To raz skrecajac w prawo raz w lewo. I tak w kółko, aż w końcu usłyszałam jak któryś z chłopaków otwiera drzwi. Zaczęliśmy wchodzić po schodach.

-Oliver teraz zdejmie ci chustę z oczu, ale masz mieć je zamknięte, dobrze Ho?-Usłyszałam głos Dylana.

-Yup.

-No dobrze kochanie pozbywamy się tej szmatki, co?-Zapytał Oliver.

-Oczywiście.

-Tylko miej oczy zamknięte. Kiedy powiem, abyś je otworzyła, zrób to.

-Dobrze.

Chłopak zdjął mi material z oczu. Oczywiście miałam mieć je zamknięte. To jak zapewne wiecie było ciemno, ale w pewnym momencie zrobiło się jaśniej. Pewnie włączyli światło.

-Możesz otworzyć.-Mruknął mi w ucho Oliver. Tak też i zrobiłam.

-NIESPODZIANKA!!!-Ludzie zebrani na tym dachu. Bo się okazało impreza jest na oszklonym dachu. No nieźle. Zaczęli krzyczeć. Było tu mnóstwo moich znajomych jak i tych ze szkoły i tych poza niej. Było też dużo znajomych Dylana, bo to również i jego impreza.

-Jęki dziękuję wam. Jesteście wspaniali.-Uściskałam brata i chłopaka. Oliver złączył nasze usta w pocałunku, a ludzie dokoła zaczęli wiwatować. Nagle na środek wjechał wielki tort z napisem. Z okazji dwudziestych urodzin Hope i Dylana. Wszyscy zebrani zaczęli śpiewać sto lat. Nie wytrzymałam łzy zaczęły płynąć mi po policzkach.

-Ej, nie płacz kochanie. Powinnaś się cieszyć, a nie płakać.-Powiedział Oliver przytulajac mnie od tyłu.

-Ja naprawdę się cieszę. To jest niesamowite, dziękuję.-W tym czasie pojawiła się Ivo z moim bratem. Załączyłam moje usta z ustami Olivera. Mój brat powtórzył mój gest i już chwilę później trzymał Ivo za biodra, a ich usta były złączone. Oliver poprosił mnie o dostęp, który oczywiście mu dałam. Chwilę później Oliver mnie przytulal. Zaczęliśmy świętować. Oczywiście najpierw wysłuchałam wszystkich życzeń i przyjmowałam prezenty. Jakieś trzy godziny później już wszyscy byli wstawieni. Niektórzy mniej, a inni bardziej. Oczywiście ja też, ale należałam do tej pierwszej grupy, a nawet mniej wystawiona byłam.

-Kochanie chodź zatańczyć.-Prosiłam Olivera.

-Oczywiście, dla mojej jubilatki wszystko.

Już chwilę później bawiliśmy się na parkiecie. Tanczylismy około czterech piosenek. O trzeciej nad ranem ludzie zaczęli sie już żegnać. Składali mi i Dylanowi jeszcze raz życzenia z okazji urodzin. Około czwartej już nikogo nie było. Podeszłam do szyb i spojrzałam na oświetlone miasto.

-Jak tu pięknie.-Powiedziałam gdy poczułam ręce Olivera na moich biodrach.

-Zgodzę się z tym.

-Nie chce stąd iść, ale zaraz będzie trzeba wracać do domów.-Oliver na moje słowa się zaśmiał.-Co cię tak śmieszy?-Odwróciłam się w jego stronę. A on oparł swoje czoło o moje.

-Nie musimy wracać.

-Nie rozumiem.

-Ho nie musimy wracać, ponieważ to mój dom.

-Naprawdę to twój dom?-Tak przyznam się, przez te trzy miesiące nie byłam ani razu u mojego chłopaka w domu. Ale mam dobrą wymówke. Leżałam w szpitalu. Dzisiaj dopiero co z niego wyszłam.

-Ho...-Odezwała się Ivo.

-Tak?-Spojrzałam w jej stronę.

-Wszystkiego najlepszego.-Podała mi małe pudełeczko. Kiedy je otworzyłam znalazłam tam złoy łańcuszek z moim imieniem.

-Boże Ivo dziękuję, nie było trzeba.

-Nie bądź taka skromna Ho. Wszystkiego naj.-Przytuliła mnie.

-Dziękuję.

-Ho my już będziemy lecieć.-Odezwał się Dylan.

-Serio?

-Tak. Wiesz już po urodzinach. My z Ivo planujemy pobyć sami. A ty z Oliverem, też pewnie chcecie być sami.

-Ale...

-Nie Ho, my już pojedziemy.-Powiedziała niska blondynka. W jej oczach widać było błaganie.

-No dobrze. Ale bądźcie ostrożni. Dylan?

-Tak?

-Nie piłeś? Nie chcę...-Nie dokończyłam nawet nie musiałam, bo on wiedział o co mi chodzi.

-Nie Ho nie piłem. Też bym tego nie chciał.

Pożegnaliśmy się wszyscy. Dosłownie dwie minuty później zostałam sama z Oliverem.

***

Sekret DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz