ROZDZIAŁ 2

849 62 1
                                    

Wybiegłam z domu. Nie wiedziałam gdzie mam iść. Nie mogłam nocować u znajomych. Policja od razu by mnie znalazła. Postanowiłam udać się do znajomego prawnika mojej mamy. Nie chce u niego nocować. Wiedziałam, że mama ma dla mnie spadek. Gdy byłam już pod domem pana Mirka zapukałam do drzwi.

-Dzień dobry. Mam na imię Ada. Pamięta mnie pan?

-Och, witam. Jest trzecia w nocy. Co się stało?- spytał zaspanym głosem, faktycznie było późno, nie zwróciłam nawet uwagi na godzinę

-Mogę wejść? To bardzo ważne.- opowiedziałam mu co się stało. Płakałam cały czas, gdy to mówiłam. Uspokajał mnie, ale to nic nie dawało. 
-Zadzwoniłaś na policję? Będziesz musiała zeznawać.
- Tak, zadzwoniłam, ale nie mogę tam wrócić.- gdy to powiedziałam spuściłam głowę, a pan Mirek spojrzał na mnie pytająco- Chodzi o to, że nie zamierzam mieszkać w domu dziecka. Po prostu nie mogę. I tu mam ogromną prośbę do pana. Nie może mnie pan wydać.
-Słucham? Wiesz, że nie mogę tego zrobić?
- Błagam pana. Wiem, że mama zostawiła dużo pieniędzy.  Chcę, by pan trzymał te pieniądze, a gdy skończę osiemnaście lat i będę mogła być samodzielna wrócę po nie. Proszę niech mi pan pomoże.
-Gdzie będziesz przez te trzy lata?
- Jeszcze nie wiem, ale poradzę sobie.
-Masz jakieś pieniądze?
-Tak. Muszę już iść. Gdy policja przyjdzie do pana niech pan powie, że mnie nie widział.
-Ehh. Ada. Ja nie mogę tak.
-Proszę.
-A jeśli coś ci się stanie?
-Wszystko będzie dobrze. Mogę na pana liczyć?- spytałam, na co tylko kiwnął głową na tak- Dziękuje, do widzenia.
Pan Mirek odprowadził mnie do drzwi i wyszłam.

Nie wiedziałam gdzie mam pójść. Bałam się iść na dworzec. Na pewno było tam dużo bezdomnych. Była czwarta, miasto pozwoli budziło się do życia. Postanowiłam poczekać godzinę na przystanku. Nie mogłam spać. Ciągle myślałam o tym co mnie czeka. Na dworzu było zimno więc wsiadłam do pierwszego lepszego tramwaju. Kupiłam bilet, usiadłam z tyłu i zasnęłam. Obudziłam się po dwóch godzinach. Nerwowo zaczęłam przeszukiwać torbę czy nic nie zniknęło. Na szczęście wszystko było. Wzięłam telefon do ręki i postanowiłam go wyłączyć. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie mi potrzebny. Wysiadłam z tramwaju. Nie wiedziałam na jakiej dzielnicy jestem. Im dalej od miejsca tej tragedii tym lepiej. Nie chce by policja mnie szukała, ale pewnie już to robi. Muszę się ukrywać.

Poszłam do sklepu, by kupić kanapkę i butelkę wody. Cały dzień błąkałam się po mieście. Raz weszłam ponownie do tramwaju by się trochę przespać. Jednak w dzień jest bezpieczniej niż w nocy. Zapadał już wieczór i robiło się chłodniej. Przez całą noc chodziłam po warszawskich przejściach podziemnych. Tylko tam mogłam się chociaż na chwilę ogrzać.

Chciało mi się płakać. Nie miałam już siły. Bałam się, było mi zimno. Wiedziałam, że nie przeżyje tu sama. Musiałam znaleźć kogoś takiego jak ja. Kogoś kto mi pomoże.

Miłość na ulicyWhere stories live. Discover now