ROZDZIAŁ 4

728 58 1
                                    

(ADA)

Rano obudziłam się sama, nie było Pawła, ale zostawił swój śpiwór i szczoteczkę, więc mnie nie zostawił. Postanowiłam pójść do sklepu i kupić coś do jedzenia. Szybko się ogarnęłam i poszłam po dwie kawy i pięć kanapek. Gdy już wróciłam Paweł siedział na ziemi i przeliczał drobne.

-Cześć.-krzyknęłam i uśmiechnęłam się do niego, a on tylko na mnie spojrzał i się nie odezwał.-Mam coś dla nas.

-Miałem nadzieję, że już sobie poszłaś. Co masz?

-Kawę i kanapki.-powiedziałam i postawiłam obok niego kubek i podałam trzy kanapki

-Dzięki.-popatrzył na mnie wyraźnie zdziwiony moim gestem i zaczął jeść. Musiał być bardzo głodny, bo nim się obejrzałam miał już wszystko zjedzone.

-Nie ma za co. Co dziś robimy?

-My? Nie powinnaś już sobie iść?

-No jeśli ci to nie przeszkadza to posiedzę sobie jeszcze trochę u ciebie.

-Jak sobie chcesz. Idę dziś na basen, idziesz też?

-Basen? Będziemy pływać?

-Nie. Pójdziemy się umyć i wyprać  ubrania, Potem szybko do torby i rozwiesimy je tu.- wskazał ręką na linkę zawieszoną na całą szerokość pomieszczenia

-A ludzie? Zorientują się, że coś jest nie tak. I skąd masz pieniądze na to?

-Uzbierałem siedem złoty, wystarczy.  A ludzie? Nimi się nie przejmuj, oni mają wszystko gdzieś i nie wtrącają się w życie innych. Dokończ tą kanapkę i się zbieraj.

-Już już, ale poczekaj, bo ta torba jest ciężka.

-Daj mi ją. Jak wrócimy to zobaczę co tam masz.

Po dziesięciu minutach dotarliśmy na basen gdzie kupiliśmy bilet i każdy poszedł do swojej szatni. Rozebrałam się i przygotowałam czyste ubrania, a następnie poszłam się wykąpać. Pod prysznicem stałam jakieś dwadzieścia minut, bardzo mi tego brakowało. Gdy już się ubrałam wyszłam z szatni, by wysuszyć włosy. Tam zastałam Pawła, który wyglądał zabójczo. Nie miał już zarostu, był ubrany w dresy zwężane w łydkach i czarną koszulkę.

-Długo na mnie czekasz?-spytałam, gdy zaczęłam już suszyć włosy

-Nie, tylko chwilę.

-Super. Możemy już iść.-powiedziałam, gdy już wysuszyłam włosy.-Weźmiesz moją torbę? Bardzo proszę.

-Dawaj ją.

-Dzięki.

Całą drogę szliśmy w ciszy. W sumie nie wiem o czym miałabym z nim rozmawiać. Miałam zapytać jak się czuje? Jest bezdomny, nie ma domu. Przecież wiadomo, że beznadziejnie.

Gdy byliśmy już na miejscu Paweł nie oddał mi torby tylko zaczął patrzeć co w niej mam.

-Co ty robisz?-spytałam

-Ciuchy, bielizna, telefon, kasa, szczoteczka do zębów, grzebień, książka i zeszyt? Po co ci to?

-Książkę wzięłam na zabicie nudy...

-Uwierz, że nie będzie ci się tu nudziło, a zeszyt?

-Tam mam spisane wszystkie kontakty. A właśnie jeśli o to chodzi to jest gdzieś w pobliżu budka telefoniczna?

-Jest. Tuż za rogiem koło przystanku. A co?

-Muszę do kogoś zadzwonić. Chce się dowiedzieć kiedy będzie pogrzeb mojej mamy.

-A, okej. Chcesz bym poszedł z tobą?-zapytał, a ja szczerze mówiąc bardzo się zdziwiłam, bo myślałam, że mnie nie lubi.

-Jeśli ci to nie przeszkadza to możesz. Chyba lepiej bym się czuła gdyby ktoś tam ze mną był.

-Nie ma sprawy.

Potem poszłam do budki, by wykonać telefon do znajomego prawnika mojej mamy.

-Dzień dobry panu, z tej strony Ada. Chciałam się dowiedzieć kiedy jest pogrzeb mamy.

-Witaj kochana, pogrzeb jest jutro. Trochę późno, bo musieli zrobić jeszcze sekcje zwłok. Pytali o ciebie. Powiedziałem, że cię nie widziałem i nie wiem gdzie jesteś. Wszystko dobrze u ciebie?

-Tak, mam gdzie mieszkać. Proszę się nie martwić. Do widzenia.-powiedziałam i rozłączyłam się.

Cześć. Przez tydzień niestety nie będę nic dodawala bo wyjeżdżam, ale jak wrócę to postaram się jak najszybciej coś napisać.
Pozdrawiam Julia. :*



Miłość na ulicyWhere stories live. Discover now