ROZDZIAŁ 39

384 37 17
                                    

Cztery lata później

Justyna ma już siedemnaście lat. Pogodzila się ze śmiercią mamy, ale ja niestety nie. Nigdy nie powiedziałem jej co tak naprawdę stało się z jej matką i nie mam zamiaru jej o tym mówić.
Mój ojciec nie został schwytany przez policję ani przeze mnie, ale też od czterech lat go nie widziałem. Słuch o nim zaginął...

-Tato!-Justynka krzyknęła schodząc po schodach. Zerknalem na dziewczynę na chwilę. Jest tak podobna do Ady. Do mojej miłości... Szczupła, wysoka brunetka o zielonych oczach. Tak bardzo przypomina mi moją ukochaną.

-Słucham Cię córciu.-odpowiedziałem czytając gazete.

-Mogę iść do Magdy? Ma dziś osiemnaste urodziny.-nastolatka stanęła przy fotelu, na którym siedziałem i chyba wiedziała jaka będzie moja odpowiedź.-Kupilam juz prezent.

-Nie.-odpowiedziałem stanowczo.

-Tato, dlaczego? Nigdy mnie nigdzie nie wypuszczasz. Od śmierci mamy mam wrażenie, że najlepiej to byś mnie zamknął w domu i nie wpuszczal do mnie nikogo. Ja chce wyjść do ludzi, a nie siedzieć całe życie w domu... Proszę.-mówiła.

Szczerze mówiąc to mnie zaskoczyła. I to bardzo. Nigdy nie negocjowala ze mną. Mówiłem "nie" i nie było gadania. Szanowala to.

-Nigdzie nie pójdziesz.-złożyłem i odłożyłem gazete na stolik.

-Nie masz prawa zabraniac mi spotykania się ze znajomymi. Poza tym Ty też mógłbyś czasem gdzieś wyjść, a nie siedzisz całymi dniami w domu.-zdenerwowala się.-Minęły cztery lata od śmierci mamy. Znajdź jakąś kobietę. Zakochaj się do cholery i poukladaj sobie życie na nowo.

-Nie mów tak. Rozumiesz?!-wstałem i krzyknalem. Zobaczyłem strach w jej oczach. Nigdy na nią nie krzyczalem.

-O dziewiętnastej wychodzę.-poinformowała mnie i poszła na górę.

-Nie ma mowy. I wracaj tu bo ja jeszcze nie skończyłem!-krzyknalem za nią.

-Ale ja skończyłam.-odkrzyknela i pobiegla do swojego pokoju.

-Cholera.-mruknąłem pod nosem.

-Co tam staruszku?-do domu wszedł Damian i podrzucal jabłko, które pewnie zerwał z jabłoni w ogrodzie.-Nie radzisz sobie z dojrzewajacą nastolatką?-zasmial się i poszedł do kuchni, a ja za nim.

-Nie masz własnego domu?-warknalem.-Pracujesz dziś przecież.

-Stary, wolne mam dzisiaj przecież. A moja poszła do koleżanki więc też musiałem gdzieś iść. Nie będę siedział w domu sam. To jak tam? O co poszło tym razem?-oparł się o blat plecami i zaczął gryźć owoc.

-Chciała iść na osiemnastkę do koleżanki...-zacząłem i przerwalem.

-I? -dociekal mój brat.

-I się nie zgodziłem.-wzruszylem ramionami.

-Ona ma siedemnaście lat. Za trzy miesiące skończy osiemnaście. Nie możesz jej więzić w domu. Daj jej się wyszalec.-Damian wyrzucił ogryzek do śmietnika.-Nawet chłopaka nie miała nigdy.

-Nie zaryzykuje. Nie chce żeby coś jej sie stało.-wyjaśniłem.

-Po ojcu słuch zaginął. Nie ma go. Pozwól jej do cholery. No chyba że chcesz mieć złe stosunki z córką. To co wybierasz?-uśmiechnął się do mnie ironicznie. Znal moją odpowiedz.- My sobie wypijemy jakieś piwko i obejrzymy mecz, a Justyna pójdzie na urodziny. To będzie jej pierwsze takie wyjście. Zobaczysz jaka będzie szczęśliwa.

-Dobra. Justyna!-krzyknalem.

-Co?-po chwili dziewczyna była już w kuchni.

-Możesz iść. Ale o dwudziestej drugiej w domu.

-Dwudziesta czwarta.-oburzyla się.

-Ni...-zacząłem.

-Jest okej. Ale się nie spoznij.-Damian puścił oczko mojej córce, która sie usmiechnela, a ja pokrecilem głową.

-Bądź punktualnie w domu.-przypomniałem.

Miłość na ulicyWhere stories live. Discover now